Gesty Pana Boga w Wielkim Poście

Wielki Post to "dzień zbawienia", choć może się wydawać paradoksem, że czas utożsamiany z wyrzeczeniem i trudem jest czasem zbawienia

Jest pewna grupa katolików, dla której należałoby napisać nową wersję katechizmu i wpisać w niej dwa nowe sakramenty: sypanie popiołem w Popielec oraz święcenie jaj i kiełbasy w Wielką Sobotę. Bo tylko wtedy zobaczy się ich w kościele. Tu liczą się tylko gesty: poważne, smaczne lub ładne, a co poza tym nie jest istotne...

Wielki Post to, by użyć cytatu z II czytania z Mszy w Środę Popielcową, „dzień zbawienia” (2 Kor 6,2). Może się wydawać to pewnym paradoksem, iż czas utożsamiany z wyrzeczeniem, postem - a więc z trudem - może być czasem zbawienia. Ludzkie wyrzeczenia mają swój sens, ale pod przynajmniej jednym warunkiem: iż są czynione z intencją współpracy z „rzeczywistością pierwszą”, czyli z samym Panem Bogiem. Same wyrzeczenia praktykowane tylko dlatego, że tak każe tradycja, będą kolejnym zmarnowanym czasem. Chrystus krytykuje gesty wykonywane na pokaz: „Strzeżcie się, abyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli” (Mt 6,1). Pan Bóg po prostu nie znosi popisu. To nie tędy droga, bo nie chodzi o ilość uczynków pobożnych, ale o ich jakość. Nie chodzi także o uczynki wielkopostne jako takie, ale o to, by miały one konkretny kierunek.

W Środę Popielcową (nota bene nie jest to dzień z obowiązkiem uczestniczenia we Mszy św.) polskie kościoły są pełne ludzi. Z jednej strony, to dobry znak: jest w tym na pewno potrzeba przyjścia w miejsce święte, by żałować za grzechy oraz potrzeba przeproszenia Pana Boga za swoją mizerię. Tylko dlaczego w niedziele Wielkiego Postu liczba wiernych na Mszy św. nie przekracza „średniej krajowej”? A może jest tak, że idzie się do kościoła w Popielec, aby udobruchać Pana Boga, natomiast sobie na jakiś czas uspokoić sumienie? Bo przecież popiół na głowie jest, Popielec zaliczony, więc o co chodzi? Jest pewna grupa katolików, dla której należałoby napisać nową wersję katechizmu i wpisać w niej dwa nowe sakramenty: sypanie popiołem w Popielec oraz święcenie jaj i kiełbasy w Wielką Sobotę. Bo tylko wtedy zobaczy się ich w kościele. Tu liczą się tylko gesty: poważne, smaczne lub ładne, a co poza tym nie jest istotne.

Posypanie głowy popiołem, to coś o wiele więcej niż ceremoniał, zresztą gest z użyciem materiału lotnego i słabego. Popiół to nie tylko symbol przemijania i pokuty. Popiół czy proch to rzeczywistość, z którą człowiek przebywa na co dzień. Kościół nie sięga po jakieś wyszukane środki i „gadżety”, ale po symbolikę człowiekowi bardzo bliską. Przez te zwyczajne środki i gesty zostaje wyrażone pragnienie Pana Boga, by człowiek żył z Nim w przyjaźni.

Podobnie jest z chrztem, który w czasie Wielkiego Postu stawiany jest w centrum rozważań, bo właśnie ten czas ma przygotować katechumenów na przyjęcie chrztu w czasie wielkanocnym, a dla już ochrzczonych Wielki Post ma być przypomnieniem wagi tego sakramentu. Jest to także czas, aby sobie przypomnieć chrześcijańską tożsamość i doświadczyć jej na nowo. Chrzest, to obmycie wodą. To gest, podobnie jak posypanie głowy popiołem, tak prosty, że aż paradoksalny. Chrzest to nic innego, jak zanurzenie, a więc totalne wejście w inną rzeczywistość.

O chrzcie przypomina Benedykt XVI w Orędziu na Wielki Post AD 2011: To właśnie życie zostało nam już przekazane w dniu naszego Chrztu, gdy „stając się uczestnikami śmierci i zmartwychwstania Chrystusa”, zaczęła się dla nas „radosna i zdumiewająca przygoda ucznia” (Homilia z dnia Chrztu Pańskiego, 10 stycznia 2010). Święty Paweł w swoich listach wielokrotnie kładzie nacisk na wyjątkową wspólnotę z Synem Bożym, która realizuje się w tym obmyciu. Fakt, że w większości przypadków Chrzest otrzymuje się w dzieciństwie, ukazuje, że chodzi o dar Boga: nikt poprzez własne siły nie zasługuje na życie wieczne. Miłosierdzie Boga, które gładzi grzech i pozwala przeżywać we własnej egzystencji „te same dążenia Chrystusa Jezusa” (Flp 2,5), darowane jest człowiekowi z czystej łaski. Apostoł Narodów wyraża w Liście do Filipian sens transformacji, która dokonuje się wraz z udziałem w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa, wskazując na jej cel: „abym mógł poznać Jego, moc Jego zmartwychwstania, udział w Jego cierpieniach, upodabniając się do Jego śmierci, w nadziei na osiągnięcie zmartwychwstania umarłych” (Flp 3,10-11). Chrzest nie jest więc rytem z przeszłości, ale spotkaniem z Chrystusem, które kształtuje całe istnienie ochrzczonego, daje mu życie Boże i wzywa go do szczerego nawrócenia, sprawionego i podtrzymanego przez Łaskę, które prowadzi go do osiągnięcia dojrzałej postawy Chrystusa. Szczególny związek łączy Chrzest z Wielkim Postem, jako czasem dobrym do przeżycia zbawiającej Łaski (...) Ten darmowy dar powinien być zawsze w nas ożywiany, a Wielki Post daje nam drogę analogiczną do katechumenatu, który dla chrześcijan starożytnego Kościoła, podobnie jak dla katechumenów dzisiejszych, jest niezastąpioną szkołą wiary i życia chrześcijańskiego: oni naprawdę przeżywają Chrzest jako akt decydujący dla całej ich egzystencji (n.1).

Co więc czynić? Najpierw pozwolić sobie na odkrycie, iż wyrzeczenia wielkopostne, a więc m.in. także modlitwa i medytacja, to nie gimnastyka, ale pewna droga, po której przychodzi Pan Bóg. Wyrzeczenie to zaprzestanie skupiania się na sobie. Jest ono po to, aby człowiek odkrył coś czy raczej kogoś większego.

Przez te proste gesty Pan Bóg zaprasza człowieka, aby wszedł w prawdę o sobie. I tu się zaczynają schody. Bo kto lubi poznać prawdę o sobie? Pochwała i adoracja lub — by znów odnieść się do Ewangelii ze Środy Popielcowej — jakaś aktywność duchowa pod publiczkę, zostaną chętnie przyjęte. Świadectwo dane na Mszy św., którym to wszyscy słuchacze będą zachwyceni lub trąbienie o swoim uczestnictwie w pielgrzymce do Częstochowy (która to pielgrzymka i tak nic nowego w jakość życia nie wniesie). Ale czy tu tak naprawdę chodzi o danie świadectwa wiary czy raczej o subtelną reklamę siebie gdzie Pan Jezus jest potraktowany, jak kwiatek przy kożuchu? Po pierwsze: Pan Bóg działa w ciszy i w sercu. Po drugie: On od czasów Betlejem nie lubi rozgłosu i go nie potrzebuje.

Panu Bogu chodzi o to, by człowiek wszedł w prawdę o sobie. To jest prawda o tym, iż człowiek bardzo lubi siedzieć w swoim grajdołku, którego to nie chce opuścić. Dla wielu jest to prawda zbyt trudna do przyjęcia. Jedną z największych tajemnic człowieka jest to, iż nie lubi się zmieniać i nie podoba mu się opuszczenie „starego człowieka”. Chcemy się nawracać, ale tak, aby niewiele za to zapłacić i niewiele stracić. Zjeść ciastko i mieć ciastko. Człowiek lubi redukować zaproszenie od Pana Boga do gestów i rytuałów (przecież byłem w Popielec w kościele). To, do czego zaprasza Pan Bóg, to wejście na głęboką wodę, aby poznać prawdę o sobie oraz prawdę o Nim. Do tego zmierzają wszystkie gesty, a najważniejszym z tych Bożych gestów będzie pusty grób Jezusa z Nazaretu.

Wczytując się w Ewangelie niedziel wielkopostnych można odkryć, iż Pan Bóg przed nami stopniowo odkrywa obie te prawdy. Pierwsza niedziela powie o kuszeniu do zła i zdrady, ale też Chrystus pokaże, jak opierać się złu. Czyni to Słowem Pisma Świętego. Ale Chrystus pokazuje najpierw, iż to, co proponuje zły duch nie pasuje do człowieka. To jest wizja tylko chwilowego szczęścia. Coś podobnego stało się w raju. Dla umocnienia człowieka w tej walce duchowej, Chrystus pokaże w II niedzielę wielkopostną swoją boskość, aby w ten sposób dać człowiekowi wsparcie. W wydarzeniu Przemienienia na Górze Tabor Chrystus skutecznie redukuje lęk apostołów, choć jednocześnie zostawia ich z pytaniami. Odpowiedź na te pytania przyjdzie w swoim czasie. Ten czas nadejdzie w Wielkanoc.

Ewangelia z III niedzieli ukierunkowuje na Pana Boga, który stwarza człowiekowi przestrzeń i daje środki, aby ten się realizował. W tej Ewangelii Chrystus pokazuje, iż On nie niszczy pragnień człowieka, ale je wzmacnia i ukierunkowuje w dobrą stronę. To swoiste tłumaczenie siebie ze strony Pana Boga może pomóc w uwierzeniu, iż ofiarując swoje życie Jemu nic się nie traci, ale zyskuje. Oddawanie czci Panu Bogu w Duchu i prawdzie nie prowadzi do niewolnictwa, ale do wolności. „W Duchu” - bo to Duch Święty będzie prowadził człowieka; „W prawdzie” - chodzi tu o prawdę o Bogu oraz o człowieku, a więc o prawdę, że człowiek jest zaproszony do więzi z Bogiem, oraz, że jesteśmy zaproszeni tacy, jacy jesteśmy: z ludzkimi limitami, kryzysami i nawet ze zwątpieniem i to, że z naszym człowieczeństwem można wchodzić na wysokie góry.

IV niedziela daje Ewangelię o uzdrowieniu niewidomego od urodzenia, gdzie zostajemy konfrontowani z naszymi ludzkimi oporami. Bo jak to możliwe, by ktoś, kto był niewidomy odzyskał wzrok? Nota bene Jezus czyni gest uzdrowienia używając błota, a więc znów — używa bardzo codziennego środka. Tego środka użył Pan Bóg stwarzając człowieka. Ale w tej historii pojawiają się ludzie, którzy nie wierzą i nie dają się przekonać. Dla nich cud Jezusa jest nic nie wart, a do tego poszukują usprawiedliwienia swojej postawy. Tu dochodzimy do sedna oporów: człowiek stając przed zaproszeniem do nawrócenia, zostaje skonfrontowany ze swoimi dotychczasowymi postawami. Iluż nie chce się wyprzeć swoich postaw, poglądów i nawet najgłupszych w życiu decyzji tylko dlatego, iż boją się zakwestionowania siebie? Kto lubi przyznawać się do błędów i pomyłek? Człowiek dla ratowania swojego koślawego „Ja” jest naprawdę zdolny do wielkich poświęceń. Sęk w tym, iż człowiek boi się wejścia w nową jakość życia, bo wydaje mu się, iż lepsza jest obecna bieda niż niewiadoma przyszłość. Dla wielu krytyka ich dotychczasowych postaw, to prawie koniec świata.

Pan Bóg jest jednak konsekwentny w ratowaniu człowieka i jest gotów wyciągnąć go nawet z grobu. O tym powie Ewangelia w V niedzielę Wielkiego Postu. Pan Bóg jest tak konsekwentny, iż nie zawaha się wyciągnąć człowieka ze szponów śmierci — człowieka, który już śmierdzi. W ten sposób Pan Bóg zakwestionuje w człowieku sceptycyzm i rezygnację z życia. To Ewangelia, która może pomóc znajdującym się w depresji i pogrążonym w beznadziei.

W końcu przychodzi Niedziela Palmowa. Chrystus wjedzie do Jerozolimy, aby tam umrzeć i zmartwychwstać. W ten dzień ludzie krzyczą „Hosanna”, a za kilka dni będą wydawali zgoła inne okrzyki. Taki jest człowiek — zmienny i niepewny siebie. Czasami niewiele trzeba się napracować, by człowiekowi zmienić światopogląd. Wystarczy pograć na jego emocjach. Ale czy o to chodzi, by dawać się porwać manipulatorom?

Kto siebie skonfrontuje z Ewangelią, ten wyjdzie wzmocniony i w zdrowy sposób pewny siebie. Po to właśnie jest Wielki Post, aby przez różne gesty i słowa uczynić człowieka bardziej ludzkim. By chrześcijanin przypomniał sobie, kim jest i jak bardzo jest ważny w oczach Pana Boga.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama