Arcybiskup Ryś zaryzykował

Czy język listów pasterskich musi być oficjalny i urzędowy? Ostatni list abpa Rysia pokazuje, że nie

Abp Grzegorz Ryś zaryzykował. Ale było warto. Kiedy czytam listy pasterskie świętych Pawła czy Piotra, odnajduję w nich podobny rodzinny klimat

Ot tak, po prostu, trochę jak w rodzinie — pisze do swoich diecezjan abp Grzegorz Ryś. I może nas to dziwić, bo język wydaje się zbyt lekki, bardzo prosty, wręcz potoczny. Na pewno nie taki, jakiego spodziewamy się w listach pasterskich. Wielu więc pyta: to dobrze czy źle? Świeży powiew czy zbyt daleko idące uproszczenie? Nie mnie oczywiście oceniać listy biskupów, sądząc jednak po reakcjach wielu ludzi, kiedy ja sam zaczynam czytać jakikolwiek list biskupów w kościele, wydaje się, że sprawa wymaga przemyślenia. Patrząc na ich twarze, odczytuję zazwyczaj jedno: dlaczego znowu list... Niektórzy od razu przyjmują postawę „na przetrwanie”, inni zwieszają głowy. Są też oczywiście i tacy, którzy wytężają słuch, ale tych jest niewielu. Bywają dni, kiedy list pasterski jest przez ludzi wręcz oczekiwany, a każde zamieszczone w nim słowo, cedzone w ich umysłach jak w durszlaku. Tak było w przypadku pedofilii. Zazwyczaj jednak tematy przez biskupów poruszane nie są aż tak gorące, choć nie muszą oczywiście takimi być.

List abp. Rysia nie porusza żadnego gorącego tematu, a jednak porusza emocje. Dlaczego? Odpowiedź kryje się w jego formie. Tego chce się słuchać. Forma ma ogromne znaczenie. To, w jaki sposób biskup zwraca się do swojej wspólnoty, pokazuje bowiem, jakie nosi w sobie wobec nich emocje, jak traktuje swoich diecezjan. Listy bardzo oficjalne i trochę przeintelektualizowane, z jakimi mamy zazwyczaj do czynienia — przynajmniej wtedy, gdy są to listy Konferencji Episkopatu Polski — mają swój walor: odbiorcy czują się intelektualnie uszanowani. Nikt nie może powiedzieć, że jego pasterze traktują go niepoważnie. Mają jednak tę wadę, że z powodu tej bardzo oficjalnej i intelektualnie zawiłej formy, bywają po prostu nudne. Brakuje im tej zwykłości, którą zaryzykował abp Grzegorz Ryś.

Czy z tego powodu łódzki pasterz powiedział ludziom mniej? Chyba nie. A czy ktoś mógł poczuć się dotknięty, bo kultura polskiej stylistyki listów pasterskich jest tradycyjnie inna, a więc jej zmiana jest wyrazem jakiejś nonszalancji? Przypuszczam, że ktoś tak mógł pomyśleć. Tylko tyle, że na razie nikogo takiego nie spotkałem, ani o nikim takim nie słyszałem. Z drugiej zaś strony mam dowód na realne istnienie tych, którzy powiedzieli: „Wreszcie! Wreszcie biskup mówi do nas normalnym, ciepłym, bardzo rodzinnym językiem. Wreszcie poczuliśmy się jak w domu”. To słowo „wreszcie” napawa nadzieją, że tak właśnie warto robić. Jest wezwaniem do odejścia od tradycyjnego sposobu pisania listów pasterskich. Ale czy nie świadczy też o tym, że wierni naprawdę chcą biskupów posłuchać? Czy problem w komunikacji między biskupami a wiernymi nie tkwi raczej w formie komunikacji niż w treści?

Dyskusje wokół listów pasterskich dotyczą oczywiście także treści. To dobrze. Dialog jest twórczy, jeśli jest oczywiście dialogiem, a nie tanim hejtem. A z tym ostatnim mamy niestety częściej do czynienia niż z pochwałami. Można mieć jednak nadzieję, że zaproponowana czy wręcz zaryzykowana przez abp. Grzegorza Rysia forma komunikacji będzie praktykowana także w innych diecezjach, właśnie po to, aby także sposób, w jaki biskupi będą rozmawiać ze swoimi diecezjanami, sprzyjał dialogowi. Bo dialog, a nawet przyjazny spór, jest nam bardzo potrzebny. Nie możemy zakładać, że we wszystkich drugorzędnych sprawach będzie panowała w Kościele idealna zgodność. Jeśli jednak chcemy, aby było jej jak najwięcej, otwarta i przejrzysta rozmowa pasterzy z wiernymi może być dla wielu bardziej przekonywająca.

Abp Grzegorz Ryś zaryzykował. Nie pierwszy raz. Myślę, że było warto. Kiedy czytam listy pasterskie świętych Pawła czy Piotra, odnajduję w nich podobny rodzinny klimat. Nieustannie powraca w nich język rodzinnych uczuć. Dużo bardziej wyraźny niż ten, który zakłada zwyczajowa forma grzecznościowa. A przecież łódzkie novum nie jest jedyne na mapie Kościoła w Polsce. Takich listów jest coraz więcej. I wydaje się, że to dobry kierunek.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama