Dlaczego krytykują Papieża?

Benedykt XVI, zanim został papieżem, spędził ponad ćwierć wieku w rzymskiej kurii i był postrzegany jako człowiek Jana Pawła II...

"Idziemy" nr 16/2009

Dlaczego krytykują Papieża?

Z Krzysztofem Gołębiowskim, dziennikarzem działu zagranicznego Katolickiej Agencji Informacyjnej, rozmawia Alicja Wysocka

Mamy 19 kwietnia i czwartą rocznicę pontyfikatu Benedykta XVI. Tymczasem media ostatnio krytykowały Papieża. Dlaczego?

Oczywiście jest prawdą, że na co dzień media go krytykują, ale podobnie postępowały wobec wszystkich papieży ostatnich stuleci. Kościół katolicki od rewolucji francuskiej jest nieustannie na cenzurowanym. Wiek XX był pod tym względem wyjątkowy: dwie wojny światowe, rewolucja bolszewicka, wojna domowa w Hiszpanii, a potem rozprzestrzenianie się ateistycznego komunizmu w Europie i nie tylko. Atmosfera wrogości, niechęci i uprzedzeń objęła Kościół i papieża, który jest jego głową na ziemi. Nie ominęło to nawet „papieża dobroci” bł. Jana XXIII czy – na ogół kochanego – Jana Pawła II. Wobec tego ostatniego istniała przecież opozycja teologów, którzy w połowie lat 80. podpisali tzw. deklarację kolońską, krytykującą papieża i kurię rzymską. W wypadku Benedykta XVI mamy do czynienia ze splotem kilku okoliczności. Po pierwsze przyszedł po papieżu wybitnym, określanym mianem „wielkiego”, który bardzo długo sprawował swój pontyfikat, nadając w pewnym sensie swoje oblicze Kościołowi. Po drugie Benedykt XVI, choć ma za sobą bardzo długą i zgodną współpracę z Janem Pawłem II, jest oczywiście zupełnie inną osobowością, ma inny charakter, temperament, doświadczenie życiowe, nie mówiąc o pochodzeniu. Różni się też wizją Kościoła. Jeszcze jako kardynał- prefekt Kongregacji Nauki Wiary nie był zwolennikiem pewnych kontaktów międzyreligijnych. Anegdotyczna stała się relacja o tym, jak podczas podróży Jana Pawła II na słynne spotkanie modlitewne w Asyżu, kard. Ratzinger siedział w drugim wagonie, demonstrując tym swoją dezaprobatę dla tego typu inicjatyw. Dlatego niektóre komentarze po jego wyborze na Stolicę Piotrową były pełne obaw, że cofnie Kościół o kilka dziesięcioleci. Ale to się przecież nie sprawdziło.

A sprawa zdjęcia ekskomuniki z biskupów lefebrystów? Dla niektórych to właśnie dowód na „wstecznictwo” Benedykta XVI.

To raczej dążenie do położenia kresu bardzo szkodliwej sytuacji rozbicia wewnątrzkościelnego, schizmy. Pamiętajmy, że czterej biskupi z Bractwa św. Piusa X zostali wyświęceni bez zgody papieża, ale formalnie ich święcenia były ważne, ponieważ mieli sukcesję apostolską. Według prawa kościelnego ich urząd był sprawowany niegodnie „illicite”, ale ważnie. Członkowie i sympatycy bractwa są potrzebni Kościołowi. To są prawdziwi katolicy, na pewno gorliwsi niż tzw. letni. Bardzo źle było, że ci ludzie byli poza Kościołem, choć – uwaga – oni sami tak nie uważali. Było to więc ze strony Papieża przywrócenie do stanu jedności. Teraz wiele zależy od samych członków Bractwa. W Kościele jest miejsce dla tradycjonalistów, także dla Mszy św. przedsoborowej. Przecież do dziś mamy w Kościele wiele obrządków – z tych mniej znanych warto wymienić ambrozjański czy żywy do dziś w Hiszpanii porządek mozarabski – różniących się od rzymskiego. Zainteresowanie Mszą św. sprawowaną w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego, bo tak zaleca się nazywać Mszę św. po łacinie, jest bardzo duże i to nie wśród starszych „przedsoborowych” katolików, ale przede wszystkim wśród młodych. Oczywiście, jeśli chodzi o decyzję ws. lefebrystów czy nawet wydanie w ub. roku dekretu dotyczącego nadzwyczajnego rytu rzymskiego, byłoby lepiej poprzedzić te fakty jakąś wewnątrzkościelną dyskusją.

A czy w Kościele istnieje równowaga w traktowaniu wszystkich dzieci jednakowo? Czy środowiska katolików, określane jako nowoczesne czy postępowe, mogą liczyć na podobne zrozumienie i wsparcie?

Zacznijmy od tego, że środowiska liberalne czy nowoczesne tak zdecydowanie przeważają w łonie Kościoła, że Papież, choćby nawet nie wiem jak chciał je zmarginalizować, nie byłby chyba w stanie tego zrobić. Przecież Benedykt XVI, o ile mi wiadomo, publicznie nigdy nawet nie sprawował Mszy św. trydenckiej! Środowiska nowoczesne mają swój wkład w życie Kościoła, choć oczywiście te najbardziej awangardowe są przywoływane do porządku i to jest jak najbardziej zrozumiałe. Na przykład ciągnąca się wiele lat sprawa dekretu ws. statutu Drogi Neokatechumenalnej (został wydany w ub. roku – przyp. red.) świadczy o tym, że Stolica Apostolska uważnie i krytycznie przygląda się wszystkim nowościom. Kościół jest z natury instytucją tradycyjną, trwa dwa tysiące lat i trudno, żeby z dnia na dzień odrzucał to, co się nawarstwiało przez dziesiątki czy setki lat. Tym bardziej, że to co przetrwało przez wieki, nie jest przypadkowe.

Kto krytykuje dziś Papieża i z jakich pozycji światopoglądowych? Kardynał Paul Cordes zwrócił niedawno uwagę, że Benedykt XVI jest pierwszym papieżem, krytykowanym nie tylko przez liberalne media, ale też przez rządy i parlamenty.

Papieże oczywiście byli krytykowani przez rządy, ale przede wszystkim na płaszczyźnie politycznej. Wystarczy wspomnieć wielką krytykę Piusa IX, który sprzeciwiał się zjednoczeniu Włoch czy ataki rządów komunistycznych na Watykan. W Polsce pamiętamy na przykład ostre reakcje władz na decyzje Piusa XII w sprawie tzw. ziem odzyskanych. W przypadku obecnego papieża mamy jakościowo inną sytuację, ponieważ niektóre parlamenty czy przedstawiciele rządów krytykują Benedykta XVI za to, co mówi o moralności czy nawet szerzej – duchowości. Ostatnio powodem była słynna wypowiedź Papieża na pokładzie samolotu w drodze do Afryki, kiedy na pytanie francuskiego dziennikarza o AIDS, odpowiedział, że prezerwatywy nie są sposobem walki, że raczej sprzyjają rozpowszechnianiu niż zapobieganiu tej chorobie. Media podniosły wrzawę, bo po pierwsze zelektryzowało je użycie po raz pierwszy przez papieża słowa „prezerwatywy”, a po drugie oburzyły się, że Kościół podtrzymuje swoje stanowisko ws. walki z AIDS. Jeszcze większy rozgłos miała sprawa zdjęcia ekskomuniki z bp. Williamsona z Bractwa św. Piusa X, znanego z tego, że negował Holocaust. Choć powody, którymi kierował się Papież, były czysto kościelne, fakt ten został mocno skrytykowany przez przywódców politycznych. Myślę, że do takiej sytuacji nie doszłoby podczas pontyfikatu Jana Pawła II, ponieważ sprawa zostałaby załatwiona przez Watykan trochę inaczej, z większym wyczuciem i wrażliwością.

Czy Benedykta XVI krytykuje się chętniej, ponieważ – jak powiedział wspomniany kardynał Cordes – jest Niemcem, a nie Polakiem czy Włochem?

Sprawa pochodzenia Papieża oczywiście zawsze gra jakąś rolę, ale tylko na samym początku. Tuż po wyborze Jana Pawła II pojawiły się przecież nagłówki gazet odwołujące się do polskich cierpień i ofiar w XX wieku w słowach: „najhojniejszy naród Europy daje Kościołowi Papieża”. Oczywiście są uprzedzenia do Niemiec i do Niemców, ale ja nie uważam, że akurat w przypadku tego pontyfikatu odgrywają one jakąś rolę. Benedykt XVI, zanim został papieżem, spędził ponad ćwierć wieku w rzymskiej kurii i był postrzegany jako człowiek Jana Pawła II. Jego wybór podyktowany był na pewno nadzieją gwarancji kontynuacji wizji poprzednika. Narodowość papieży, według mnie, nie powinna przesłaniać nam spojrzenia na ich służbę i szczerze mówiąc bardzo denerwuje mnie takie podejście. Zdecydowanie bardziej liczy się osobowość kolejnych zastępców Chrystusa na ziemi, a ta jest po prostu zawsze inna, nowa.

Mówi się, że Benedykt XVI w odróżnieniu od swojego poprzednika lubi samotność, ciszę i spokój. Że tylko do godziny 16 pełni papieski urząd, a potem oddaje się teologii…

To są bardzo efektowne stwierdzenia, ale trzeba pamiętać, że jak księdzem jest się przez 24 godziny na dobę, tak samo jest z papiestwem. Benedykt XVI ma natomiast inny styl pracy niż poprzednik. Popołudnia poświęca na własną pracę nad dokumentami teologiczno-kościelnymi. To wyraźnie widać, gdy słucha się i czyta jego przemówienia i pisma. Noszą one bardzo wyraźny, osobisty rys. Jan Paweł II też nadawał własny styl wielu dokumentom, ale często nanosił swoje poprawki na gotowe już dokumenty. O Benedykcie XVI mówi się, że dużo pisze sam. To jasne, że potrzebuje na to więcej czasu, a więc ma go mniej na przykład na rozmowy i przyjmowanie gości.

Już ponad 30 tys. osób (dane z 8 kwietnia) podpisało się pod austriacką inicjatywą "Deklaracji Solidarności z Ojcem Świętym”, w tym 9828 z Polski. Do Deklaracji zostały dołączone kolejne języki: czeski, angielski, łotewski, rumuński, rosyjski i ukraiński. Czy trzeba w ten sposób wspierać Benedykta XVI? I czy polskich podpisów nie jest jednak zbyt mało?

Oczywiście, żadna deklaracja nie wpłynie na to, kto będzie sprawował najwyższy urząd w Kościele. Na szczęście także nie parlamenty czy rządy będą o tym decydowały. Tego rodzaju listy mają natomiast znaczenie moralne. Papież też ma emocje i na pewno cieszą go wyrazy solidarności. Powiedział przecież publicznie, że ws. zdjęcia ekskomuniki z bp. Williamsona większego wsparcia udzielili mu bracia Żydzi niż chrześcijanie. A jeśli chodzi o różnice w liczbie podpisów, to może bardzo dobrze, że w ogóle są. W Polsce nie ma takiej opozycji wobec Papieża, więc wiele osób nawet nie odczuwa potrzeby podpisywania specjalnych listów. W Austrii czy we Francji natomiast ta opozycja była i jest bardzo duża. Dlatego dobrze, że jest tam dużo ludzi, poczuwających się do silnej więzi z Głową Kościoła.

Krzysztof Gołębiowski (1946), warszawiak od pokoleń, absolwent polonistyki UW. Jest dziennikarzem i tłumaczem, redaktorem i autorem książek, w tym „Poznaj swego patrona”. Przez wiele lat pracował w PAP, od 1993 w KAI. Żonaty, czworo dzieci.

Żadna deklaracja nie wpłynie na to, kto będzie sprawował najwyższy urząd w Kościele, także nie parlamenty czy rządy będą o tym decydowały.

Benedykt XVI, zanim został papieżem, spędził ponad ćwierć wieku w rzymskiej kurii i był postrzegany jako człowiek Jana Pawła II.

Na co dzień media krytykują Ojca Świętego, ale podobnie postępowały wobec wszystkich papieży ostatnich stuleci.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama