Przesunąć punkt ciężkości

Kościół potrzebuje zmiany perspektywy. Zamiast skupiać się na człowieku, musi skupić się na Bogu

Kościół potrzebuje zmiany perspektywy. Zamiast skupiać się na człowieku, musi skupić się na Bogu.

Przesunąć punkt ciężkości

Wiele razy w tym miejscu stawiałem pytanie o powody słabości Kościoła we współczesnej Europie, nie dając żadnej odpowiedzi albo formułując zaledwie słabe sugestie. Tym razem postawię sprawę mocniej: Kościół potrzebuje zmiany perspektywy. Zamiast skupiać się na człowieku, musi skupić się na Bogu. Kościół z całych sił powinien zająć się Bogiem i Jego chwałą, a dopiero w drugiej kolejności człowiekiem. Problem nie jest wcale marginalny, jakby się komuś mogło wydawać. Ks. Dariusz Kowalczyk w swoim cotygodniowym felietonie pisanym z Rzymu przytoczył bardzo charakterystyczną opinię. Zdaniem jednego z redaktorów „Corriere della Sera” w świecie katolickim przeważa myśl, że przed Kościołem stoją dwa główne zadania. Po pierwsze, zajmować się tymi, którzy doświadczają różnych form cierpienia. A po drugie, walczyć ze złem strukturalnym świata (s. 38). Proszę zauważyć, że wśród tych dwóch zadań nie ma mowy o Bogu. Nie ma mowy o wzywaniu do nawrócenia, do głoszenia Chrystusa i do chrzczenia w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Ja czy też dziekan Wydziału Teologicznego na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie nie musimy mieć racji. Odwołam się zatem do autorytetu s. Łucji z Fatimy. W 1925 r. miała ona kolejne widzenie Maryi. Z tego spotkania zrodziło się nabożeństwo pięciu pierwszych sobót miesiąca. Matka Boża postawiła przed Łucją cztery zadania: żeby się spowiadała i była w stanie łaski uświęcającej, przyjmowała Komunię św., odmówiła jedną część Różańca i wreszcie podjęła 15-minutowe rozmyślanie nad jedną z różańcowych tajemnic. O złu strukturalnym świata Maryja nie wspomniała ani słowem. Jak sądzę, stało się tak nie dlatego, że to pojęcie w tamtym czasie nie było znane lub przekraczało intelektualne możliwości młodej Łucji. I zapewne również nie dlatego, że wówczas ludzie nie doświadczali wymyślnych form cierpienia. Stało się tak dlatego, że – jakkolwiek niewiarygodnie, wręcz heretycko by to brzmiało – Maryja skupiła się na Bogu, nie na ludziach. Rozumowanie Maryi było i jest proste.

Grzechy ranią Boga. Ktoś powinien Boga pocieszyć. Jeżeli inni nie chcą, zrób to przynajmniej ty – usłyszała Łucja. To jest pierwszorzędne zadanie Kościoła. Skupić się na Bogu.

By zobaczyć nie tylko cierpienie ludzi, ale dostrzec także ból Boga odrzuconego przez ludzi (więcej na ss. 24–25). Zapewniam, że na takiej zmianie perspektywy, na przeniesieniu punktu ciężkości z człowieka na Boga, wszyscy skorzystają, szczególnie zaś najbiedniejsi. Russell Reno, redaktor naczelny prestiżowego amerykańskiego czasopisma „First Things”, w rozmowie z „Gościem” wskazuje, że na rozregulowaniu chrześcijańskich zasad moralnych i kulturowych najbardziej cierpią biedni i niewykształceni Amerykanie. Bogaci jakoś sobie radzą, na dno idą ubodzy. Na przykład upadek małżeństw jest największy wśród 30 proc. najuboższych Amerykanów, wcale nie tych bogatych. A już o niedowierzanie może przyprawić informacja, że w ostatnim czasie średnia wieku wśród niewykształconej grupy ludzi spadła o kilka lat (ss. 48–49).

Jest to słowo wstępne redaktora naczelnego "Gościa Niedzielnego" ks. Marka Gancarczyka do nr 24/2017

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama