Anegdoty niepoświęcone

Jest komizm łagodny i życzliwy lub antyklerykalny i agresywny, naznaczony stereotypami i uprzedzeniami

Anegdoty niepoświęcone

Ks. Jan Kracik

Anegdoty niepoświęcone

Wydawnictwo M
ISBN: 978-83-7595-516-3


fragment książki:

Wstęp

Prokop z Cezarei, doradca dowódcy wojsk Justyniana Wielkiego, był także dziejopisem tego cesarza. Jego panowanie przedstawił w typowym dla swej funkcji, czyli panegirycznym stylu. Władca ten, dobry i mądry, broni wiary, troszczy się o poddanych, wznosi akwedukty, odbudowuje zniszczoną przez trzęsienie ziemi świątynię Hagia Sofia.

Ale Prokop, który wiedział więcej niż wolno mu było napisać, tworzył po kryjomu drugą wersję tej samej historii. Znalazły się w niej mniej bezecne działania cesarza, jego żony i dworskich dostojników. Swój tajny utwór nazwał Anegdota, to znaczy „rzeczy nie wydane”. Zaginione to dziełko z 562 r. odnaleziono i wydano w wieku XVII. Wersja polska, zatytułowana Historia sekretna, ukazała się w 1969 roku.

I tak oto rozdwojonej duszy Prokopa (w wieku XX pod reżimową cenzurą różnych dyktatur egzystowało mnóstwo istot prokopopodobnych) zawdzięczamy nazwę krótkiej opowieści o zdarzeniu czy powiedzeniu, jakie przypisano nieoficjalnie wybitnej postaci historycznej. Nie w poważnym zapisie źródłowym, lecz w przekazie żartobliwym.

Wprowadzanie sławnych person w krainę humoru wystawiało tę niekontrolowaną przez biografów anegdotyczną tkankę ich żywotów na swobodne uzupełnienia, przeróbki czy przenoszenie na inne osobistości. Ich ranga wzmaga krotochwilną puentę opowiastki.

Bowiem „jednym z najważniejszych elementów większości śmieszących nas kawałów i anegdot jest owo nagłe obrócenie wniwecz naszego oczekiwania” – pisał sam Immanuel Kant. Co już dwa wieki wcześniej zauważył autor Dworzanina polskiego (1566), Łukasz Górnicki: „A we wszytkiej trefności żadna rzecz trefniejsza nie jest jako kto onego słucha, inną rzecz usłyszał niż ta, której z myślą swą czekał”.

Platon uważał, że „bez poznania śmieszności nie można realnie rozumieć powagi, a w konsekwencji nie osiąga się pełnego poznania, jeśli nie wychwyci się kontrastu obydwóch elementów”. Bowiem żart i powaga są rodzeństwem. W XX w. podobnie sądził Hugo Rahner: „Nie tylko powaga umie sięgnąć do rdzenia istoty, o wiele łatwiej i częściej sięgają aż do głębi żart, radość, dowcip, poczucie humoru”.

Powiedzą niektórzy, „że nie można żartować z religii. A jednak tak. Także w Kościele istnieje wiele sytuacji, z których można się śmiać. Wystarczy, że zachowuje się umiar” – wyznaje Alessandro Pronzato.

Brakowało i brakuje tego umiaru w każdej epoce szydercom, którzy pomiatając cudzą religią, nie okazują się szerzycielami radości ani apostołami własnej wiary, lecz uwłaczającymi i jej zasadom gruboskórnymi ponurakami. Było ich wielu zarówno wśród pogan, jak i chrześcijan pierwszych wieków, gdy wyśmiewali wzajem cudze świętości. Było ich także mnóstwo w epoce reformacji i kontrreformacji, czego świadectwem są niezliczone polemiki, satyry, karykatury i kazania, jakie pozostały po katolikach i protestantach tego czasu. Inwektywy, drwiny i obelgi – międzywyznaniowe, międzyreligijne czy ateistyczne – są żałosną namiastką komizmu, gdy ten służy krzewieniu pogardy.

Jednocześnie poszczególne wspólnoty religijne od wieków tolerują, a nawet akceptują niektóre rodzaje komizmu dotykającego bogów, Boga, niektórych prawd swej wiary. Nie każdy żart tego rodzaju jest bluźnierstwem czy atakiem wrogim religii. Granica stosowności i jej braku zależy od typu wrażliwości wyznawców, a ta w ciągu wieków ulegała zmianom, jakich nie można utożsamiać z temperaturą religijności.

Od późnego średniowiecza poprzez renesans i barok w inscenizacjach, parodiach czy pieśniach traktujących o wydarzeniach z Biblii pojawiają się i takie żartobliwe wątki, jakie w dzisiejszym odczuciu przekraczałyby granice dopuszczalności, czasem aż po bluźnierstwo, za jakie ongiś nie uchodziły.

Sfera obrzędów religijnych, sprawowanych w rocznym cyklu kalendarzowym, miała także nie tylko zróżnicowaną aurę emocjonalną, z pulsującym rytmem powagi i radości, ale i z ludycznymi przystawkami żartów i zabawnych wątków, jakie do dziś rozbrzmiewają choćby w pastorałkach. Święta Rodzina czy św. Piotr nie przestają być czczeni religijnie, choć występują w tylu dowcipach. Dopuszczalny w katolicyzmie stopień przeplatania religijności i komizmu obcy jest kulturowej tradycji prawosławia.

Dzień powszedni każdej instytucji i społeczności, także religijnej i kościelnej, kreuje sporo komicznych postaci i sytuacji. Sprzyja to powstawaniu kawałów i anegdot, których bohaterami są przeważnie duchowni jako ludzie, w których działaniu świat sakralny zderza się z ludzkimi przywarami i śmiesznostkami. Komiczne tematy pojawiające się na styku takich dwu sfer są „od wieków eksploatowane zarówno w samym środowisku duchownych, jak i wokół niego, wśród pomocników, obserwatorów czy wreszcie samych wiernych” (Kazimierz Żygulski). Jest to komizm łagodny i życzliwy lub antyklerykalny i agresywny, naznaczony stereotypami i uprzedzeniami.

Kontrast między ideałem człowieka religijnego i jego realizacją przez wiernych tworzy następne żyzne poletko uprawne żartobliwości, w tym i anegdot niepoświęconych.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama