Navigare... Na nadbrzeżu. Okręty 'bez sternika'

Starożytna metafora żeglugi, użyta w odniesieniu do poszukiwania filozoficznego i teologicznego już przez św. Augustyna, jest obecnie stosowana w języku informatycznym

Navigare... Na nadbrzeżu. Okręty 'bez sternika'

Gianfranco Ravasi

Navigare...

Przewodnik dla poszukujących

ISBN: 978-83-7660-888-4
Wydawnictwo Jedność
Ilość stron: 144
Oprawa: twarda
Format: 140x205 mm
www.jednosc.com.pl

fragment książki:

I.
Na nadbrzeżu

Okręty „bez sternika”

Policjant był w pobliżu, podbiegłem do niego i bez tchu spytałem o drogę. Uśmiechnął się i powiedział:

– Mnie pytasz o drogę?

– Tak – rzekłem – bo sam nie mogę jej znaleźć.

– Daj spokój, daj spokój – powiedział i odwrócił się z dużym impetem jak ludzie, którzy chcą być sami ze swoim śmiechem” (tłum. Roman Karst).

Przytoczony fragment opowiadania Franza Kafki, symbolicznie zatytułowanego Daj spokój!, zawsze robił na mnie wrażenie, ponieważ może stać się przypowieścią o „człowieku pogmatwanym” (na modłę Jorge Borgesa lub Alaina Robbe-Grilleta), który żyje zaplątany w sieci słów, głosów, idei, bodźców. Żegluje on po morzu Internetu jak Ulisses, który jednak nie ma za sobą żadnej Itaki, a więc nie wie, dokąd skierować dziób okrętu, by zmierzać do jakiegoś celu.

Starożytna metafora żeglugi, użyta w odniesieniu do poszukiwania filozoficznego i teologicznego już przez św. Augustyna, jest obecnie stosowana w języku informatycznym*. Również Orygenes z Aleksandrii, subtelny myśliciel z pierwszych wieków chrześcijaństwa, w takich samych symbolicznych kategoriach ujmował swoje zagubienie wobec horyzontu bytu, immanentnego i transcendentnego, poznawalnego rozumem i pozostającego dla rozumu tajemnicą, profanum i sacrum: „Jak ktoś, kto wypłynąwszy łódką w morze, zostaje zdjęty wielkim niepokojem, że mały kawałek drewna oddał na łaskę i niełaskę potężnych fal, tak i my cierpimy, kiedy ośmielamy się zanurzyć w tak rozległym oceanie tajemnic”.

Po upływie półtora tysiąca lat o takim samym doświadczeniu wspominał duński filozof Søren Kierkegaard w odniesieniu do człowieka współczesnego, gdy w samym sercu XIX wieku podjął ten obraz w swoim Dzienniku: „Okręt jest w ręku kucharza pokładowego. A tym, co komendant przekazuje przez megafon, nie jest już kurs, ale co będziemy jutro jedli”.

Zmiana jest jednak znacząca. Oczywiście, człowiek pozostaje zagubiony, skołowany, pozbawiony busoli wskazującej mu ideały i moralne wybory. Ale jak w opowiadaniu Kafki, spotyka on kogoś, kto pozornie mógłby znać mapę i kurs. A jednak doznaje rozczarowania. Z ledwie dostrzegalnym uśmiechem i słabo skrywaną ironią stróż zaproponował praskiemu pisarzowi, by dał sobie spokój, zgodnie z postawą typową dla powierzchownego i sceptycznego podejścia: „Daj spokój, daj spokój! Nie ma sensu szukać, nie ma takiego portu, w którym można by się schronić, znajdując odpowiedź i wewnętrzny spokój”.

Włoski poeta Giorgio Caproni w wierszu wymownie zatytułowanym Bisogno di guida [Potrzeba przewodnika] powielił niejako tę Kafkowską scenę z takim samym skutkiem: „Zgubiłem się. Zaplątałem./ Szukałem jakiegoś wyjścia./ Zapytałem kogoś. «Ja nie jestem»/ odpowiedział mi, «stąd»”. W tym miejscu wchodzi na scenę obojętność, kolejna choroba współczesnej duszy, mająca swój odpowiednik w głosie dobywającym się z megafonu na statku Kierkegaarda.

Lepiej nadstawić ucha na głos kucharza, który odpowiada na bezpośrednie i oczywiste bodźce pierwotnego instynktu. Lepiej schronić się w zagłuszającej wszelkie pytania pogoni za coraz większymi przyjemnościami, w modach i sposobach zachowania dyktowanych przez spoty reklamowe, tak błyszczące, oczywiste, jednoznaczne. Istnieje zatem dwojaka pokusa: albo opuścić zasłonę przyłbicy, odłączyć „audio” sumienia, popadając w obojętność, albo też podnieść ręce na znak poddania się lub bałwochwalczego oddania czci złotemu cielcowi.

Czy taki jest obraz – surowy, ale autentyczny – horyzontu, w jakim się obecnie poruszamy? Czy nie jest on zbytnio naznaczony pesymizmem ascezy lub zbawczą hybris teologa? Czy w morzu naszej historii poruszają się okręty „bez sternika”, jak mawiał Dante Alighieri w swoim Czyśćcu (VI, 77), bez busoli i gwiazdy polarnej? Czy po pogrzebie ideologii, odprawionym w zeszłym stuleciu, rzeczywiście zostały pogrzebane także ideały? Czy stawiamy teraz kroki jakby po omacku, bez ojców, proroków i nauczycieli? Czy to nasze dni przewidział Izajasz, kiedy – uprzedzając Kafkę – wyznawał:

„Patrzyłem, lecz nie było nikogo, nikogo z nich – zdolnego do rady, żeby odrzekł słowo, gdy go spytam” (Iz 41,28)?

Sam fakt, że w naszych czasach niejednokrotnie zdarza się, iż filozof bez przynależności wyznaniowej i teolog katolicki siadają na rozdrożu i zadają pytania, rozmawiają ze sobą, słuchają siebie nawzajem, już jest pewną wskazówką – skromną, ale wymowną. Łączy ich wspólne przekonanie wyrażone kiedyś przez Blaise’a Pascala w Myślach, że „człowiek nieskończenie przerasta człowieka” (434). Choć próbuje się go pozyskać luksusowymi produktami, rozproszyć migotaniem rozmaitych ciekawostek w sieci, pozbawić moralnych cugli, on wciąż się zakochuje, cierpi, raduje się, zdumiewa, zachwyca, przeżywa wstrząs, rozpacza, czuje się rozdzierany w swoim wnętrzu, myśli, umiera. Zbyt wiele jest rzeczy, które zmuszają go do podniesienia głowy i wpatrywania się w horyzont.

A zatem – by pozostać na poziomie metafory – spróbujmy mu zaproponować nawigację prowadzoną na sposób św. Augustyna, zgodnie z nietypowymi portolanami, to znaczy mapami żeglarskimi, które wskazują różne szlaki i porty, niemniej zawsze obdarzone znaczeniem, sensem.

Wymowne bowiem, że zachodnia cywilizacja – jak już zauważył Erich Auerbach w dziele Mimesis z 1946 roku – z punktu widzenia ideowego zaczyna się od dwóch archetypowych podróży: „świeckiej” podróży Ulissesa w poszukiwaniu utraconego celu oraz „religijnej” podróży Abrahama i Mojżesza, zmierzających do Ziemi Obiecanej, którą dopiero mają odkryć. Człowiek współczesny powinien spróbować wsiąść na statek lub wyposażyć się w rzeczy potrzebne do wędrówki, zabierając przynajmniej ducha stawiającego pytania, jak Michel de Montaigne w Próbach: „Temu, kto pyta mnie o powód moich podróży, zwykle odpowiadam, że dobrze wiem, od czego uciekam, ale nie wiem, czego szukam”.

Kiedy pierwsi chrześcijanie postanowili znaleźć jakieś identyfikujące ich określenie, niespodziewanie wybrali tytuł „zwolenników drogi”, jak nam potwierdzają Dzieje Apostolskie (9,2; 19,9.23), być może pamiętając to rów¬nie zdumiewające określenie, jakie nadał sobie ich Pan i Nauczyciel, o którym czytamy w Ewangelii św. Jana: egō eimi he hodos [gr. „Ja jestem Drogą”], J 14,6. Drogą często trudną, jak górska ścieżka, tak iż sam Bóg Izajasza uznaje: „Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami (…). Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje – nad waszymi drogami” (Iz 55,8-9).


* W języku polskim w odniesieniu do poruszania się po Internecie przyjął się czasownik „surfować”, natomiast język włoski używa w tym kontekście określenia navigare, czyli „żeglować”, „nawigować” (przyp. tłum.)

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama