To był ogromny przełom

Zastanawiając się nad interpretacją "Amoris laetitia" może warto wrócić do adhortacji "Familiaris consortio" Jana Pawła II?

Ksiądz Zbigniew Pawlak był redaktorem naczelnym „Przewodnika Katolickiego” w latach 80. To czas, w którym w życie wchodziła posynodalna adhortacja Jana Pawła II Familiaris consortio. Przeglądając nasze przewodnikowe archiwum, natrafiłem na bardzo ciekawy artykuł mojego poprzednika z 1987 r., który się do tej adhortacji odnosi. Ale co ciekawe, okazało się przy tej okazji, jak bardzo ks. Pawlak musiał się mierzyć z problemami, jakie my dzisiaj w redakcji — i szerzej, w Kościele — również przeżywamy.

Jan Paweł II zwołał pierwszy synod o rodzinie i na jego zakończenie opublikował dokument. To jest oczywiście normalna praktyka kościelna, wynikająca z faktu, że uczestnicy synodu są doradcami papieża, a nie ostatecznymi decydentami co do rozstrzygnięć. Te formułuje papież w posynodalnej adhortacji. Taka jest praktyka w przypadku synodów ogólnokościelnych, które nie mają rangi soborów. No więc Jan Paweł II zrobił to, co do papieża należy, zachowując prawo do umieszczenia w dokumencie elementów, które nie musiały być w ogóle dyskutowane na synodzie albo takich, które idą w pewnym stopniu w poprzek wynikom głosowań uczestników synodu, zawartych w tzw. Relacji końcowej. Do takiej sytuacji doszło chociażby przy okazji publikacji Humanae vitae, w której Paweł VI zapisał rzeczy bardzo wówczas niepopularne wśród wielu hierarchów, szczególnie w Niemczech i Stanach Zjednoczonych. Stąd niektórzy biskupi nigdy potem nie dostosowali się do jej zaleceń.

Jan Paweł II nie musiał mierzyć się z aż tak dużą kontestacją swego dokumentu. Zawarł w nim jednak również wskazania, które nie były szeroko na synodzie omawiane, a na pewno nie znalazły tak jasnej konkluzji, jaką potem można było w adhortacji Familiaris consortio odnaleźć. Otóż zaskakujące dla samych uczestników synodu było zawarte w niej tak jasne rozstrzygnięcie w sprawie osób rozwiedzionych, żyjących w nowym związku. Polski papież odważył się napisać wprost, że takie osoby nie są poza Kościołem i że także im należy zapewnić opiekę duszpasterską. Ponadto pozwolił na udzielanie Komunii św. osobom żyjącym w sytuacjach nieregularnych, jeśli spełnią one dwa podstawowe kryteria: pierwsze dotyczy rachunku sumienia ze swojej przeszłości, bo jeśli dojdą oni do wniosku, że dosłowny powrót do sakramentalnego małżonka byłby powiększaniem zła, a nie jego naprawą (na przykład wtedy, gdy rozwiedzeni małżonkowie założyli nowe rodziny), mogą do Komunii przystąpić; jest jednak jeszcze drugie kryterium, a właściwie wymaganie: zachowanie wstrzemięźliwości seksualnej.

To był ogromny przełom. Księża omijali wcześniej domy rozwodników. Ks. Aleksander Woźny, kandydat na ołtarze w archidiecezji poznańskiej, uważał, że prawowici małżonkowie w każdych okolicznościach powinni do siebie wrócić. A na pewno nie mieściło mu się w głowie pozwolenie im na przyjmowanie Komunii, nawet jeśli zachowywaliby ową wstrzemięźliwość. Tak wtedy było, a przekonanie ks. Woźnego jak najbardziej pokazuje jego pełne przylgnięcie do nauki Kościoła. To nie znaczy jednak, że publikacja Familiaris consortio nie wystawiła na próbę wiary jego i innych. Tak — to musiało być dla niego trudne. A jednak z czasem Kościół przyjął te zalecenia i dzisiaj prawie nikt się nimi nie gorszy.

Zastanawiam się więc, czy nie powinniśmy przyjąć tej samej postawy wobec Amoris laetitia? Z pełną świadomością tego, że mamy prawo do pytań i własnych odczuć związanych z tą adhortacją. Nie wiem tylko, czy tak szybko powinniśmy przypisywać sobie prawo do jej tak radykalnego kwestionowania.

A co na to mój poprzednik? Ks. Zbigniew Pawlak napisał tekst, pod którym dzisiaj ja podpisałbym się dwoma rękoma. To pokazuje oczywiście linię „starego” „Przewodnika Katolickiego”, którą ten dzisiejszy chce kontynuować. Ta sytuacja mówi jednak coś więcej: potrzebujemy większego spokoju. Bo za chwilę okaże się, że nic z tego, co „prorocy niedoli” — jak mawiał Jan XXIII — ogłaszają w związku z Amoris laetitia, się po prostu nie sprawdzi. Tak jak nie sprawdziło się to narzekanie, jakie miało miejsce po publikacji Familiaris consortio.

ks. Mirosław Tykfer, redaktor naczelny „Przewodnika Katolickiego”

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama