Po cóż zagłębiać się w przyszłość?

Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki – ten fragment Pieśni nad Pieśniami przychodzi mi do głowy, kiedy myślę o miłosierdziu Bożym.

Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki – ten fragment Pieśni nad Pieśniami przychodzi mi do głowy, kiedy myślę o miłosierdziu Bożym. A myślałem o nim ostatnio coraz więcej.

Nie tylko dlatego, że zbliżała się Niedziela Miłosierdzia. Raczej z powodu okoliczności zewnętrznych i coraz większego zadziwienia nimi. Kiedy płonęła katedra Notre Dame, a społecznościowe (i nie tylko) media wypełniały kolejne, wpisy adwersarzy argumentujących słabo, ale wylewających na siebie nawzajem kubły pomyj. Jedni tworzyli karkołomne konstrukcje myślowe, widząc w pożarze oznakę Bożej kary, inni pytali, dla kogo ta kara i za co. Kiedy przed jednym z liceów katowickich spotkałem skandujących uczniów popierających strajk swoich nauczycieli, a ja z przerażeniem uświadomiłem sobie, że maj tuż-tuż i zacząłem się zastanawiać, co teraz będzie – z uczniami, maturzystami, egzaminami, studiami. Kiedy na ulice wyległy tłumy spragnione wiosennego słońca, a jednak wpatrzone wciąż w jeden zaledwie przedmiot – telefon komórkowy. Kiedy człowiek z głową osła brzdąkał w garnki na jednym z deptaków i obfotografowywały go tłumy. Kiedy...

Czasem po prostu człowiek traci cierpliwość dla niezrozumiałych zjawisk, pyta, jak pytały setki pokoleń, jakich to czasów dożył, i zastanawia się, co dalej z tym światem będzie. Święta siostra Faustyna chyba miała podobnie. A przynajmniej podobnie rozpoczęła swój dzienniczek duchowy – od modlitwy i refleksji związanej z przeżywaniem chwili obecnej i patrzeniem w przyszłość. Napisała tak: „Gdy patrzę w przyszłość, ogarnia mnie trwoga, ale po cóż zagłębiać się w przyszłości? Dla mnie jest tylko chwila obecna droga, bo przyszłość może w duszy mojej nie zagości. Czas, który przeszedł, nie jest w mojej mocy, by coś zmienić, poprawić lub dodać, bo tego nie dokazał ani mędrzec, ani prorocy, a więc co przeszłość w sobie zawarła, na Boga zdać”. I ja to jak najbardziej biorę dla siebie na te czasy. Absolutnie od początku do końca. Przeszłość minęła. Przyszłość – kto wie, co będzie? Żyjąc chwilą obecną i w ten sposób wpływając na przyszłość, dokonuję najlepszego wyboru. To oznacza bowiem życie świadome. Z pełną odpowiedzialnością Niedziela Miłosierdzia jest okazją, żeby przypomnieć sobie nie tylko to, że „wody wielkie nie zdołają ugasić miłości”, a ponad Boże miłosierdzie nie mamy nic bardziej wartościowego, lecz również i to, że wewnętrzny pokój jest owocem pracy nad sobą, ogarnięcia siebie, spojrzenia na świat innymi oczyma. Stawiam na to, że powinno to być spojrzenie bardziej miłosierne. Po prostu wyrozumiałe. Dla słabości innych, czasem ich ograniczeń. Co nie znaczy, że trzeba te ograniczenia popierać, usprawiedliwiać. Czasem wystarczy je po prostu... znosić. To najczęściej przynosi o wiele więcej owoców niż krytyka wprost i nie wprost, zwana potocznie i z angielska hejtem. Znosić innych – to chyba dobry sposób na poradzenie sobie z tym, czego się w tym świecie nie rozumie. I jeszcze lepszy na poradzenie sobie z tym, czego nie rozumie się w drugim człowieku...

ks. Adam Pawlaszczyk - redaktor naczelny tygodnika "Gość Niedzielny"

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama