Człowiek, ziemia święta

Wielkość św. Jana Pawła II jest niezaprzeczalna. Pozostaje pytanie - ile z tej wielkości pojęliśmy i przyswoiliśmy sobie?

Pierwszy raz zestawienia imienia Jana Pawła II z tytułem „wielki” dokonał kardynał Angelo Scola w homilii wygłoszonej w czasie żałobnej Mszy na placu św. Piotra w niedzielę 3 kwietnia 2005 r. Warto przy tej okazji przypomnieć, że tylko trzech papieży w historii Kościoła katolickiego nosiło taki przydomek.

Później odnalazłem go jeszcze na obrazie, który znajduje się w kościele Santa Maria del Popolo w Rzymie. Obraz został namalowany tuż po śmierci papieża Polaka i jest on dowodem na to, że nie tylko kardynał Scola dostrzegł tę wielkość, ale w taki sposób widzieli papieża ludzie. Istnienie powszechnego wręcz przekonania o świętości Jana Pawła II symbolicznie wyraził transparent z napisem „Santo subito”, który powiewał w dzień pogrzebu na placu św. Piotra. Stąd proces beatyfikacyjny, a później kanonizacyjny zamknęły się niezwykle szybko, bo trwały niecałe dziewięć lat. Jan XXIII, który został ogłoszony świętym razem z Janem Pawłem II, musiał na to czekać 51 lat. Wydaje się więc naturalną konsekwencją prośba, jaką w październiku 2019 r. skierował do papieża Franciszka abp Stanisław Gądecki, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, aby Jana Pawła II ogłosić doktorem Kościoła i patronem Europy.

Skąd wielkość tego człowieka? Pewnie każdy będzie miał swoją odpowiedź. Moją nosiłem głęboko w sobie i zaskoczyła mnie, gdy papież umarł: cały dzień płaczu. Pamiętam, że nie umiałem się opanować. Nie płakałem dotychczas tak mocno po niczyjej śmierci. Jan Paweł II był dla mnie ogromnym autorytetem, ale też kimś bardzo bliskim, kimś kto mnie rozumie. Tak go postrzegałem, choć oczywiście nie miałem okazji poznać go osobiście. Spotkałem go zaledwie kilka razy. Była to zawsze najprostsza wymiana uścisku dłoni, jedno, dwa słowa... i przyjęcie różańca. Każdy z nich podarowałem potem najbliższym w mojej rodzinie. Na jednym modlę się sam. W ten sposób jakoś nadal z nim jestem, a on ze mną, z nami.

Zdaję sobie sprawę z możliwej tutaj obiekcji: jak można tak bardzo cenić Jana Pawła II i papieża Franciszka zarazem? Dla mnie odpowiedź jest oczywista: każdy z nich podjął się służby papieskiej w określonym czasie, a ten wymagał adekwatnego i zarazem odmiennego podejścia. Kolejni papieże mogą więc, a nawet powinni, do pewnego stopnia różnić się między sobą. Te różnice między Wojtyłą i Bergoglio rzeczywiście dostrzegam. To jednak, co obu tych papieży łączy, to wyraźny prymat Boga, brak polegania na sobie i jakiegoś ludzkiego wyrachowania. Łączy ich perspektywa świętości: obaj są przykładami ludzi skoncentrowanych na poznaniu i wypełnieniu woli Boga. Stąd obaj są również przykładami osób niezwykle rozmodlonych i kochających ludzi. W nich miłość do Boga i do drugiego człowieka zlewa się w całość, dając najlepszy dowód na to, czym jest nowość Ewangelii Chrystusa w ludzkiej historii.

Nowość Ewangelii polega bowiem na religijności, która nie potrafi oddzielać szacunku do Boga od szacunku do człowieka. „Kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi” — czytamy w Pierwszym Liście św. Jana. Chrześcijaństwo jest o tyle znakiem Boga w tym świecie, o ile daje świadectwo miłości bliźniego. Nie ma więc mowy o rzeczywistym chrześcijaństwie tam, gdzie człowiek jest niekochany, także ten grzeszny i słaby. Dlatego miłość przejawia się zawsze przez szacunek do ludzkiego sumienia, do jego niezabliźnionych ran, kruchych poszukiwań prawdy i ukrytych w nim najgłębszych pragnień.

W sumieniu znajduję „ziemię świętą”, na której spotkają się obaj papieże. Obaj stąpają po niej delikatnie, z namysłem, z szacunkiem. I nawet jeśli ktoś wykaże istotne różnice w sposobie, w jaki każdy z nich tę ziemię kocha, a nawet całuje, ona jest dla nich — co całym swoim życiem i nauczaniem już pokazali — najdroższym skarbem Kościoła. Nie dlatego, że w Kościele ważniejszy od Boga jest człowiek, ale że w każdym człowieku mieszka Bóg i tylko takiemu, Wcielonemu Bogu, chrześcijanie chcą oddawać cześć.

Razem z o. Ziębą chciałbym więc zapytać, czy my tę ewangeliczną lekcję rzeczywiście w Polsce już odrobiliśmy?

Ks. Mirosław Tykfer, redaktor naczelny „Przewodnika Katolickiego”

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama