Szafa na krzesła

O tym, że słupki kościelnych statystyk idą w dół, wiemy od dawna. Czy umiemy jednak wyciągnąć z nich wnioski? Co stało się z naszym społeczeństwem, że utraciliśmy poczucie wartości tego, co najcenniejsze?

Dziwnie się poczułem, oglądając pewną fotografię na jednym z francuskich profili w mediach społecznościowych. Zdjęcie zatytułowane „szafa na krzesła” przedstawiało bowiem... konfesjonał.

W dwóch bocznych komorach, tych przeznaczonych dla penitentów, równiusieńko poukładane były składane drewniane krzesełka, przeznaczone zapewne dla uczestników liturgii. Precyzja, z jaką zostały złożone jedno na drugim, budziła podziw, na każdej kolejnej warstwie, w poprzek, ułożono następną. Wyglądało to raczej jak instalacja artystyczna i z całą pewnością oprócz walorów estetycznych miało także walor informujący wprost: w tym kościele już dawno nikt się nie spowiadał. Oraz: w tym kościele dodatkowych krzeseł dla uczestników liturgii nie potrzeba. Smutny przekaz.

O tym, że słupki statystyk idą w dół, wiemy od dawna. Raport Katolickiej Agencji Informacyjnej potwierdził tę tendencję. Wnioski wyciągnąć trzeba, dyskutujemy o tym od lat, sympozja jak wichura przewalają się przez aule naszych katolickich uniwersytetów, i to od czasu Soboru Watykańskiego II, więc nic nowego pod słońcem.

Pandemia koronawirusa jest po prostu kolejnym papierkiem lakmusowym tendencji panujących wśród wierzących. Nie chcę w ten sposób powiedzieć, że nam słupki niepotrzebne i nie liczy się ilość, tylko jakość.

Wszak od początku Kościoła statystyki istnieją, ba — już po pierwszym publicznym wystąpieniu głowy Kościoła odnotowano skrupulatnie w Dziejach Apostolskich, że „przyłączyło się owego dnia około trzech tysięcy dusz” (Dz 2,41). Warto jednakże zaznaczyć, że liczba ta dotyczyła... nawróconych, a nie ogólnie tych, którzy wysłuchali, co Piotr ma im do powiedzenia. Tak na marginesie: więcej byśmy chyba dobrego osiągnęli, przykładając wagę do rzeczywistego stanu wiary praktykujących niż jedynie do ich liczby. No ale wiadomo — tego się w słupkach opisać nie da.

Da się natomiast bardzo wymiernie określić nasz stosunek do przykazań Bożych — i tutaj kwestia świętowania niedzieli jest bardzo znamienna. Rocznica, którą obchodziliśmy niedawno, a o której wspominają arcybiskupi Gądecki i Skworc w swoim apelu o poszanowanie świątecznego charakteru niedzieli (piszemy o tym na str. 5), wielu wydawać się może kuriozalna. Kto w XXI wieku chce myśleć o tym, co działo się 1700 lat temu i jaki edykt wydał wówczas panujący cesarz rzymski? Kto kojarzy go nie tylko z religijnym wymiarem codziennego życia, lecz z życiem społecznym w ogóle i ładem w tymże społecznym życiu (to tak a propos tych, którzy postulat zakazu handlu w niedzielę kojarzą jedynie z fanaberiami biskupów)? Kto zastanawia się nad tym, że wybór jednych (chcę niedzielę spędzić w galerii handlowej) zawsze, zwłaszcza w społeczeństwie konsumpcyjnym, będzie miał wpływ na życie tysięcy innych ludzi? Mało kto. A szkoda. Bo tydzień, który nie ma „dnia pierwszego”, innego od reszty dni, tydzień, w którym każdego dnia dzieje się to samo, jest tygodniem nieludzkim. Człowiek w kieracie konsumpcyjnego świata wykańcza siebie nieświadomie. A potem dziwi się, myśląc, że wykończyli go inni. No cóż... każda szafa na krzesła ma swojego projektanta.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama