Gdybym dzisiaj spotkał św. Pawła

Czy nie jest przypadkiem tak, że jeśli nie wyciągniemy wniosków z tamtej lekcji w Azji, za kolejne setki lat chrześcijanie z innych kontynentów będą przybywać do Europy, by oglądać miejsca, w których niegdyś wznosiły się kościoły?

Gdybym dzisiaj spotkał św. Pawła

Gdybym dzisiaj spotkał św. Pawła

Rozmowa z ks. prof. dr hab. Waldemarem Chrostowskim, przewodniczącym Stowarzyszenia Biblistów Polskich

– Kończy się Rok św. Pawła. Jak Ksiądz Profesor ocenia ten czas?

– Podczas Roku św. Pawła dokonało się wiele dobrego. Przede wszystkim ożywiła się i wzmocniła świadomość tego, kim był św. Paweł i czego dokonał, oraz na czym polegała radykalna przemiana w jego życiu, dzięki której został pozyskany dla Chrystusa. Znacznie lepiej poznaliśmy początki wiary chrześcijańskiej, jej umacniania się i ekspansji. Pogłębieniu uległa także nasza wiara oraz rozeznanie, co w niej najważniejsze, na co trzeba zwrócić szczególną uwagę i co jest warunkiem dobrego apostolstwa oraz skutecznej ewangelizacji. Zaznaczył się również wzgląd na wielką żarliwość religijną, która jest najbardziej przekonującym argumentem w pozyskiwaniu innych dla Chrystusa.

Myślę, że największą pracę wykonał Ojciec Święty Benedykt XVI, głównie przez głębokie katechezy poświęcone Apostołowi Narodów oraz liczne inicjatywy teologiczne i duszpasterskie, które już zostały zrealizowane bądź znajdują się w toku realizacji – i to w różnych zakątkach świata, nie tylko w Europie i w miejscach związanych ze św. Pawłem. Można mieć nadzieję, że dla większości chrześcijan bardziej widoczna stała się prawda, że św. Paweł jest drugą po Jezusie Chrystusie osobą, której zawdzięczamy kształt naszej wiary i skuteczność jej głoszenia.

– Wspomniał Ksiądz Profesor o Benedykcie XVI. Czy są jakieś cechy wspólne między nim a św. Pawłem?

– Takich cech wspólnych jest wiele. Każdy z papieży – przez sam fakt szczególnej odpowiedzialności za Kościół – ma coś, co go łączy ze św. Pawłem oraz pozostałymi Apostołami. Nazwałbym ów szczególny wymiar apostolskim, przede wszystkim dlatego, że ukazuje nam i podkreśla powszechność Kościoła. Nie jest on ograniczony do jednego narodu, jednej kultury czy jednego języka, lecz obejmuje całą ludzkość. O tym, że tak się stało, przesądziła nie tylko natura Ewangelii, lecz i Pawłowy żar pozyskiwania wszystkich ludzi dla Chrystusa. Właśnie tym Paweł zdecydowanie się wyróżniał. Gdy patrzymy na Benedykta XVI jako Piotra naszych czasów, możemy powiedzieć, że cechuje go coś podobnego. Odnosi się to zresztą i do jego poprzedników. Dobrze znana jest gorliwość Jana XXIII (1958-1963), który zwołał Sobór Watykański II, wielka żarliwość apostolska Pawła VI (1963-1978), który zapoczątkował pielgrzymki papieskie, a także zapał Jana Pawła II (1978-2005), który odbył 104 podróże apostolskie, naśladując i w tym swojego imiennika, Apostoła Pawła. W ich ślady idzie Benedykt XVI. Powinniśmy wziąć pod uwagę nie tylko jego słowa, ale i czyny. Benedykt XVI przedkłada nam bardzo głęboką teologię. A teologia to wiara szukająca zrozumienia, zatem – idąc śladami św. Pawła oraz obficie korzystając z jego nauczania – Ojciec Święty wydobywa zrozumienie i uzasadnienie wiary, które są tak potrzebne i przydatne współczesnemu człowiekowi.

– 19 czerwca 2009 r. rozpoczyna się Rok Kapłaństwa, ogłoszony przez Ojca Świętego Benedykta XVI. Co – według Księdza Profesora – powiedziałby współczesnemu kapłanowi św. Paweł?

– Rok Kapłaństwa to inicjatywa prawdziwie bezcenna. Zwróćmy uwagę, że zaczyna się on w Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa. Chodzi zatem o kształtowanie serc kapłańskich i serc osób konsekrowanych na wzór Serca Zbawiciela: „Jezu cichy i pokornego serca, uczyń serca nasze według Serca Twego”. Benedykt XVI nawiązuje do tradycyjnej katolickiej pobożności, której korzenie sięgają Ewangelii i nauczania apostolskiego, a która przez wieki rozwijała się i znajduje wyraz w czci Najświętszego Serca Pana Jezusa. Jest to model, który ma ożywiać i ukierunkowywać przeżywanie Roku Kapłaństwa. Dla kapłana i osób konsekrowanych podstawowe odniesienie stanowi Wieczernik i Eucharystia. Trzeba zatem szukać w Piśmie Świętym i w wielowiekowej Tradycji Kościoła wszystkiego, co rzuca światło na Eucharystię i sakrament kapłaństwa, a także na ich nierozdzielny związek i jedność. Bardzo pomocne w tym, co dotyczy tajemnicy Eucharystii i jej życiodajnych owoców, jest nauczanie św. Pawła. Pod tym względem jego duchowe inspiracje są naprawdę cudowne, ponieważ wyraźnie i przekonująco ukazuje on liczne więzi między ukrzyżowaniem i śmiercią Jezusa a Jego zmartwychwstaniem i Eucharystią. W Eucharystii, jak pisze św. Jan, Jezus „do końca nas umiłował” (por. J 13, 1), św. Paweł zaś wytrwale wyjaśnia tę tajemnicę. Właściwe przeżywanie Roku Kapłaństwa będzie więc oznaczało głębokie przeżywanie Eucharystii – jej trzech zasadniczych wymiarów: rzeczywistej obecności Pana Jezusa, Jego ofiary ponawianej w sposób bezkrwawy oraz uczty, czyli Eucharystii jako pokarmu wierzących. Dobre przeżywanie Roku Kapłaństwa powinno oznaczać jak największe uwrażliwienie na to, co w Eucharystii najważniejsze, na jej wymiar ofiarniczy, na świadomość obecności Jezusa, a także na fakt, że Eucharystia i kapłaństwo winny budować jedność z Bogiem oraz solidarną jedność między ludźmi.

A co św. Paweł powiedziałby współczesnemu kapłanowi? Myślę, że to, co wyraził w Liście do Galatów. Kiedy zastanawiał się nad własnym życiem i dostrzegał w nim nieodgadnione drogi Boga, napisał: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2, 20). I to jest ów wzniosły ideał, do którego powinien dążyć każdy kapłan i każda osoba konsekrowana! Nie ma w tym pychy ani przechwalania się, lecz radość ze zjednoczenia z Chrystusem, możliwa przede wszystkim dzięki Eucharystii. A nie byłoby Eucharystii bez kapłaństwa. Zatem główną dewizą Roku Kapłaństwa jest zachęta skierowana do kapłanów, by poznali swoją godność i uznali, że przez posługę, którą sprawują, pomagają innym przeżywać Chrystusa najgłębiej jak to dla człowieka możliwe. Sprawiając Jego sakramentalną obecność, prowadzą siebie i wiernych do pełnego zjednoczenia z Nim.

– Duszpasterze niejednokrotnie zmagają się z biernością i ospałością duchową wiernych. W jaki sposób św. Paweł trafiał do takich ludzi?

– Zapewne podobnie jak tysiące innych misjonarzy i głosicieli Chrystusa, których trudy i wysiłek najlepiej streszczają słowa ojców Kościoła: „Karmię was tym, czym sam żyję”. Nie ma lepszego i bardziej przekonującego świadectwa i drogowskazu prowadzącego do Chrystusa niż świadectwo, jakie dajemy własnym życiem. Jeżeli spotykamy się z biernością i ospałością duchową, przeciwwagę dla nich stanowi przede wszystkim żarliwość i oddanie Chrystusowi tych, którzy Go głoszą. Musimy strzec się takiej ewangelizacji, w której chcemy odnotować doraźne sukcesy, uznanie, aplauz i oklaski. W ewangelizacji i apostolstwie nasze spojrzenie powinno być długofalowe, czyli cierpliwe i wytrwałe. Satysfakcja głosiciela Ewangelii nie zawsze jest równoważna z dobrem duchowym, które dokonuje się w sercach ludzi. Czasami to dobro kiełkuje i wydaje owoce po bardzo długim czasie. Można powiedzieć, że z apostolstwem i ewangelizacją jest tak, jak z sadzeniem sadu: drzewa owocowe sadzą ci, którzy prawdopodobnie nigdy nie spożyją z nich owoców, ale wiedzą, że one będą. Ich radością jest to, że sadzą i mają świadomość, że przyszłość potwierdzi sens ich trudu. Nieszczęście polega na tym, że zbyt często mylimy owoce ewangelizacji z doraźną skutecznością i chcemy powtarzać modele, które istnieją w życiu świeckim – robię coś i natychmiast widzę skutki. Podobnie: podejmuję się głoszenia słowa Bożego i chciałbym natychmiast widzieć jego rezultaty.

Tymczasem dobro rośnie po cichu, jak wszystko, co piękne, szlachetne i prawdziwie owocne. W dziele ewangelizacji nie można liczyć na doraźną satysfakcję grup, liderów, proboszczów i księży, którzy będą cieszyć się, że oto wszyscy idą za nimi. Nie ich satysfakcja jest najważniejsza, ale Chrystus i Jego Ewangelia. Nigdy nie wiemy, co naprawdę dzieje się w ludzkich sercach. Czasami ludzie odchodzą, kiedy indziej robią wrażenie obojętnych i ospałych, ale dobro, które zostało w nich posiane, trwa i kiełkuje. Widać to doskonale na przykładzie wielu wspólnot, jakie założył św. Paweł: Antiochia, Ikonium, Filippi, Tesaloniki, Berea, i z których musiał uchodzić, bo spotykały go tam prześladowania, wrogość, plotki, szyderstwa, kpiny. Ale okazywało się, że jakiś czas później pisał listy do tych wspólnot i dziękował w nich za gorliwość, która tam zaistniała.

Przypomnijmy też epizod w Atenach: gdy Paweł wygłosił na Areopagu przemówienie, w którym zawarł prawdę o zmartwychwstaniu Jezusa, jedni się naśmiewali, a drudzy powiedzieli: ,,Posłuchamy cię o tym innym razem” (Dz 17, 32). A mimo to za głosem Apostoła poszedł Dionizy, nazwany Areopagitą, kobieta imieniem Damaris oraz kilkoro innych słuchaczy. I to był w Atenach zaczątek Kościoła, który trwa do dzisiaj. Nie wiadomo, jakie były dalsze losy tych, którzy wtedy powiedzieli: „Posłuchamy cię o tym innym razem”, ale ziarno słowa Bożego wrzucone w glebę ludzkich sumień nigdy nie pozostaje bezowocne. A zatem jeszcze raz: trzeba ostrzegać wszystkich głosicieli Ewangelii przed naciskiem na doraźną skuteczność i przed niecierpliwością, bo nie o naszą satysfakcję chodzi, ale o skuteczność działania Boga.

– Księże Profesorze, czy jest takie pytanie, które chciałby Ksiądz zadać św. Pawłowi?

– Gdybym żył w jego czasach, na pewno zadawałbym mu inne pytania niż te, które noszę w sobie dzisiaj. Po prawie dwóch tysiącach lat, które upłynęły od życia i działalności Apostoła Narodów, widzimy błogosławione owoce jego ewangelizacji i wszystkiego, czego dokonał. Przemierzył tysiące kilometrów, pozostały po nim liczne wspólnoty wyznawców Chrystusa, pozostało nauczanie, które dla wszystkich pokoleń chrześcijan jest normatywne, ponieważ buduje naszą wiarę i ją umacnia. Ale w tym wszystkim zastanawia mnie jedna rzecz…

Miałem szczęście pielgrzymować śladami św. Pawła, i to wielokrotnie, zarówno w Ziemi Świętej i Jordanii, jak i w Azji Mniejszej oraz Grecji i Italii. Dotarłem prawie wszędzie tam, gdzie on przebywał. Na pewnej części tego rozległego terytorium, mianowicie w Azji Mniejszej, czyli dzisiejszej Turcji, ślady obecności św. Pawła to tylko kamienie i ruiny dawnych świątyń, a także z trudem rozpoznawalne miejsca, wśród których najbardziej przejmujące są Kolosy. Widzimy tam wzgórze, które wznosi się wśród pól uprawnych i to pod nim kryje się starożytne miasto. Nagromadziło się tam tyle gleby, że cały teren jest wykorzystywany pod uprawę zbóż.

Gdybym dzisiaj spotkał św. Pawła, zapytałbym: Dlaczego doszło do tego, że ów ogromny wysiłek ewangelizacyjny w rejonach, w których on przebywał, został pogrzebany? Dlaczego te kościoły obróciły się w ruinę? Czego nie dopilnowano? Co się stało? Jaka jest jego ocena tego, co oglądamy w Azji Mniejszej, czyli w Perge, Antiochii, Ikonium, Derbe, Listrze, Efezie, Pergamonie czy Troadzie? W perspektywie historycznej wiemy, co się wydarzyło: najazdy arabskie, a potem tureckie i w końcu ten świat stał się światem islamu. Ale chciałbym postawić pytanie natury teologicznej i pastoralnej: czego tamci chrześcijanie, nasi przodkowie w wierze, nie dopilnowali?

Zadałbym też św. Pawłowi drugie pytanie: Czy nie jest przypadkiem tak, że jeśli nie wyciągniemy wniosków z tamtej lekcji w Azji, za kolejne setki lat chrześcijanie z innych kontynentów będą przybywać do Europy, by oglądać miejsca, w których niegdyś wznosiły się kościoły? Ta wizja wydaje się katastroficzna, ale chrześcijanie, którzy żyli w Azji Mniejszej, też nie przypuszczali, że ktoś będzie chodził po ruinach ich domów i świątyń. Jak więc wzmóc naszą troskę o to, by Kościół w Europie nie tylko trwał, ale – co ważniejsze – rozwijał się? Jak dzisiejszemu człowiekowi mówić o Bogu i Chrystusie tak, by Kościół dobrze wykorzystał możliwości i szanse wpisane w dynamizm Ewangelii?

– Mówił Ksiądz Profesor o tym, jakimi słowami św. Paweł wzmocniłby dziś kapłanów. A co powiedziałby człowiekowi, któremu trudno znaleźć sens życia, odkryć wartość własnego powołania?

– W każdym pokoleniu ludzie szukali sensu życia. Dam jeden przykład. W odległej starożytności, na kilka wieków przed Chrystusem, jeden z greckich mędrców narzekał, że młodzież w jego czasach jest tak niedobra i nie ma przed sobą żadnej przyszłości. Od tamtej pory minęło ponad dwa tysiące lat i nadal słyszymy te same narzekania. Wygląda na to, że perspektywa przyszłości jest niemal zawsze podpierana względami egoistycznymi. Jesteśmy skupieni na sobie i mamy skłonność, by nasze trudności i lęki wyolbrzymiać. Narzekamy zatem, że nie możemy odkryć sensu własnego życia, wartości siebie i swojego powołania… Ale w tych sprawach zawsze było trudno! Gdyby było łatwo, nie trzeba byłoby szczególnej pracy nad sobą. Pójście za Chrystusem zawsze wymaga wysiłku i współpracy z Nim, a więc nie przeceniałbym rozmaitych trudności i przeciwności, jakim powinniśmy sprostać.

Także w tym względzie bezcenne wskazówki można znaleźć u św. Pawła, a przychodzi mi na myśl zwłaszcza zapewnienie, jakie skierował do niego zmartwychwstały Jezus: „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali” (2 Kor 12, 9). Nieodłączną częścią ludzkiego życia są słabości, rozmaite upadki, trudności, a nawet grzechy. Gdybyśmy na nich poprzestali, byłaby to nasza przegrana. Ale jeżeli z tego, co słabe, gnuśne i złe uczynimy okoliczność do nawrócenia i powrotu do Boga oraz skorzystania z Jego łaski, wtedy w słabościach moc się doskonali. Dlatego św. Paweł natychmiast dodaje: „Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa” (2 Kor 12, 9). Zawsze ostatnie słowo należy do Boga, a Apostoł Narodów ukazuje i potwierdza, że w ludzkich dziejach i dziejach każdego człowieka to Bóg ma ostatnie słowo. Dlatego trzeba i warto Mu zaufać. Bóg, skoro ukazuje nam cel i drogę, daje również siłę, by ów cel osiągnąć. Człowiek, który ufa Bogu, nigdy nie jest sam. Przykład Pawła pokazuje, że każdy zagubiony może zawrócić ze złej drogi i przez współpracę z Bogiem podjąć wysiłek, który z prześladowcy uczyni apostoła.

– Założyciel Zgromadzenia Sióstr Loretanek i zarazem twórca naszego pisma powtarzał za bp. Wilhelmem Kettelerem: „Gdyby św. Paweł dzisiaj żył, byłby dziennikarzem”. Jak Ksiądz Profesor sądzi, czego dziennikarz może nauczyć się od św. Pawła?

– Nie każdym dziennikarzem św. Paweł chciałby być, a zatem nie w każdej gazecie, stacji radiowej i telewizyjnej czy agencji informacyjnej zgodziłby się pracować. Nie jest wszystko jedno, co się robi i gdzie się pracuje. Być może byłby dziennikarzem, ale nie wynikałoby to z woli dominacji i odgórnego oddziaływania na ludzi, lecz z pragnienia dzielenia się osobistym świadectwem wiary w Chrystusa. Takich dziennikarzy, niestety, nie jest zbyt wielu, także w środowiskach katolickich. Bolączką współczesnego dziennikarstwa chrześcijańskiego jest to, że zamiast rzeczywistość kształtować w duchu Chrystusowym, raczej odzwierciedla ono ogólną niemoc, stereotypy, urazy, uprzedzenia i zamieszanie, a przez to wykopuje między ludźmi przepaści albo pogłębia już istniejące.

Paweł pisał dużo i pod tym względem stanowił wzór. Ale naśladowanie go jest trudne, bo „dużo” nie może znaczyć byle co ani byle jak. Pisząc kolejny list, św. Paweł nie zapominał o tym, co napisał wcześniej. Tymczasem często zdarza się, że pracy dziennikarza nie towarzyszy należyta troska o prawdę i poczucie odpowiedzialności za słowo. Chrześcijański dziennikarz powinien stać na straży prawdy o Bogu oraz prawdy o człowieku, bo dopiero wtedy jest naprawdę potrzebny. Natomiast, jeżeli ktoś do prawdy nie przykłada wagi, wówczas rezultaty jego pracy są bardzo ryzykowne, a nawet bywają niszczycielskie. Czego więc dziennikarze mogą uczyć się od św. Pawła? Przylgnięcia do prawdy i umiłowania prawdy. A to wymaga odwagi, cierpliwości i bardzo dużo samodyscypliny. Są to zdrowe owoce chrześcijańskiej dojrzałości.

– Dziękujemy za rozmowę.

Rozmawiały: s. Wioletta Ostrowska CSL i Małgorzata Laskowska

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama