Ukrzyżowany jest blisko nas

Krzyż stał się obecny w naszej rzeczywistości od chwili przyjęcia przez Polskę chrztu. Wpisał się w naszą historię, kulturę i przestrzeń. On ciągle przemawia i może właśnie dlatego nadal ma tylu wrogów

„To drzewo, na którym zostały ukrzyżowane członki, stało się równocześnie katedrą, z której Chrystus naucza” - głosił św. Augustyn.

Ukrzyżowany jest blisko nas

Na krzyżu Jezusa najmocniej koncentrujemy się w Wielki Piątek. To zrozumiałe - wtedy ten znak zdaje się przemawiać do nas najsilniej. Inną „okazją” jest św. Podwyższenia Krzyża Świętego, związane z odnalezieniem relikwii drzewa, na którym umierał nasz Zbawiciel. Legenda głosi, że dokonało się to dzięki św. Helenie, matce cesarza Konstantyna. Od tamtego czasu fragmenty Chrystusowego Krzyża zostały rozwiezione po całym świecie. Trafiły także do Polski. Najsłynniejszym miejscem przechowywania tych relikwii do dziś pozostaje wzgórze na Świętym Krzyżu, którym opiekują się ojcowie oblaci. Podobne relikwie posiadają w lubelskim kościele ojcowie dominikanie. Niestety, część z nich została skradziona w 1991 r. Obecnie każdy, kto odwiedza ten kościół, otrzymuje obrazek z modlitwą o odzyskanie relikwii drzewa Krzyża Świętego. Do dziś nie wiadomo też, kto dopuścił się tego świętokradczego czynu.

Krzyż jak sztafeta

Krzyż stał się obecny w naszej rzeczywistości od chwili przyjęcia przez Polskę chrztu. Wpisał się w naszą historię, kulturę i przestrzeń. Każdy z krucyfiksów tchnie pięknem i tajemnicą. Nieważne, czy jest wykonany w drewnie, czy w cennym metalu. On ciągle przemawia i może właśnie dlatego nadal ma tylu wrogów. Historia naszej ojczyzny, miast i wsi, zawiera w sobie wiele rozdziałów znaczonych krzyżem. Nie sposób wspomnieć - z oczywistych względów - o wszystkich szczególnych krucyfiksach. Zacznijmy więc od własnego podwórka. Wróćmy myślami do Pratulina, gdzie - w tamtejszym kościele - przechowywany jest krzyż, który był niemym świadkiem męczeństwa unitów podlaskich. Podczas obrony cerkwi podawano go sobie z rąk do rąk. Unici nie wyszli do kozackich żołnierzy z bronią, ale z krzyżem swojego Pana.

Cenny krucyfiks możemy znaleźć też w Kodniu. O krzyżu przechowywanym w kościele Świętego Ducha mówi się, że jest jednym z niewielu pokazujących uśmiechniętego Chrystusa. Z sylwetki Ukrzyżowanego bije spokój, że oto dokonało się zbawienie świata. Będąc tam, na miejscu, trudno choć na chwilę nie przyklęknąć przed takim Jezusem.

Kulą w Chrystusa

Dramatyczna historia wiąże się z krzyżem, który wisi w niewielkim kościele Matki Bożej Częstochowskiej w Licheniu. O jego losach opowiedziała mi babcia. Dopiero później miałam okazję ujrzeć go na własne oczy. Do dziś mam w pamięci obrazek przedstawiający drewniany krzyż z metalową pasyjką, zawieszony na czerwonym płótnie. Postać Chrystusa jest podziurawiona. Babcia mówiła, że „do Jezusa strzelała bezbożna Niemka i Pan Bóg ją za to szybko ukarał”. To prawda. W czasie II wojny światowej w licheńskim kościele św. Doroty Niemcy zorganizowali szkołę dla chłopców z obozu Hitlerjugend. W nauce okrucieństwa szczególną gorliwością wyróżniała się Berta Bauer. W lipcu 1944 r. zgromadziła chłopców przy cmentarnej bramie. Chciała dać im specjalną lekcję. Wziąwszy do ręki pistolet, za cel obrała krzyż wiszący nad wejściem do cmentarnej kaplicy. Miała powiedzieć: „Jeśli Bóg istnieje, powinien mnie natychmiast ukarać”. Kilka godzin później, gdy jechała na stację kolejową do Konina, przelatujący samolot ostrzelał jej wóz. Zginęła na miejscu.

Zraniony Bóg z rannymi ludźmi

W pamięci wielu warszawiaków zapisał się również krzyż z kaplicy Baryczków znajdującej się w archikatedrze św. Jana Chrzciciela. Do stolicy z Norymbergii (lub z Wrocławia) przywiózł go w XVI w. kupiec Jerzy Baryczka. Legenda głosi, że na głowie Ukrzyżowanego rosły niegdyś prawdziwe włosy. Krucyfiks przetrwał nietknięty (często w sposób niewytłumaczalny) kilka pożarów i wojenną pożogę.

Szczególnie dramatycznie brzmią wspomnienia ks. Wacława Karłowicza i Barbary Gancarczyk, którzy wynosili krzyż z archikatedry podczas powstania warszawskiego. Aby przenieść go wąskimi korytarzami, trzeba było figurce Jezusa odjąć ręce. Krucyfiks zaniesiono do kaplicy sióstr szarytek, która dwa dni później została zbombardowana. Krzyż ocalał! Następnie leżał wśród rannych, których gromadzono w podziemiach kościoła ojców dominikanów… Dziś znów wisi w archikatedrze. Modlili się przed nim m.in.: król Jan Sobieski, Tadeusz Kościuszko i Romuald Traugutt.

Inne ważne krzyże? Trudno je wszystkie zliczyć. Na myśl przychodzą mi chociażby krucyfiksy z kaplicy jasnogórskiej, katedry wawelskiej, Mogiły… Każdy piękny, pełen miłości, tak bliski i potrzebny… To nasze dziedzictwo, które powinniśmy nieść przez kolejne pokolenia.

MOIM ZDANIEM

ks. dr Waldemar Linke - pasjonista i biblista z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego:

Momentem kluczowym było odnalezienie relikwii Krzyża Świętego. Dość dużo mówi się o tym, że pierwotne chrześcijaństwo miało z krzyżem problem. Św. Paweł kładł ogromny nacisk na to, że krzyża Chrystusowego nie można uczynić próżnym i bez treści; że jest to element, bez którego Ewangelia staje się niepełna. Stanowisko Apostoła Narodów raczej potwierdza niż podważa fakt, że w mentalności mas chrześcijańskich I i II w. pojawia się pewien niesmak, kiedy trzeba mówić o krzyżu.

Ikonografia dotycząca krzyża pojawiła się stosunkowo późno. Dopiero słynne drzwi Santa Sabina na Awentynie są uważane za pierwsze programowe starożytne przedstawienie krzyża. W IV w. rozpoczyna się oficjalny i sponsorowany przez dwór cesarski kult Krzyża Świętego i wtedy mamy do czynienia z jego rozwojem. Pamiętajmy jednak, że dla Konstantyna krzyż jest znakiem zwycięstwa. Ten sygnał będzie wpływał na sztukę, by przedstawiać krucyfiks nie w realizmie dramatu ludzkiego cierpienia i śmierci Jezusa, ale właśnie jako znak zwycięski. To determinuje sposób pokazywania krzyża w późnej starożytności i średniowieczu. Dopiero chrześcijańska duchowość, nastawiona na kontemplację człowieczeństwa Jezusa jako bramy do spotkania z Bogiem, spowoduje, że - dzięki św. Franciszkowi i jego naśladowcom - Chrystus powróci na krzyż jako cierpiący, a nie jako zwyciężający śmierć i składający ofiarę kapłan. Późnośredniowieczne krzyże będą „prześcigały się” w akcentowaniu oznak męki i cierpienia oraz w podkreślaniu okrucieństwa, które stało się na Krzyżu. W renesansie ukrzyżowane ciało Jezusa zostanie pokazane jako - mimo wszystko - piękne. Można się o tym przekonać, patrząc np. na „Pietę” Michała Anioła. Barok, który zaczął poważnie traktować kwestie życia i śmierci, powrócił do ukrzyżowania dramatycznego, sięgając aż po przesadę. Ciągle mam w oczach manierystyczny krzyż, który widziałem w kalwarii w Pakości. Krucyfiks pokazuje Jezusa wygiętego, wręcz złamanego. Barokowa ekspresja przeskoczyła nawet średniowieczny realizm w dosadności podkreślania cierpienia. Potem powyższe kwestie robią się skomplikowane. Dziś w sztuce mamy wszystko, od realizmu aż po nadrealizm i formy symbolistyczne.

Ks. Sebastian Mućka - wikariusz parafii Niepokalanego Poczęcia NMP w Drelowie:

Zgodnie z relacją ewangelistów Jezus umarł na krzyżu z modlitwą na ustach ok. 9.00, czyli naszej 15.00. Według Jana ostatnie słowo Chrystusa brzmiało: „Wykonało się!”. Słowo to („tetélestai” w tekście greckim) odsyła do samego początku męki, do godziny obmywania nóg. Ten opis ewangelista zaczyna od podkreślenia, że Jezus umiłował swoich „do końca” (zob. J 13,1). Ten „koniec”, to szczytowe dopełnienie miłości, nastąpiło w momencie śmierci. Jezus rzeczywiście doszedł aż do końca, do samej granicy i ją przekroczył. Oddając siebie, urzeczywistnił pełnię miłości. W tym słowie zajaśniała wielka tajemnica Krzyża. Ten krzyż jest otoczony chwałą Boga. Bóg siebie samego otacza chwałą, przez pośrednictwo Tego, w którym daje nam swoją miłość i w ten sposób przyciąga nas do siebie.

W święto Podwyższenia Krzyża Świętego kontemplujemy znak nieskończonej miłości Boga wobec każdego człowieka i źródło naszego zbawienia. Z tego Krzyża wypływa miłosierdzie Ojca, które obejmuje cały świat. Krzyż był konieczny ze względu na powagę zła, które trzymało człowieka w niewoli. Wyraża więc zarówno całą moc zła, jak i całą łagodną wszechmoc Bożego miłosierdzia. Co zatem widzimy, kiedy kierujemy nasze spojrzenie na krzyż, do którego został przybity Jezus? Oprócz miłości i miłosierdzia dostrzegamy też jedyną prawdziwą nadzieję. Dlatego Kościół „wywyższa” Krzyż i właśnie dlatego my, chrześcijanie błogosławimy znakiem krzyża. Pamiętajmy jednak, że nie jest on magicznym znakiem. Wiszący w naszych domach, szkołach, szpitalach i miejscach pracy powinien nam przypominać o Bożej miłości. On jest znakiem służby, a nie panowania. Jest szkołą uprzedzającej miłości w stosunku do człowieka. Krzyż to nie wisiorek, ozdobnik czy element ornamentacji. Krzyż to rzeczywistość, która powinna być wpisana w nasze życie. Wszyscy nosimy jakieś cierpienie, niegasnącą tęsknotę... Jesteśmy smutni, niekiedy wręcz depresyjni, ale wystarczy jedno spojrzenie na krzyż Pański, aby doświadczyć uzdrowienia. Wiara w Krzyż Jezusa pociąga za sobą przede wszystkim naśladowanie Go na Jego drodze. W ten sposób każdy z nas współpracuje w dziele zbawienia, akceptując wraz z Nim ofiarę, cierpienie, a nawet śmierć z miłości do Boga i bliźniego.

Echo Katolickie 36/2016

opr. ac/ac

« 1 »
Załączone: |
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama