Z Watykanu do Łomży [N]

Z biskupem nominatem Januszem Stepnowskim rozmawia Włodzimierz Rędzioch

W południe 11 listopada br. Biuro Prasowe Stolicy Apostolskiej podało do wiadomości, że Benedykt XVI przyjął rezygnację z urzędu bp. Stanisława Stefanka, złożoną z powodu ukończenia przez niego 75. roku życia, i mianował nowym biskupem łomżyńskim ks. prał. Janusza Stepnowskiego, dotychczasowego kierownika biura w Kongregacji ds. Biskupów w Watykanie. Ks. Janusz Stepnowski urodził się w diecezji łomżyńskiej — pochodzi z Ostrołęki — 53 lata temu, 26 lat temu został wyświęcony na kapłana w miejscowej katedrze. Dziś wraca, by w tejże katedrze otrzymać sakrę biskupią z rąk swego dotychczasowego przełożonego kard. Marca Ouelleta, prefekta Kongregacji ds. Biskupów, dawnego arcybiskupa Quebecu. Po 22 latach odpowiedzialnej pracy w Kurii Rzymskiej ten syn ziemi ostrołęckiej stanie na czele Kościoła łomżyńskiego. Z tej okazji przeprowadziłem z nim krótką rozmowę.

WŁODZIMIERZ RĘDZIOCH: — Często mówi się o „pokoleniu Jana Pawła II”, niektórzy mówią także o „pokoleniu kapłanów Jana Pawła II”. Czy Jan Paweł II odegrał jakąś rolę w zrodzeniu się powołania do kapłaństwa młodego Janusza Stepnowskiego?

BISKUP NOMINAT JANUSZ STEPNOWSKI: — Moje powołanie do kapłaństwa zrodziło się dzięki pracy duszpasterskiej pallotynów. Gdy wybrano na papieża kard. Wojtyłę, uczęszczałem jeszcze do technikum w Ostrołęce. Niewątpliwie wybór „polskiego” Papieża był dla mnie dodatkowym impulsem do wstąpienia do seminarium.

— Przygotowywał się Ksiądz Biskup do kapłaństwa w Wyższym Seminarium Duchownym w Łomży w trudnych latach stanu wojennego. Jaki to miało wpływ na formację kapłańską?

— Miesiąc po wstąpieniu do seminarium zostałem powołany do wojska. Przydzielono mnie do jednostki wojskowej w Bartoszycach, gdzie klerycy odbywali służbę wojskową. Z seminarium łomżyńskiego wzięto do wojska 4 kleryków. Na szczęście po kilku miesiącach jednostkę tę rozwiązano i mogłem wrócić do seminarium. Oczywiście, te trudne czasy komunistyczne hartowały ludzi i kształtowały silne osobowowości.

— Po święceniach kapłańskich, które Ksiądz Biskup przyjął w Łomży 1 czerwca 1985 r., zaczął się następny okres intensywnych studiów — najpierw na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, a następnie na Uniwersytecie Nawarry w Pampelunie, zakończony w 1988 r. doktoratem z prawa kanonicznego. Jak to się stało, że trafił Ksiądz Biskup na studia właśnie do Hiszpanii i czym sie ubogacił w czasie tego zagranicznego pobytu?

— To sam biskup zaproponował mi, bym po święceniach pojechał na studia do Hiszpanii, a konkretnie do Pampeluny, gdzie znajduje się prowadzony przez Opus Dei Uniwersytet Nawarry. Niektóre wydziały tego Uniwersytetu — medycyna, architektura czy dziennikarstwo — uchodzą za jedne z najlepszych w Hiszpanii. Ja studiowałem tam prawo kanoniczne i po trzech latach otrzymałem doktorat.
Dla młodego Polaka, który nigdy przedtem nie wyjeżdżał na Zachód, pobyt w Hiszpanii był „szokiem cywilizacyjnym”. Szczególnie interesujące były doświadczenia z samego Uniwersytetu. Świat studentów odzwierciedlał hiszpańskie problemy oraz napięcia polityczne i społeczne — byłem tam świadkiem częstych starć studentów baskijskich z policją i doświadczyłem agresywnego antyklerykalizmu niektórych kręgów społeczeństwa hiszpańskiego (czasami na ulicy na księdza krzyczano „cuervo” — „kruk”). Ale w Hiszpanii poznałem także historię miejscowego Kościoła o wielkiej tradycji i głębokich korzeniach.

— Od 1989 r. do dnia dzisjejszego pracował Ksiądz Biskup w Kongregacji ds. Biskupów. 22 lata pracy w jednej z najważniejszych dykasterii watykańskich, z czego 10 lat u boku dawnego prefekta — kard. Giovanniego Battisty Re, który w 2010 r. przeszedł na emeryturę. Co oznaczała dla młodego kapłana z Polski praca w „centrum” Kościoła katolickiego za pontyfikatu „polskiego” Papieża?

— Jako kapłan zawsze pragnąłem pojechać do Rzymu na pielgrzymkę. Dlatego było dla mnie niespodzianką, gdy pod koniec studiów zaproponowano mi pracę w Kurii Rzymskiej. Gdy przyjechałem tutaj, nie myślałem, że moja pielgrzymka do Rzymu trwać będzie aż 22 lata!
W Watykanie było mi dane poznać wielkie osobowości Kościoła katolickiego, które stały na czele Kongregacji ds. Biskupów: kard. Bernardin Gantin, kard. Lucas Moreira Neves, kard. Giovanni Battista Re i od niedawna kard. Marc Ouellet. Chciałbym podkreślić fakt, że każdy z tych prefektów, dla których pracowałem, pochodził z innego zakątka świata: z Beninu, Brazylii, Włoch i Kanady, co było bardzo ubogacające.

— Czy mógłby Ksiądz Biskup wyjawić, czym zajmował się w Kongregacji ds. Biskupów?

— Na początku mojej pracy w Kongregacji zajmowałem się niektórymi krajami hiszpańskojęzycznymi Ameryki Południowej. Następnie przez wiele lat kierowałem Urzędem ds. Koordynacji Wizyt „ad limina Apostolorum” („ad limina Apostolorum”, tłumacząc dosłownie z łaciny znaczy: „do progów, tzn. grobów, Apostołów”; to termin, którym określa się regulowaną prawem kościelnym, obowiązkową raz na pięć lat wizytę biskupów u Papieża i w Kurii Rzymskiej w celu zdania sprawozdania z zarządzania diecezją. Wizyty „ad limina” służą umocnieniu więzi z Biskupem Rzymu oraz uznaniu jego zwierzchnictwa — przyp. W. R.).

>— W czasie swej pracy w Kongregacji miał Ksiądz Biskup okazję spotykać się z biskupami całego świata. Jaki obraz Kościoła ukazuje się w perspektywie tych kontaktów?

— Z perspektywy Kongregacji można poznać rzeczywistość Kościoła katolickiego na różnych kontynentach i w różnych krajach. Rzeczywistość, która ma swoje światła i cienie. W sprawozdaniu, które biskup przygotowuje na wizytę „ad limina”, ostatni, piąty punkt obejmuje „perspektywy i plany na przyszłość”. To, co mnie zawsze uderzało, to optymizm biskupów, z którym pomimo problemów patrzą w przyszłość.

— Co jest najważniejsze w misji duszpasterskiej biskupa?

— Wydaje mi się, że najważniejsze w misji biskupa są relacje z księżmi, dla których biskup powinien być ojciem i bratem. Ojcem, ponieważ on przewodzi miejscowemu Kościołowi, nadaje kierunek jego działalności duszpasterskiej. Jednocześnie powinien być bratem, bo w kapłaństwie jest bratem swoich księży, których ma wspierać i dla których ma być punktem oparcia.

— Jak w tym długim okresie pracy w Kongregacji godził Ksiądz Biskup rolę kurialnego urzędnika i kapłana?

— To prawda, że byłem „urzędnikiem kurialnym”, ale równocześnie byłem kapelanem włoskiej wspólnoty sióstr — codziennie odprawiałem dla nich Mszę św. z kazaniem. Poza tym czasami w niedzielę wyjeżdżałem poza Rzym na parafie, głównie w Umbrii i Toskanii, by pomagać znajomym księżom.

— Co oznacza dla Księdza Biskupa powrót do rodzinnych stron w roli duszpasterza diecezji?

— Przede wszystkim chciałbym podkreślić, że nigdy nie straciłem kontaktu z moją diecezją — jeździłem do kraju cztery razy w roku, często pomagałem proboszczom. Ale nie ukrywam, że wracam do diecezji z drżeniem serca i przejęciem, świadomy obowiązków, które przyjmuję na swoje barki. Liczę jednak na pomoc Boga oraz księży i ludzi dobrej woli.

— Na terenie diecezji łomżyńskiej mamy jedynie kilka dużych miast, w większości są to tereny wiejskie i małe miejscowości. Jakie wyzwania duszpasterskie wiążą się z tego typu diecezją?

— Regiony takie jak te wchodzące w skład diecezji łomżyńskiej — to tereny biedne, gdzie mamy do czynienia ze zjawiskiem dużej emigracji za pracą. Dlatego obok posługi duszpasterskiej wśród miejscowych ludzi trzeba zadbać też o tych, którzy są za granicą (może warto zastanowić się nad wysłaniem księży do Belgii czy do Anglii, gdzie pracuje wiele osób z naszych terenów). Lecz ja, jako biskup, chcę przede wszystkim być blisko księży, bo to od nich i od wspólnot parafialnych w dużej mierze zależy życie diecezji.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama