Zapomnieć o sobie

Ks. Michał Sopoćko miał 45 lat, kiedy po raz pierwszy spotkał siostrę Faustynę Kowalską. Pewnie miał już za sobą tysiące spowiedzi, tyleż pouczeń i zadanych pokut.

Ks. Michał Sopoćko miał 45 lat, kiedy po raz pierwszy spotkał siostrę Faustynę Kowalską. Pewnie miał już za sobą tysiące spowiedzi, tyleż pouczeń i zadanych pokut.

Kiedy ma się 45 lat, to jest się człowiekiem dojrzałym. Rozumiem przez to, że życiowe doświadczenie, nabyte z latami, może już owocować w postaci mądrze dokonywanych wyborów. Owszem, zgadzam się z autorem Księgi Mądrości, który twierdzi, że „starość jest czcigodna nie przez długowieczność i liczbą lat się jej nie mierzy” (Mdr 4,8), niemniej jednak od tego, kto więcej przeżył, zazwyczaj więcej się wymaga. Ks. Michał Sopoćko miał właśnie 45 lat, kiedy po raz pierwszy spotkał siostrę Faustynę Kowalską. Pewnie miał już za sobą tysiące spowiedzi, tyleż pouczeń i zadanych pokut. A jednak to spotkanie miało na zawsze odmienić jego życie, o czym piszemy w bieżącym numerze „Gościa” (s. 26).

Nie przyszło mi nawet do głowy w ubiegłym tygodniu, że temat konfesjonału, spowiedzi i kapłaństwa powróci tak szybko. Ale wspomnienie świętej nazywanej Sekretarką Bożego Miłosierdzia i postać jej spowiednika sprawiają, że trudno mi się powstrzymać od tej refleksji. Jak wspomniałem, ks. Michał spotkał siostrę Faustynę, gdy miał 45 lat. W sumie rówieśnik – pomyślałem, gdy przeczytałem o tym jego spotkaniu. I natychmiast zadrżałem, zrozumiałem bowiem, jak wielkie to musiało być dla niego wyzwanie. Nieznajoma siostra zakonna szeroko uśmiechnięta, nie potrafiąca ukryć emocji, została przez niego... upomniana (chodziło o to, że w kościele powinno się zachowywać poważniej). A kiedy z jej ust usłyszał słowa, że już go wcześniej widziała i że to sam Pan Jezus jej go pokazał, musiał się zdziwić jeszcze bardziej. Któż by się nie zdziwił? Któremu ze spowiedników nie przyszłoby do głowy, że należy zbadać stan zdrowia psychicznego takiej kandydatki na penitentkę? Od tego właśnie zaczął przyszły błogosławiony. Czytam te wszystkie wspomnienia, opisy rozterek i wątpliwości spowiednika, oraz jego refleksje, łącznie z tą, iż „należy całkowicie zapomnieć o sobie”. I mam nieodparte wrażenie, że ta krótka maksyma stanowi kwintesencję relacji pomiędzy spowiednikiem i penitentem. Tym bardziej że siostrę Faustynę i ks. Michała dzieliło wszystko, łącznie z wykształceniem. Ona bardzo prosta i pisząca z błędami, on wykształcony i oczytany. Po ludzku sądząc, trudno byłoby się takim ludziom dogadać. A jednak po Bożemu tak było lepiej. I ja sobie myślę, że w życiu to tak właśnie jest. Człowiek patrzy po ludzku, Pan Bóg po Bożemu i tak się to od tysiącleci kręci. Myśli Jego nie są myślami naszymi i na odwrót. Co nie znaczy, że nie należy próbować zacząć myśleć inaczej, po Bożemu właśnie. Tylko że najpierw trzeba zapomnieć o sobie. To niekoniecznie przynosi stratę. Raczej zawsze generuje zysk. W czasach powszechnego narcyzmu, upiększonych selfie i sprytnych pułapek samorozwoju warto się czasem zatrzymać przed drzwiami do samego siebie. Zapukać i zajrzeć, kto właściwie mieszka w środku (cóż, może się okazać, że jest to ktoś zupełnie nam obcy). Niekoniecznie dopiero w wieku 45 lat, albo jeszcze później, wszak starość jest czcigodna nie przez długowieczność. I liczbą lat się jej nie mierzy.

ks. Adam Pawlaszczyk - redaktor naczelny tygodnika "Gość Niedzielny"

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama