Wspólnota wyrosła z pustelni

W jego życiu wspólnota i samotność karmiły się nawzajem prowadząc go, a za nim tych, którzy zachwycili się jego świadectwem, do świętości.

Wspólnota wyrosła z pustelni

Elżbieta Wiater

Wspólnota wyrosła z pustelni

Opowieść św. Benedykta z Nursji.

„Lubię ten gest Benedykta, bo zgadza się bardzo z moim charakterem. Oto, jak związki ze świętymi, a później nasze powołanie i jego realizacja, nawiązują się często przez cechy nieznośne dla naszych bliskich i już całkiem irracjonalne dla naszych obserwatorów. Wstać w środku lekcji i już więcej nie wrócić.” (M. Zioło OCSO, Liście, listki, listy, s. 42). Bohater tych słów, Benedykt z Nursji, był synem możnego rodu. Posłany na studia do Rzymu zakończył je tak, jak opisuje o. Zioło: wstał w środku zajęć i wyszedł. Wewnętrzny sprzeciw wobec braku poszanowania dla wyższych wartości, który widział wokół siebie, i pragnienie czegoś więcej, dalej, głębiej nie pozwoliły mu dokończyć drogi, którą rozpoczął.

Wspólnotę rówieśników, z którą nie miał wspólnych celów i dążeń, Benedykt zamienił na pustelnię. Zamieszkał w grocie w Subiaco. Karmiony przez mnicha z pobliskiego klasztoru, skupił się na modlitwie i ascezie. Tam odnaleźli go, w czasie wybranym przez Boga, inni ludzie i zaczęli korzystać z jego rad duchowych i wsparcia. I pomimo tego, że swoje życie mnisze rozpoczął w radykalnej samotności, w Regule zapisze: „Drugi [rodzaj mnichów] to anachoreci, tzn. pustelnicy. Oni to nie w pierwszym porywie zachwytu nad życiem mniszym, lecz przechodząc długą próbę w klasztorze, od wielu uczyli się, jak należy walczyć z diabłem, a dobrze przygotowani w szeregach braci do samotnej walki na pustyni i dość już silni, by obejść się bez pomocy bliźniego, są w stanie, z pomocą Bożą, zmagać się w pojedynkę ze złem czającym się w ciele i w myślach.” (RB I, 3-5). Bycie we wspólnocie nie jest rzeczą łatwą, ale też jej brak może zniekształcić obraz Boga a nade wszystko obraz samego siebie, bo któż równie gorliwie wytknie nam nasze wady i błędy, jak usłużny współbrat lub współsiostra, którzy muszą znosić ich konsekwencje?

Zanim jednak Benedykt będzie przełożonym założonego przez siebie klasztoru na Monte Cassino, zostaje poproszony o bycie opatem przez grupkę innych mnichów. Swoją konsekwencją w tępieniu grzechów doprowadzi ich do rozpaczy, a ta popchnie podwładnych do próby otrucia przełożonego. Święty z Nursji, widząc, że ani ich nie nawróci, ani nie pociągnie za sobą, sam zrezygnował z urzędu. Było mu więc dane posmakować nie tylko słodyczy jedności i wspólnego dążenia do Boga, ale też goryczy konfliktu i obłudy. Pomimo to rozstał się z ową wspólnotą spokojnie i bez konfliktu. Po raz drugi wybrał samotność. Jednak nie na długo. Wkrótce z gromadzących się wokół niego uczniów powstała grupa, której Benedykt nadał regułę i którą opiekował się do swojej śmierci. Już za jego życia powstało wiele filii tego klasztoru, on nad wszystkimi czuwał i troszczył się o nie. Zasłynął wieloma cudami, ale przede wszystkim mądrością i łagodnością, z jaką prowadził swoich uczniów. Liczył się ze słabością ludzkiego ciała (np. nakazał, aby brat-lektor czytający podczas posiłków wybrane fragmenty Biblii, Reguły oraz duchowej lektury, otrzymywał posiłek przed innymi tak, aby nie zasłabł podczas czytania) i doceniał duchową wrażliwość wszystkich osób, także najmłodszych (jeśli w klasztorze miała być rozstrzygana ważna kwestia, na radę mieli przyjść wszyscy, ponieważ „Pan często komuś młodszemu objawia to, co jest lepsze” (RB III,3)). Benedykt umarł na stojąco w chórze, recytując wraz ze swoimi mnichami psalmy. Istnieje tradycja mówiąca, iż Bóg obiecał świętemu, że jego zakon będzie trwał do końca świata. Obecnie na tej regule opierają swoje życie nie tylko benedyktyni, ale również m.in. cystersi, trapiści, kameduli, oraz wiele zgromadzeń żeńskich. Często jest ona także inspiracją dla świeckich, niektórzy z nich zostają oblatami (oblatką benedyktyńską była m.in. prof. Anna Świderkówna), czyli świeckimi członkami zakonu.

Święty z Nursji swoją drogę rozpoczął ucieczką od wspólnot, z których wartościami nie chciał się utożsamić. Pozwolił, aby samotność oczyszczała jego intencje i wzmacniała wrażliwość, po czym znów wrócił do wspólnoty, a w zasadzie stał się jej początkiem. W jego życiu wspólnota i samotność karmiły się nawzajem prowadząc go, a za nim tych, którzy zachwycili się jego świadectwem, do świętości.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama