Prymas szykował sobie następcę

Kardynał Wojtyła był bardziej radykalny w kwestiach życia publicznego, a więc w zagadnieniach społecznych i politycznych. Kardynał Wyszyński w jakimś stopniu akceptował system w jego aspekcie społecznym.

"Idziemy" nr 24/2009

PRYMAS SZYKOWAŁ SOBIE NASTĘPCĘ

Z ks. prałatem Bronisławem Piaseckim, osobistym sekretarzem Prymasa Tysiąclecia Stefana Wyszyńskiego w latach 1974–1981, rozmawia Małgorzata Glabisz-Pniewska.

Jakie relacje łączyły Prymasa Wyszyńskiego z kardynałem Wojtyłą, który do dnia wyboru na papieża pozostawał w cieniu? Czy robił to świadomie? Dlaczego gdy razem odprawiali Mszę św., homilię zawsze głosił Ksiądz Prymas?

To była wielkość kardynała Wojtyły, który doskonale wiedział, że jego nominację kardynalską chciano wykorzystać do podziału Kościoła. Mając tego świadomość, tym bardziej chciał pokazać, że Kościół w Polsce jest jeden i przewodzi mu kard. Wyszyński. Zresztą dał temu wyraz kilka dni po wyborze na Stolicę Piotrową mówiąc, że nie byłoby papieża Polaka, gdyby nie wiara i heroiczna nadzieja prymasa. I w tym tkwiła wielkość młodego Kardynała, który robił karierę i był świadom, że nie wszystkim w Watykanie odpowiadała koncepcja prymasa Wyszyńskiego poprowadzenia Kościoła w Polsce.

Jak bardzo obaj kardynałowie różnili się w podejściu do Kościoła, jego roli w Polsce?

Kardynał Wojtyła był bardziej radykalny w kwestiach życia publicznego, a więc w zagadnieniach społecznych i politycznych. Kardynał Wyszyński w jakimś stopniu akceptował system w jego aspekcie społecznym. Oczywiście nie godził się z jego politycznym wymiarem, tym bardziej z ateizacją. Była to represja rosyjska polegająca na uciemiężeniu naszego narodu. Ponieważ w Moskwie wiedziano, że katolicyzm dla Polaków jest ważny, konsekwentnie w niego uderzano. Kard. Wyszyński sądził np., że nie można destabilizować sytuacji w kraju do takiego stopnia, by dać powód do ingerencji z zewnątrz. Natomiast kard. Wojtyła uważał, że skoro na tym etapie historycznym komuniści wzięli odpowiedzialność za losy narodu, to niech teraz wytłumaczą się przed ludźmi z tego, co robią. Opis szeregu ich interesujących spotkań i rozmów ujrzy może kiedyś światło dzienne…

A dlaczego nie teraz?

Jeszcze nie pora.

Który z nich był większym zagrożeniem dla komunistów, skoro tak bardzo chcieli ich ze sobą skłócić?

Wiedzieli, że Wojtyła jest autorytetem międzynarodowym i ma większe kontakty z Kościołem powszechnym. Wyszyński mówił wprost: „ja będę pilnował tego, co w kraju, a ksiądz kardynał niech buduje nasze więzi na zewnątrz”. Komuniści chcieli podzielić obu kardynałów, bo sądzili, że część ludzi opowie się za Wyszyńskim, a część za Wojtyłą. I to byłby ich wielki sukces! Gdy się okazało, że Wojtyłą nie da się manipulować, właśnie na niego skierowali całą agresję. O jego wielkim autorytecie międzynarodowym świadczy obecność kardynała Wojtyły w Sekretariacie Synodu Biskupów, do którego na trzy kolejne sesje wybierali go biskupi krajów europejskich.

A jak oni sami podchodzili do próby skłócenia ich przez komunistów?

Byli tego świadomi i rozmawiali o tym, że nie mogą dać się zmanipulować. Prymas przygotowywał kardynała Wojtyłę na swego następcę i był to pewien proces ich spotkań, rozmów, dyskusji, analiz. Poza Konferencją Episkopatu całe godziny spędzali na omawianiu właśnie tego zagadnienia. Chociaż mówiono, że Kościół w Polsce jest na wskroś konserwatywny i zamknięty, to prawda jest taka, że prymasowi bardzo zależało na kontaktach zagranicznych kard. Wojtyły. Jego wyjazdy, a był On na wszystkich kontynentach, miały na celu utrzymanie kontaktu z Kościołem na świecie. Kościół w Polsce, po ludzku rzecz biorąc, był śmiertelnie zagrożony i było tylko kwestią kilku dziesięcioleci, a przestałby istnieć gdyby dał się odizolować.

Czyli Ksiądz Prymas przygotowywał swego następcę, nie wiedząc o tym, że tak naprawdę przygotowuje przyszłego papieża?

Tak to się potoczyło. Zaistniała dość trudna sytuacja, bo prymas Wyszyński już odchodził, przedłużono mu jeszcze o dwa lata kadencję i kard. Wojtyła miał świadomość, że będzie przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski. Stało się jednak inaczej.

Kard. Wojtyła był chyba wówczas bardziej popularny zagranicą niż w Polsce?

Pamiętam, jak po śmierci Pawła VI kardynałowie zjechali się na konklawe. Była tam praktyka, że o godz. 11 przed południem zbierali się, by dyskutować nad bieżącymi sprawami Kościoła. Po takiej sesji, a było ich tam kilkudziesięciu, rzucili się do jedynej windy. Wyszyński, co było dla Niego naturalne, nie pchał się, stanął przy oknie i czekał (potem zresztą zszedł schodami). Przy nim oczywiście znalazł się kard. Wojtyła. Wyszyński powiedział wtedy, że wśród kolegium kardynalskiego widzi tyle nowych twarzy i wielu z nich nie zna. Kard. Wojtyła stwierdził wówczas, że zna tu wszystkich.

Jan Paweł II nadał kard. Wyszyńskiemu, z którym łączyła Go swoista przyjaźń, tytuł Prymasa Tysiąclecia. Czasami słychać głosy, że łączyły ich relacje ojcowsko-synowskie. Czy to była prawda?

Myślę, że jednak nie. Kard. Wojtyła był zbyt wielką osobowością, żeby była między nimi relacja zależności, bo jednak relacja ojciec-syn ma taki charakter. Ja przynajmniej nigdy ich tak nie odbierałem. W tym przypadku autonomia była całkowita. Byli tylko razem w jednej sprawie, sprawie jedności Kościoła. Były to różne osobowości i – przede wszystkim – istniała między nimi różnica pokoleń.

Prymas Wyszyński, wyniosły, zawsze z dystansem, kard. Wojtyła bardziej otwarty, przyjacielski, bezpośredni. Jak taki potoczny obraz obu kardynałów ma się do rzeczywistości?

Protestuję wobec określenia, że kard. Wyszyński był wyniosły. Ponieważ „Władza ludowa” była bardzo scentralizowana, a królem i wszechwładcą był pierwszy sekretarz, to kard. Wyszyński postanowił – i konsekwentnie przy tym trwał – rozmawiać tylko z premierem i pierwszym sekretarzem. Oni mieli coś do powiedzenia, wszyscy inni byli tylko wykonawcami. Oczywiście miano mu to za złe, ale on wiedział, że jeżeli nie będzie tego pilnował, to w pewnym momencie, jak sam powiedział, „każą mi rozmawiać z dzielnicowym”. Wielu odbierało to jako wyniosłość. A w życiu prywatnym Prymas był bardzo ciepły, choć miał trudności podczas pierwszego kontaktu z człowiekiem. Zawsze jednak pilnował, by ludzie czuli się przy nim bezpiecznie i wiedzieli, że jest przywódcą, do którego można się odnieść, czego dzisiaj bardzo brakuje.

Ostatnie chwile prymasa były wyjątkowo dramatyczne dla obu kardynałów. Choroba kard. Wyszyńskiego wypadła w czasie bardzo trudnej sytuacji w kraju, wiosną 1981 r.

Prymas, mimo choroby, bardzo żywo reagował na wydarzenia życia publicznego w ojczyźnie i utrzymywał żywe kontakty z ludźmi „Solidarności”. Wielokrotnie na indywidualne rozmowy przyjeżdżał do niego Lech Wałęsa. Miał ogromne zaufanie do prymasa, a prymas do niego. W maju 1981 r., kiedy był zamach na papieża, w Italii miał również miejsce zamach na Wałęsę, o czym nie wszyscy wiedzą. Kardynał Wyszyński słabł i wyraźnie było widać, że proces chorobowy jest nieodwracalny. Zagrożone były wszystkie trzy osoby, które wtedy były symbolem Polski: Ojciec Święty Jan Paweł II, prymas Wyszyński i Lech Wałęsa.

Z jednej strony na łożu śmierci kard. Wyszyński, z drugiej – bardzo ciężko ranny papież. Prymas Wyszyński prosił, żeby modlitwy o jego zdrowie kierować w intencji papieża.

Nawet swoje życie ofiarował za Niego: „On jest teraz potrzebny Kościołowi bardziej niż ja” – mówił. Potem obserwując odchodzenie papieża, widziałem w tym pewne podobieństwo. Choć prymas Wyszyński umierał w zaciszu mieszkania, a papież nie chciał się skryć za parawanem, chciał być między ludźmi. Ale też okoliczności ich śmierci miały inny charakter. Obaj jednak byli bardzo pokorni w swojej słabości, niedomaganiu i cierpieniu…

…i w pełni świadomi tego, że odchodzą. Tak umierają święci?

W czasie choroby prymasa był pewien moment krytyczny: zatrzymanie pracy serca. Zebrali się dyżurni lekarze, natychmiast zareagowali i stan zdrowia kard. Wyszyńskiego poprawił się na chwilę. Wtedy on, taki słabiutki, zaczął śpiewać „Chwalcie łąki umajone”. Nie było lęku, że umiera, a przecież miał świadomość, że to już tylko kwestia godzin. Trzeba bardzo bogatego wnętrza, by mieć tak ogromny dystans do tego misterium.

A ich ostatnia dramatyczna rozmowa telefoniczna: papież w szpitalu w ciężkim stanie i umierający prymas. Jak to było?

Zadzwonił do mnie ks. Stanisław Dziwisz z informacją, że Ojciec Święty chce rozmawiać z kard. Wyszyńskim. A u prymasa w mieszkaniu nie było ani telefonu, ani telewizora, ani nawet radia, tylko książki; czytał ich pięć naraz. Powiedziałem więc ks. Dziwiszowi, żeby zadzwonił następnego dnia; przygotuję wówczas pokój, przeciągniemy kabel telefoniczny. Gdy przypominam sobie klimat tej rozmowy, to uderzało w niej to, że w ogromnym cierpieniu byli sobie bardzo bliscy. To była szczególna rozmowa, bo podczas niej padło niewiele słów, ale czuło się między nimi jakąś wielką komunię. Właściwie ważniejsze było to, czego sobie nie dopowiedzieli, niż to, co zostało powiedziane.


Autorka wywiadu jest dziennikarką Polskiego Radia

Ks. Bronisław Piasecki (1940), wyświęcony na kapłana w 1963 r., dr teologii moralnej, prałat Jego Świątobliwości. W latach 1974-1981 kapelan kard. Stefana Wyszyńskiego. Proboszcz parafii Najświętszego Zbawiciela, dziekan dekanatu środmiejskiego, wicepostulator w Trybunale Beatyfikacyjnym sł. Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego.

1. Prymas Wyszyński przygotowywał kardynała Wojtyłę na swego następcę i był to pewien proces ich spotkań, rozmów, dyskusji i analiz. Poza Konferencją Episkopatu całe godziny spędzali na omawianiu właśnie tego zagadnienia.

2. Protestuję wobec określenia, że kard. Wyszyński był wyniosły. W życiu prywatnym Prymas był bardzo ciepły, choć miał trudności podczas pierwszego kontaktu z człowiekiem.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama