Szósty Dzień Stworzenia

Stwórca Świata nie był w pełni zadowolony. Wszystko, co do tej pory uczynił, było dobre. Ale brakowało jeszcze czegoś, co byłoby koroną stworzenia

Haggada na Boże Narodzenie

Stwórca Wszystkiego nie był w pełni zadowolony. Wszystko, co do tej pory uczynił, było dobre. Było nawet bardzo dobre. Ale wszystko, co zostało stworzone, odbijało w sobie jak dotąd tylko piękno Źródła Wszelkiego Piękna, wspaniałą harmonię Wzoru Wszelkiej Harmonii, niezwykłą mądrość Przyczyny Wszelkiej Mądrości, mechaniczną sprawność Pierwszego Inżyniera Wszechświata. To wszystko było za mało. Brakowało jeszcze tego, co ukazywałoby Stwórcę w samej jego istocie: w jego potężnym Duchu Miłości, który był żywym płonącym ogniem, zdolnym zapalać kolejne istoty do miłości.

I tak w szóstym dniu — który tak jak wszelkie „szóstki” zawiera w sobie zalążek doskonałości, a jednocześnie brak siódemkowej pełni — Stwórca postanowił, że pragnie powołać do życia tego, który będzie jego własnym obrazem. Przemówił więc do siebie: „stwórzmy istotę na nasz obraz i podobieństwo” (trzeba bowiem wiedzieć, że samotność nie jest niczym doskonałym, dlatego Stwórca — jako uosobiona doskonałość — zwraca się do samego siebie w liczbie mnogiej). Słysząc te słowa aniołowie — uczynieni wcześniej jako istoty wyłącznie duchowe — przelękli się.

- Panie — rzekli — wszak dla ciebie nie ma nic niemożliwego. Jeśli chcesz, możesz uczynić nawet kamień, którego nie umiałbyś podnieść, ponieważ jesteś prawdziwym Stwórcą Wszystkiego, dla którego nie jest problemem przekraczać wszelkie ograniczenia logiki i umysłu. Zauważyliśmy już, że wręcz uwielbiasz to robić: to co najmniejsze, jest u Ciebie jednocześnie największe i najbardziej złożone, a to, co wielkie i majestatyczne, okazuje się u Ciebie delikatne. Czy nie obawiasz się jednak, że jeśli powołasz do życia w świecie materialnym istotę, która będzie tak wierną kopią samego Ciebie, to przytłoczy ją jej własna wielkość? Wszak Ty jeden potrafisz pogodzić w sobie wszelkie pozorne przeciwieństwa. Któż poza Tobą może być jednocześnie duchem i ciałem? Kto poza Tobą może jednocześnie władać i służyć? Kto poza Tobą umie być jednocześnie doskonale miłosierny i w pełni sprawiedliwy?

Odpowiedział im Ten, Który Jest:

- Tak, wiem dobrze, że stwarzając istotę na mój obraz i podobieństwo, kładę przed nią zadanie, które jest niemożliwe do wykonania. Ulepię tę istotę z prochu ziemi i tchnę w nią mojego ducha. Nazwę tę istotę człowiekiem (homo), aby pamiętał, że należy do ziemi (humus), ale dam mu także dar mojego słowa, który będzie go zawsze wynosił ponad ziemię, pozwalając mu panować nad nią. Będzie jednocześnie tak kruchy, jak materiał, z którego zostanie ulepiony i tak mocny jak miłująca myśl, z której się pocznie.

Aniołowie przelękli się jeszcze bardziej.

- Panie — czy przekazując tej istocie zdolność miłowania dasz jej jednocześnie dar wolności? Wiesz przecież, że kochać to znaczy wybierać to, co kocham. Gdy braknie tej wolności, miłość z przymusu przestaje być miłością. Czy dasz tej istocie wolność, aby mógł wybrać, czy chce Ciebie samego kochać? Czy jest to w ogóle możliwe? Co stanie się z człowiekiem, gdy nie zechce Cię miłować tak jak my i pójdzie swoją drogą? Czy zamkniesz go wtedy w czeluści, jak tych spośród nas, którzy zbuntowali się przeciwko Tobie?

Ojciec Wszelkiej Wolności zamilkł na chwilę. Ta chwila wydawała się wiecznością — u Pana świata bowiem jeden dzień jest jak tysiąc dni, a im krótsza chwila, tym bardziej nieskończoną się zdaje. Aniołowie wpatrywali się w Jego oblicze, ogarniała ich coraz większa bojaźń, a jednocześnie w głębi ducha pewni byli, że Pan zna już odpowiedź na ich pytanie.

Ogarniając cały stworzony świat i zastępy aniołów miłosnym spojrzeniem Stwórca rzekł w końcu:

- Dobrze powiedzieliście. Ja jestem Słowem i u mnie jest słowo. Cokolwiek postanowię, ostatnie słowo nie należy do siły, ale do miłości. Zapamiętajcie to sobie: według tej zasady zostaliście stworzeni wy sami i według tej jednej zasady uczyniłem cały świat. To miłość zwycięża wszystko. Miłość jest dla mnie ważniejsza niż chwilowy bunt. Czyniąc człowieka, dam mu zdolność miłowania Mnie lub odrzucenia. Miłość bez opcji rezygnacji nie miałaby dla mnie żadnej wartości.

Wpatrując się z podziwem w oblicze swego Pana archanioł Michał, wódz niebiańskich zastępów ośmielił się zadać Mu jeszcze jedno pytanie:

- Panie, co jednak z tymi, którzy się zbuntują, którzy zrezygnują z twojej Miłości, wybierając zamiast niej pozory miłości, które sami sobie stworzą? Czy zamkniesz ich w czeluści, czy unicestwisz ich, aby nie mogli swoją wypaczoną miłością szkodzić innym? Co się stanie, gdy jedni drugich zarażą takim skrzywionym obrazem Twojego świata i samego Ciebie? Czy wtedy wygubisz ich wszystkich?

Pan spojrzał głęboko w oczy swemu ukochanemu archaniołowi i rzekł:

- Rozumiem twój niepokój i twoje pytanie. Stworzyłem cię jako wodza moich wojsk, abyś strzegł granicy między dobrem a złem, aby to, co złe nigdy nie zostało nazwane dobrym. Gdybyś mógł jednak wniknąć teraz w moje ojcowskie serce, nie zadawałbyś tego pytania. Nie chcę unicestwiać ani ograniczać tego, co stworzyłem z miłości.

Odpowiedział mu archanioł:

- Co więc uczynisz Panie, gdy ludzie odejdą od ciebie, gdy sami zamkną się w czeluści swoich przyziemnych pragnień, w swoim egoizmie i żądzy władzy?

I rzekł Pan:

- Wtedy, aby ich wyrwać z tej czeluści — aby mogli poznać moje kochające serce z ich własnej perspektywy — wtedy uczynię coś niepojętego, o czym nie śmiałbyś nawet pomyśleć.

- Co takiego Panie?

- Wtedy sam stanę się człowiekiem i zamieszkam pomiędzy ludźmi. Przyjmę na siebie cały ciężar ich buntu i egoizmu, aby otworzyć im drogę ucieczki z czeluści śmierci.

I zamilkli aniołowie, w podziwie wobec miłości Pana, która przekracza wszelkie granice.

A Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami...

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama