Jasna Góra Wolności

O związkach Jana Pawła II z Jasną Górą

Przyzwyczaili się Polacy niezliczone sprawy swojego życia wiązać z jasnogórskim sanktuarium. Przyzwyczaili się przychodzić, by mówić o nich swojej Matce. Zabrał więc i Jan Paweł II ten „święty nawyk” Polaków ze sobą na stolicę św. Piotra.

Na pielgrzymich szlakach Jana Pawła II nie mogło zabraknąć — jak sam mówił — domu Królowej Polski, Sanktuarium Narodu, w którym bije jego serce — Jasnej Góry. Nazywał ją największym polskim konfesjonałem, świętą górą Boga, najbardziej newralgicznym punktem duszpasterstwa dla całej ziemi polskiej. Nie dziwi więc, że przybywał tu sześciokrotnie, skupiając na paulińskim wzgórzu oczy całego świata i uczynił Jasną Górę na nowo miejscem wielkiego zawierzenia Matce Bożej Polski i polskiego narodu, Kościoła, świata i swojego pontyfikatu. Jeśli na warszawski plac Piłsudskiego, na krakowskie Błonia czy pod zakopiańską Wielką Krokiew Polacy przybywali na spotkanie z Papieżem, to w Częstochowie Papież spotykał ich z Panią Jasnogórską i Jej Synem. Mówił tu do nas i w naszym imieniu.

JASNOGÓRSKIE WYCHOWANIE

Nie można mówić: „papież i Jasna Góra” jeśli najpierw nie powie się „Karol Wojtyła i Jasna Góra” — uważa o. Jerzy Tomziński OSPPE, legenda Jasnej Góry, w latach 1952—60 przeor Jasnej Góry, generał Zakonu Paulinów w latach 1963—75 i jedyny w Polsce żyjący uczestnik Soboru Watykańskiego II. Na Jasną Górę Karol Wojtyła przybywał już jako dziecko z ojcem, potem jako student i jako „Wujek” ze swoimi studentami, a w końcu jako biskup i kardynał. — Kiedy, po wojnie jeszcze uważało się, że do częstochowskiego sanktuarium przybywają tylko powłóczący nogami babcie i dziadkowie oraz proszący o cud chorzy, ks. Wojtyła jako pierwszy w Polsce, bez sutanny na rowerach, przyjeżdżał tu z młodzieżą. On tu młodych ludzi wprowadził i dziś to właśnie młodzi, a nie koniecznie ludzie starsi idą na Jasną Górę, tańcząc i śpiewając — wspomina o. Tomziński.

Właśnie tu przyszły papież nauczył się mówić do tłumów. — Inaczej mówi się kazanie w Kalwarii Zebrzydowskiej, w kościele mariackim w Krakowie, a inaczej na Jasnej Górze. Tu mówiło się i mówi do całego narodu. Tu się dokonywały wielkie sprawy Kościoła, narodowe nowenny i ślubowania. I tu przyszły papież uczył się brać odpowiedzialność za polski Kościół, mówić z jasnogórskiego szczytu do pół miliona ludzi. Tu, w końcu, spotykali się i tworzyli „cudowny” duet kard. Wyszyński i Wojtyła — dodaje o. Tomziński.

Jan Paweł II wielokrotnie wspominał, że Jasna Góra obok Watykanu, była dla niego główną kazalnicą, z której mówił do całego świata. Dlatego paulini nigdy nie musieli prosić, by znalazła się w programie jego wizyt.

PRZYKŁADANIE UCHA

Pierwsza z tych wizyt, w dniach 4—6 czerwca 1979 r., była realizacją pragnienia papieża Pawła VI, by 3 maja 1966 r. przybyć na Jasną Górę na obchody tysiąclecia chrztu Polski. — Wtedy, co dziś się nam nie mieści w głowach, rząd polski papieżowi odmówił. Na podium przed szczytem jasnogórskim było ustawione krzesło z portretem papieża oraz bukiet białych i czerwonych róż. Obok siedział legat papieski kard. Wyszyński, a Mszę św. celebrował abp Karol Wojtyła. Tak więc historia w pewnym sensie zakpiła z ówczesnej, ludowej władzy — choć nie było ówczesnego papieża, był papież przyszły — mówi odpowiedzialny za organizację papieskich pielgrzymek w Polsce bp Alojzy Orszulik. — To było wypełnienie sprawiedliwości dziejowej wobec Polaków, swego rodzaju wynagrodzenie Opatrzności — mówi z kolei Grzegorz Polak, dziennikarz i autor wielu publikacji o pontyfikacie Jana Pawła II.

Pierwsza pielgrzymka papieska do Polski trwała od wigilii Zesłania Ducha Świętego 2 czerwca do uroczystości Trójcy Przenajświętszej 10 czerwca. Przy tym najdłużej przebywał w też Częstochowie. A ponieważ w 1979 r. nie pozwolono Papieżowi jechać ani do Wrocławia, ani do Katowic, ani do Zielonej Góry, ani nawet na do Lublina na KUL, wszystkie spotkania z tamtejszymi mieszkańcami oraz zakonnicami, księżmi, klerykami, chorymi i studentami odbyły się właśnie na Jasnej Górze i w częstochowskiej katedrze. Tym bardziej mocno wiec zabrzmiało papieskie: „Słowo «niewola», które nas zawsze boli, w tym jednym miejscu nas nie boli. Tutaj zawsze byliśmy wolni!” oraz: „trzeba przykładać ucho do tego świętego miejsca, aby czuć, jak bije serce narodu w Sercu Matki”.

Jan Paweł II wziął także udział w 169. Konferencji Episkopatu Polski. Osobne spotkanie Papieża z diecezją częstochowską odbyło się przy rodzinnym kościele bp. Antoniego Długosza, świątyni św. Zygmunta. Ważne było — z perspektywy trwającego obecnie Roku Kapłańskiego — spotkanie Ojca Świętego 6 czerwca z księżmi zgromadzonymi w częstochowskiej bazylice katedralnej. — Papież przekonywał, że polski kapłan ma wielki kredyt zaufania i biada, jeśli, by to zaufanie stracił.

Zarzucano mu, że narzuca światu polski katolicyzm i styl życia i pracy polskiego kapłana, ale Papież wierzył, że ten polski katolicyzm i polskie kapłaństwo jest dobre, i nie możemy tego zatracić. Nie możemy temu okazać się niewierni. — Często do dziś, kiedy mówię do księży, przypominam im te papieskie słowa — wspomina ks. prof. Kazimierz Szymonik odpowiedzialny na Jasnej Górze w 1979 r. za muzyczną oprawę spotkań. — Ale najważniejszy dla mnie był papieski Akt Oddania Matce Bożej Kościoła oraz siebie w macierzyńską niewolę miłości Kościoła — dodaje.

Pierwszego dnia pielgrzymki — wskutek propagandy, że w Częstochowie z powodu tłumów tratowani są ludzie, że planuje się zamach na Papieża — na placu przed Jasną Górą zgromadziło się „tylko” ok. 300 tys. Nie było także ogólnopolskiej transmisji ani telebimów. Jednak już następnego dnia przed Jasną Górą zgromadziły się prawdziwe tłumy. — Były całe rzesze górników na spotkaniach Papieża z pielgrzymami z Dolnego Śląska i Śląska Opolskiego oraz przechery Jana Pawła II z KUL-owcami. „No widzisz, na co ci przyszło!” — mówił Papież do prof. Krąpca, z którym lubił podyskutować. To wtedy przypomniał lubelskiej Alma Mater, że ma nie tylko kształcić, ale także wychowywać — relacjonuje ks. Szymik.

— Mimo straszenia zamachami, trudności z dojazdem na Jasną Górę i dla Papieża, i dla wiernych, trzeba przyznać, ze strony władz nie było — mówi bp Orszulik. — Po wizycie chcieliśmy kupić papamobile, ale władze obawiały się, że ten samochód trafi na Jasną Górę jako relikwia — dodaje z uśmiechem. — To była organizacyjna prowizorka, ale podziwiałem gorliwość Polaków. W czasie tej pielgrzymki można było jeszcze do Papieża podejść, dotknąć, porozmawiać bez potrzeby zgłaszania prośby o audiencję. —To się niestety zmieniło po zamachu 13 maja 1981 r. — opowiada bp. Antoni Długosz. W 1979 r., kiedy Jan Paweł II gościł w rezydencji ówczesnego ordynariusza Częstochowy abp. Stefana Bareły, ks. Antoni Długosz był papieskim kelnerem. — Pamiętam, że był kompot z czereśni, który z przejęcia siostry w kuchni zmieszały z barszczem czerwonym. Podałem Ojcu Świętemu ten kompot, ale na szczęście wcześniej pomyłkę odkrył bp Franciszek Macharski. Ojciec Święty udał, że tej sytuacji wcale nie zauważył. Po kolacji odprowadziłem go do wyjścia. Nikt nam nie przeszkadzał. Papież, który zawsze był niezwykle zainteresowany rozmówcą, zapamiętał mnie. Kiedy w 1997 r. już byłem biskupem pomocniczym u abp. Nowaka, zapomniał mojego imienia. Potem dyskretnie zapytał: „Jak ty masz na imię? Bo Długosz mi się zawsze z Janem kojarzy”. Ale nazwisko pamiętał. To było ostatnie nasze bezpośrednie spotkanie — wspomina bp. Antoni.

Druga wizyta Papieża w Częstochowie w 1983 r. była kulminacją obchodów 600-lecia cudownego obrazu Matki Bożej na Jasnej Górze. Papież wygłosił wtedy jedno z najpiękniejszych i bardzo osobiste przemówienie. Po raz kolejny wobec Czarnej Madonny wypowiedział Akt Zawierzenia. — To była powtórka z 3 maja 1966 r. Mówił z tą samą wiarą i nadzieją, co wtedy, gdy był jeszcze metropolitą krakowskim — wspominał przeor Jasnej Góry w latach 1996—2002 o. Izydor Matuszewski.

— Przez tę pielgrzymkę postanowiłem pójść do seminarium i zostać kapłanem. Chociaż fizycznie w niej nie uczestniczyłem, a jedynie w szpitalu oglądałem w telewizji, zmieniła moje życie — opowiada ks. dr Czesław Noworolnik z diecezji tarnowskiej, były Sekretarz Komisji Episkopatu ds. Misji.

JESTEM, PAMIĘTAM, CZUWAM

Najlepiej zapamiętaną pielgrzymką papieską na Jasną Górę była ta, gdy 14 i 15 sierpnia 1991 r. Jan Paweł II spotkał się z 1,6 mln rzeszą młodzieży z 69 krajów świata podczas VI Światowego Dnia Młodzieży (ŚDM). — To był najznakomitszy komentarz do Apelu Jasnogórskiego. Gdy jako pierwsi, w pięć osób, zaczęliśmy w 1953 r. odmawiać Apel Jasnogórski, nie zdawaliśmy sobie sprawy z głębi tych prostych słów: Jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam. Papież wyłuskał z niego to, co jest najistotniejsze dla całej Polski. Kiedy to się stało, modlitwa Papieża rozeszła się na cały świat — wspomina o. Tomziński. — Gdy zbliżał się ŚDM, trochę się przestraszyliśmy. Myśleliśmy, żeby spotkanie zorganizować na tyłach sanktuarium, tam gdzie obecnie mieści się parking i dom Pielgrzyma. Ale Ojciec Święty kategorycznie odmówił. Mówił: „Chcę mieć Matkę Bożą, przy sobie, za plecami” — relacjonuje o. Tomziński.

— Przeżycie 1991 r. jest we mnie do dziś. Po obaleniu żelaznej kurtyny mogła w tym spotkaniu z papieżem uczestniczyć duża grupa młodzieży ze Wschodu. Papieżowi bardzo na tym zależało. Na obawy, jak Częstochowa pomieści tak wielką rzeszę ludzi, odpowiadał: „Będzie ciasno, ale bratersko”. I tak też było — wspomina Grzegorz Polak. — Trudno opisać atmosferę tamtych dni. W oczekiwaniu na spotkanie z Papieżem wzdłuż alei NMP i przyległych ulic, w kościołach, parkach i na placach odbywały się koncerty muzyki chrześcijańskiej, wystawy, przedstawienia teatralne i spotkania. Jedynie młodzi Francuzi byli zagubieni, ponieważ wyznaczono im spotkania w kościele św. Wojciecha, więc szukali parafii św. Adalberta. Katedra częstochowska na noc zaś zamieniła się w wielką sypialnię.

— Za tych spotkań zapamiętałem szczególnie trzy rzeczy. Pierwsza to specjalnie napisana na ŚDM w Częstochowie pieśń „Abba, Ojcze”, która odtąd żyje własnym życiem. Drugi obraz to incydent z afrykańską dziewczyną — Mary Nadi z Sudanu. Wyrwała się do Papieża, chcąc się do niego przytulić. Odpowiedź Ojca Świętego była symboliczna i wzbudziła wielki aplauz. Trzecie wspomnienie — kiedy Papież miał już odjeżdżać, o. Jan Pach odpowiedzialny ze strony zakonu paulinów za organizację ŚDM zauważył, że pod szczytem stoi ok. 100 tys. młodzieży zza wschodniej granicy, która sobie skromnie odmawia różaniec. Udało mu się tym spostrzeżeniem podzielić z Ojcem Świętym. Papież w typowy dla siebie sposób zareagował i zdecydował: wychodzimy na szczyt. Łamiąc już nie wiadomo który raz protokół, wyszedł, pobłogosławił, poświęcił im trochę czasu — relacjonuje Grzegorz Polak.

W 1997 r. JPII przyjechał do Polski — jak mówiono — okaleczonej moralnie, religijnie, kulturalnie, z wielką raną w sferze patriotyzmu. Goszcząc krótko na Jasnej Górze, większość czasu poświęcił modlitwie w Kaplicy Cudownego Obrazu. Gdy potem wyszedł na Szczyt Jasnogórski, był już do dyspozycji pielgrzymów. — Powierzyłem Jej drogę Kościoła do Świętych Drzwi Jubileuszowego Roku 2000, a szczególnie ku horyzontom, jakie otwierają się przed jego misją w Trzecim Tysiącleciu. Powierzyłem Jej naród Polski i wszystkie narody Europy — mówił wzruszony Papież.

W programie kolejnej, VII papieskiej pielgrzymki do Polski w 1999 r. nie było Jasnej Góry. Mimo to już od końca kwietnia przed cudownym obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej trwała modlitwa o jego przyjazd. Okazała się skuteczna i w ciągu niespełna dziewięciu dni zorganizowano spotkanie, na które 17 czerwca przybyło 800 tys. pielgrzymów. Godzinę przed przylotem, w Gliwicach dzielił się swoją radością: Jeszcze pojadę Matkę Boską Częstochowską przeprosić i ze spokojnym sumieniem odjadę...” Po modlitwie w kaplicy, po raz kolejny zawierzył Maryi siebie, Kościół i wszystkich Polaków. Wspólnie zaśpiewano „O Maryjo, żegnam Cię...” i po raz ostatni opuścił Jasną Górę.

ŻYWA OBECNOŚĆ

Jasna Góra nigdy nie została zdobyta. Gdy Jan Paweł II pierwszy raz przybył do nas, zrobiliśmy mu schody z wałów na szczyt jasnogórski. Wszedł po nich pierwszy, a my za nim. I tak zdobył Jasną Górę — wspomina o. Tomziński. Zawsze kiedy przyjeżdżał, dla paulinów był to czas nie pokazywania się przy boku dostojnego gościa, ale ciężkiej pracy. — Nie było czasu na rozmowy z Papieżem. Zamienialiśmy się w chłopców na posyłki. Trzeba było pilnować porządku, pomagać, rozwiązywać doraźnie potrzeby świty papieskiej. Za Papieżem wszyscy ganiali, za resztą — nikt. Czasem dokarmialiśmy BOR-owców, o których zapomniano, że muszą czasem coś zjeść. Kiedyś kucharczyk klasztorny wszedł na dach, by oglądać spotkanie z Papieżem. Musieliśmy interweniować, by go nie zestrzelili. Innym razem fotograf papieski Arturo Mari zgubił pastę do zębów i trzeba było mu przynieść nową — zwierza się o. Tomziński.

Jednak stosunki Jana Pawła II z paulinami były — jak przed wyborem na Stolicę Piotrową — bardzo serdeczne. — Gdy ja byłem generałem zakonu, to Karol Wojtyła był jeszcze zwykłym księdzem. Gdy on był Papieżem, to ja już byłem „niczym”. Żartowaliśmy sobie obaj z tego, ale Papież mnie z tego powodu potrafił też czasem „przytulić do serca” — śmieje się o. Tomziński i dodaje: — miał też Jan Paweł II przed nami swoje sekrety. Przedziwne było to, jak umiał się wszystkim wymknąć. On się tu czuł u siebie. Często gdy wszyscy myśleli, że już śpi, znajdywało się go na samotnej modlitwie w kaplicy u Matki Bożej lub w kaplicy chóru zakonnego, którą od „pleców” cudownego obrazu MB dzielą tylko drzwi. Tu często modlił się niezauważany przez pielgrzymów biskup, arcybiskup i kardynał Wojtyła. Słyszał modlitwy i śpiewy wiernych, modlił się razem z nimi.

 

Dziś oprócz żywych wspomnień, nauczania papieskiego, fascynacji osobą Papieża i pomnika Jana Pawła II, który „wita” 147 pieszych pielgrzymek maszerujących w tym roku na Jasną Górę, pozostały liczne, ofiarowane przez Papieża wota. Już ze swojej pierwszej pielgrzymki do Meksyku przywiózł złoty medalik z wizerunkiem MB z Guadalupe. Niedługo potem Złotą Różę, którą umieszczono obok obrazu w kaplicy Matki Bożej. Tam też znajduje się wotum najcenniejsze, ofiarowane przez Papieża w 1983 r. za ocalenie życia — zakrwawiony pas sutanny, przestrzelony podczas zamachu 13 maja 1981 r. Tylko dwa sanktuaria zostały wyróżnione w ten sposób: Fatima (ofiarował kulę z zamachu) i Jasna Góra. Wśród wotów są kielichy, ornaty, paschalna świeca z rzymskiego sanktuarium maryjnego Salus Populi Romani i... rower ofiarowany Ojcu Świętemu przez mechanika włoskiej drużyny kolarskiej. Na prośbę Papieża w 1980 r. przywiozła go pielgrzymka kolarzy z sanktuarium maryjnego w Monte Berico koło Vicenzy.

Po Janie Pawle II pozostał pokój, w którym gościł, chociaż — jeśli wierzyć historiom krążącym w paulińskich murach — gdy wykryto w nim podsłuch, zamienił się pokojami z ks. Stanisławem Dziwiszem. Pozostały cztery papieskie fotele na klasztornym korytarzu i pomnik Emilii i Karola Wojtyłów — rodziców Papieża przy Domu Pielgrzyma. A że Ojciec Święty kochał „święty nawyk Polaków” pielgrzymowania na Jasną Górę i te momenty, kiedy — jak zawsze — z wielkim wzruszeniem klękał przed „Panną świętą, co jasnej broni Częstochowy”, obok oficjalnego testamentu Ojciec Święty pozostawił po sobie i inny testament — złote korony dla Matki Bożej i Dzieciątka Jezus z Jasnogórskiego Obrazu. Poświęcił je na dzień przed swoją śmiercią i polecił w jedną z nich wmontować złoty pierścień papieski. Do generała zakonu paulinów o. Izydora Matuszewskiego napisał: „Błogosławię i ofiarowuję te korony, jednocząc się w duchu z paulinami, stróżami Sanktuarium i z wszystkimi Pielgrzymami. Zawierzam naszą Ojczyznę, cały Kościół i siebie samego Jej matczynej opiece. Totus Tuus.”

*****

Wykorzystane w tekście wypowiedzi bp. Antoniego Długosza, ks. prof. Kazimierza Szymonika oraz ks. dr. Czesława Noworolnika pochodzą ze zbiorów Mediateki Centrum Myśli Jana Pawła II.

opr. aw/aw


« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama