Tęczowa dyktatura

Wybory Miss. Bohaterką konkursu została ponoć faktycznie najpiękniejsza, choć bez korony, 21-letnia mieszkanka Kalifornii Carrie Prejean. Dodajmy – gorliwa katoliczka...

"Idziemy" nr 18/2009

Ks. Henryk Zieliński

Tęczowa dyktatura

Wiosna jednych zachęca do spacerów, innych do pochodów. Spacery prawie zawsze są zdrowe. A z pochodami najczęściej bywa odwrotnie. Chociaż te czerwone stały się dzisiaj już chyba tylko rodzajem historycznego folkloru. Ale nad tymi, które wylegają w przestrzeń publiczną pod tęczowym sztandarem nie można przejść obojętnie. Nie są one bowiem żadną manifestacją wolności, tylko próbą narzucenia homoseksualnego dyktatu. Już pierwsze oznaki tęczowej dyktatury w Europie i w Ameryce wskazują na to, jak jest ona cywilizacyjnie niebezpieczna. Przekonał się o tym choćby duszpasterz z paryskiej katedry Notre Dame, poturbowany przed dwoma laty przez homoseksualne bojówki, gdy chciał się przeciwstawić parodiowaniu katolickiej liturgii i profanacji świątyni, za którą odpowiadał. W ubiegłym tygodniu o specyficznym pojęciu wolności pod tęczowym sztandarem przekonała się także Ameryka.

Można się zastanawiać, po co do jury konkursu na najpiękniejszą Amerykankę zaproszono wojującego geja Mario Armando Lavandeira, działającego pod pseudonimem „Perez Hilton”. Czy chciano w ten sposób zabezpieczyć kandydatki przed niemoralnymi propozycjami ze strony jurorów, podobnie jak na dworze sułtana, gdzie do obsługi haremu dopuszczano jedynie eunuchów, żeby nie było seksualnych nadużyć? Czy raczej chodziło o spełnienie warunku politycznej poprawności? Bo nikt mi nie powie, że uwzględniono „wyjątkową” wrażliwość pana Lavandeiry akurat na kobiece piękno.

Bohaterką konkursu została ponoć faktycznie najpiękniejsza, choć bez korony, 21-letnia mieszkanka Kalifornii Carrie Prejean. Dodajmy – gorliwa katoliczka. Już kiedy przed wyjściem na scenę dowiedziała się, kto ją będzie publicznie odpytywał, była pewna, że zostanie wystawiona na ciężką próbę. Nie myliła się. Mario Armando Lavandeira miał do niej tylko jedno pytanie: „Czy twoim zdaniem wszystkie amerykańskie stany powinny zalegalizować małżeństwa osób tej samej płci?”. Odpowiedź panny Carrie była delikatna, ale szczera: „Cieszę się, że żyjemy w kraju, w którym każdy może dokonywać wyborów. Ale ja sama uważam, że małżeństwo powinno być zawierane przez mężczyznę i kobietę. Nie chcę nikogo urazić, ale w takim przekonaniu byłam wychowywana i w to wierzę." Landaveirę do tego stopnia to rozsierdziło, że zablokował przyznanie pannie Carrie korony najpiękniejszej. Nazwał ją „tępą suką” i „głupią dziwką”. Zdeklarował, że gdyby jury nie uwzględniło jego protestu, to wtargnąłby na scenę i zdarł koronę z głowy Carrie. Media i organizatorzy konkursu także nie pozostawiły na Carrie suchej nitki, podkreślając jej „brak rozsądku”, bo przez „niepoprawną odpowiedź” straciła tytuł najpiękniejszej. Ona zaś spokojnie tłumaczy, że właśnie dlatego czuje się zwycięzcą, bo nie sprzeniewierzyła się samej sobie i tym wartościom, które uznaje za święte. A obrzucającemu ją wyzwiskami panu Mario Armando Lavandeirze, życzliwie obiecała… modlitwę. Grozi mu najwyżej nawrócenie.

Wielu zwykłych Amerykanów, przywiązanych do tradycyjnych wartości, stawia jednak pytanie o to, jak potoczyłaby się cała sprawa, gdyby to panna Carrie Prejean zablokowała karierę Lavandeiry z powodu jego orientacji i poglądów. I gdyby go jeszcze nazwała tak, jak ulica zazwyczaj nazywa gejów? Ten przykład i te pytania warto chyba zachować w pamięci, gdy kiedyś zaczną oni krzyczeć na ulicach o swojej koncepcji wolności, wymachując pod nosem tęczowym sztandarem.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama