Niech się święci 1 maja

Proponuję takie modlitewne ćwiczenie przy użyciu wyobraźni

"Idziemy" nr 5/2011

Dariusz Kowalczyk SJ

Niech się święci 1 maja

Skąd się biorą takie idee? – pomyślałem zadziwiony po rzuceniu okiem na artykuł „Przechwytywanie 1 maja” pana Strapki. Ów przedstawiciel środowiska „Krytyki Politycznej”, skupiającego zasadniczo młodych lewaków, zaniepokoił się wyborem dnia 1 maja na beatyfikację Jana Pawła II. Dlaczego? Nie zgadliby Państwo na pewno. Otóż Strapko sugeruje, że wybranie tej daty to kolejny wrogi akt zawłaszczania Święta Pracy przez siły katolickie i neoliberalne. W tekście myśliciela „Krytyki Politycznej” czytamy: „Jak pogan wywłaszczono z symboliki przesilenia (dziś Boże Narodzenie), (…) tak ludzi pracy wywłaszcza się z jednego z nielicznych symboli, wokół których mogą organizować swój protest przeciw wyzyskowi”.

Strapko jest świadom, że w tym roku 1 maja to Niedziela Miłosierdzia Bożego, uroczystości ustanowionej właśnie przez Jana Pawła II. Przytacza też uczciwie argument kard. Stanisława Dziwisza, że pierwsze dni maja są w Polsce wolne od pracy, a zatem „rodacy będą mogli udać się do Rzymu, by wziąć udział w ceremonii beatyfikacji”. Tym niemniej zauważa, że „bez względu na szczerość jego (kard. Dziwisza) intencji, efekty odbywającego się przechwytywania są łatwe do przewidzenia”. Strapko martwi się, że od tego roku pierwszomajowe wydania telewizyjnych programów informacyjnych „zaczynać się będą wspomnieniami cudów za wstawiennictwem, a kończyć – w najlepszym wypadku – jakimś fajnym cytatem z encykliki”. Rzeczywiście, okrutna to wizja dla żywiących nadzieję odrodzenia marksistowskiej utopii w Polsce.

Mnie niepokoi co innego. A mianowicie to, że w pewnym stopniu straciliśmy sześć lat po śmierci Jana Pawła II, gdyż zamiast przepracowywać intelektualnie i modlitewnie jego dziedzictwo, ulegaliśmy podbijanym przez media sensacyjkom: beatyfikacja „naszego” papieża się opóźnia, ktoś ją blokuje, są jakieś rozgrywki w Watykanie, cud okazał się nie być cudem itd. Pamiętam, jak kiedyś w gronie znajomych musiałem bronić Benedykta XVI przed absurdalnymi zarzutami, że „ten Niemiec jest niechętny szybkiej beatyfikacji”. Tymczasem Benedykt XVI zrobił dwie bardzo ważne rzeczy: pozwolił na rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego od razu po śmierci Jana Pawła II oraz nadał sprawie absolutne pierwszeństwo pośród innych spraw beatyfikacyjnych. Wszystko inne odbywało się wedle przewidzianych procedur, z najwyższą starannością. I bardzo dobrze, gdyż trzeba było skonfrontować się ze wszelkimi możliwymi krytykami Jana Pawła II, których przecież nie brakowało. A i tak był to najszybszy proces beatyfikacyjny w historii.

Niepokoi mnie też niebezpieczeństwo zmarnowania najbliższych miesięcy dzielących nas od dnia beatyfikacji. Rozumiem, że rozmawiamy i piszemy o sprawach organizacyjnych: drogich biletach, możliwościach noclegu w Rzymie itd. Wielu chce 1 maja być na placu św. Piotra, a to stwarza określone trudności. Mam jednak nadzieję, że nie poprzestaniemy na tym plus na huraoptymistycznych zaklęciach, ale postaramy się indywidualnie i wspólnotowo pogłębić nasze rozumienie postaci i dzieła papieża Polaka. Przyznam szczerze, że nie stać mnie na nadzieję, iż ta beatyfikacja może przynieść jakieś oczyszczenie naszego życia w wymiarze społeczno-politycznym. Ale spróbujmy, zaczynając od siebie samych.

Proponuję takie modlitewne ćwiczenie przy użyciu wyobraźni. Pomyślmy, że oto Jan Paweł II przychodzi do naszego domu, na przykład na kolację. O czym chcielibyśmy z nim porozmawiać, o co zapytać? Jakiej rady mógłby nam udzielić? Popracujmy trochę pamięcią. Przypomnijmy sobie sytuacje naszego życia związane z Janem Pawłem II. Zaplanujmy lekturę, która pomoże nam przygotować się do autentycznego świętowania tegorocznego 1 maja. Sięgnijmy po jakąś książkę o papieżu albo po jakiś tekst papieski. Wszak Jan Paweł II wciąż chce do nas mówić, a także wstawiać się za nami…

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama