Piękne dojrzałe szaleństwo

Mówiła o nich cała Polska. Wolontariusze z Liberii nękanej przez wirus Ebola. Oddajmy głos im samym

Mówiła o nich cała Polska. Wolontariusze z Liberii nękanej przez wirus Ebola. Oddajmy głos im samym.

17-letni Mateusz Misiewicz gra w koszykówkę i w squasha. Jest uczniem klasy biologiczno-chemicznej. Chciałby zostać lekarzem lub inżynierem biotechnologiem. Od zawsze marzył o wyjeździe do Afryki. Chciał poznać kontynent, ludzi i ich mentalność. Nigdy nie był w kurortach Afryki północnej, gdzie turyści wypoczywają w ekskluzywnych hotelach, z basenami, popijając drinki z palemką. – Chciałem poznać prawdziwą Afrykę i problemy tamtejszych ludzi – mówi. Jeszcze zanim został uczniem salezjańskiego liceum we Wrocławiu wiedział, że szkoła organizuje wyjazdy m.in. do Ghany, Mongolii czy na Syberię. – Wolontariat to praktycznie jedyna szansa, żeby pojechać do tych części świata – ani moi rodzice, ani znajomi nie planuję tam wyjazdów.

Piękne dojrzałe szaleństwo

Magda Paplińska chodzi do trzeciej klasy tego samego LO. W tym roku czeka ją matura. Chciałaby zostać psychologiem. Przed wyjazdem do Afryki rok wcześniej była na Syberii. Magda po prostu lubi bezinteresownie pomagać. – Nic od nich nie dostawałam prócz uśmiechu – mówi z zadowoleniem. Zaraz po przyjeździe na miejsce była zaskoczona przywitaniem. – Ich uśmiech… – rozmarza się – wiedzieli, że przyjechaliśmy dla nich.

„Liberia 2014” to projekt pilotażowy i równocześnie wykonawczy. To z Afryki popłynęła prośba o wolontariuszy. – To, co nam przedstawiono było tak mocne, że stwierdziliśmy, że trzeba tam pojechać – wspomina ks. Jerzy Babiak SDB. Opiekun wrocławskiego oddziału Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego – „Młodzi Światu” dodaje, że wolontariat misyjny jest tam potrzebny do fizycznej pracy przy półkoloniach dla dzieci a także w celu szkolenia młodych kadr animatorów.

Wolontariusze z Wrocławia pracowali z dziećmi. Pomagali w lekcjach, bo w tamtejszych klasach jeden nauczyciel zajmuje się ponad czterdziestką uczniów. Jak mówią, praca z najmłodszymi była najbardziej satysfakcjonująca. Po lekcjach był czas na rozwijanie talentów i zainteresowań. Dzieci grały na pianinie, trąbce, uczyły się tańczyć, grały w piłkę nożną, koszykówkę i siatkówkę.

W weekendy wolontariusze mieli okazję poznać nieco okolicę. Jeździli na plażę, zwiedzali muzea i centrum Monrovii. Odwiedzali tamtejsze parafie czy wspólnotę Cenacolo, która zajmuje się opieką nad porzuconymi dziećmi.

Najważniejsze są chęci

Wakacyjny wyjazd SWM-u to finał całorocznego przygotowania. Spotkania odbywają się co tydzień. Młodzi poznają kraj, do którego planowany jest wyjazd; przygotowują gry i zabawy dla dzieci. Rodzice kupują bilety, ale wszystkie koszty pobytu na miejscu wolontariusze muszą opłacić z zarobionych przez cały rok pieniędzy. Na ten cel m.in. zbierają zakrętki, organizują zbiórki w niedziele misyjne i w czasie okolicznościowych jarmarków. Do afrykańskich dzieci pojechali z prezentami – kupili piłki, skakanki, a poza tym zabrali walizki pełne środków medycznych.

Ks. Jerzy zaznacza, że cele są jasno określone, a na spotkaniach sygnalizowane są także trudności. W ciągu rocznego przygotowania zostaje ok. 30 procent zgłoszonych w październiku. – Najważniejsze są chęci młodych – mówi salezjanin. Zapytany o to, kim trzeba być, by wyjechać na wolontariat misyjny opowiada o „pewnym stopniu szaleństwa”. – To nie jest głupota, ani impuls chwili. Chodzi o szaleństwo, które nie boi się zaryzykować, wejść w nową przestrzeń, do nowych ludzi; szaleństwo bycia wbrew ogólnie panującej modzie czy standardom. To jest piękne dojrzałe szaleństwo – mówi kapłan.

Najistotniejszym elementem i podstawowym zadaniem wolontariuszy jest ewangelizacja. – My tam jedziemy z Dobrą Nowiną. Chrystus ma przemawiać przez nas – podkreśla ks. Jerzy i dodaje, że możliwość konkretnego włączenia się w polecenie Jezusa bardzo motywuje młodzież. – To jest „przekleństwo” współczesnego Kościoła, że wezwanie Chrystusa „idźcie i nauczajcie wszystkie narody” często ogranicza się do misjonarzy, kapłanów i zakonnic oraz katechetów, a przecież każdy wierzący ma być misjonarzem! – przypomina opiekun wrocławskiego SWM-u.

Takie pomaganie jest fajne

O wrocławskich wolontariuszach zrobiło się w tym roku głośno, ale nie ze względu na ich wyjątkowe zaangażowanie, ale na fakt, że z Liberii mogli przywieźć do Polski wirus Ebola. De facto polska młodzież nigdzie w Afryce nie miała kontaktu z chorymi. – Jeśli nie ma się kontaktu z płynami ustrojowymi chorego, to nie ma obaw, żeby się zarazić – opowiada fachowo Mateusz. Po powrocie do kraju wszyscy uczestnicy projektu się przebadali i zgłosili do sanepidu. Wielu znajomych pytało o ich zdrowie, ale odczuli też nagonkę. – Ludzie się bali, że mogliśmy coś przywieźć – mówi Magda. – Był sezon ogórkowy, nie było o czym pisać, to próbowano za wszelką cenę szukać sensacji i straszyć epidemią – dodaje Mateusz. Na pytanie czy byliby gotowi tam wrócić, bez zastanowienia i zgodnie odpowiadają: „tak!”. Ks. Jerzy zauważa, że w związku z epidemią jest bardzo dużo dzieci sierot a problem będzie narastał. – Chcemy tam wracać jako SWM – mówi kapłan ale zastrzega, że muszą być na to odpowiednie warunki, także międzynarodowe.

Magda: Swoje ja trzeba zachować dla siebie. Trzeba pokazać podopiecznym, że chce się być z nimi, że są dla nas ważni, że to dla nich się przyjechało. Takie pomaganie jest fajne, otwierasz się na inne osoby. Jeśli ktoś lubi pomagać i chce coś dla kogoś zrobić, to polecam taki wolontariat.

Mateusz: To nie jest łatwe. Wymaga systematycznej pracy nad sobą. Wstajesz o 6.30 a dzień kończysz po 22. Przez cały czas jesteś dostępny dla dzieci. To kształtuje człowieka ale trzeba się do tego najpierw przygotować. Warto odbyć mniejszy wyjazd misyjny a później wyjechać na rok lub trzy.

Ks. Jerzy: Ludzie wracają z misji jak na skrzydłach. Odkrywają wartość misji. Są znakiem i świadectwem, że polscy katolicy są niesamowici. To jest realne kroczenie drogą świętości. Ja często jestem zbudowany ich postawami.

Bardziej dojrzałe życie

„Liberia 2014” to był już dziesiąty projekt zorganizowany przez Salezjański Wolontariat Misyjny – „Młodzi Światu” we Wrocławiu. Ks. Jerzy Babiak SDB kieruje szkolnym i studenckim SWM-em a – może przede wszystkim – jest dyrektorem Salezjańskiego Liceum we Wrocławiu. – Dla mnie SWM ma niesamowite walory wychowawcze. To są bardzo mocne doświadczenia, które zmieniają ich życie – mówi. Tych zmian nie widać od razu, ale – jak zauważa kapłan – po latach wolontariusze wspominają, że doświadczenie misyjne dało im zupełnie nowe spojrzenie na siebie i na drugiego człowieka.

Potwierdza to Mateusz, który mówi, że po powrocie z Liberii mniej uwagi zwraca na rzeczy materialne. – Zaczynam też widzieć dobre strony Polski, że tu wszystko jest zorganizowane i poukładane. Smuci mnie tylko fakt, że Polacy mało się uśmiechają, nie rozmawiają ze sobą, w przeciwieństwie do Afrykańczyków.

Magda dodaje, że po doświadczeniu misyjnym o wiele łatwiej wchodzić jej w relacje z ludźmi. – Dowiedziałam się wiele o świecie. Łatwiej mi się teraz żyje.

– Ktoś, kto wraca z Afryki, jak patrzy na swoje problemy, to okazują się błahe. Nie żyje im się z tym łatwiej, ale jest to życie bardziej dojrzałe – podsumowuje ks. Jerzy.


Artykuł pochodzi z eSPe 7-8/2014.

Całe czasopismo możesz za darmo pobrać ze strony: www.e-espe.pl.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama