Wtedy dzieją się cuda

Zawsze warto pomyśleć o duchowym prezencie dla swoich dzieci, czyli o modlitwie w ich intencji

Człowiek sieje, ale to Pan Bóg daje wzrost! Nie ma lepszej „polisy ubezpieczeniowej”, niż powierzenie swoich dzieci z ufnością, że Ten, który nie chce zguby człowieka, ale by nawrócił się i miał życie, zaradzi matczynym łzom...

Stwierdzenie „musimy pomóc dzieciom” najczęściej odnosi się do wsparcia materialnego. Błąd, o czym nierzadko przekonują się rodzice, którzy nie szczędzili starań, by zapewnić pociechom odpowiedni start w dorosłość, a dziś przełykają gorzką pigułkę osamotnienia i żalu. Największym darem, jaki możemy zapewnić swoim dzieciom, jest bowiem ufna modlitwa, że Pan Bóg otoczy je opieką.

Nie mamy już syna

- Jak każda matka, tak i ja chciałam, by moje dzieci wyrosły na mądrych i odpowiedzialnych ludzi - opowiada Krystyna. - Aby - jak głosi przysłowie - żyły tak, by nikt przez nie nie płakał. Przez mojego syna płakałam długie lata... Nigdy jednak do końca nie straciłam nadziei, że łzy wylewane przed Tą, która oniemiała z bólu stała pod krzyżem swego Syna, nie będą nadaremne. Że niebo nie jest głuche na nasze wołanie... Bo tam naprawdę nas słuchają! - podkreśla.

Wojtek, syn Krystyny, był dobrym dzieckiem. Uczył się i pomagał rodzicom w gospodarstwie. Mimo że pracy na roli nie brakowało, zgodnie z mężem zadecydowali, że najlepszą lokatą na przyszłość jest wykształcenie, w związku z czym wysłali go do technikum. Miał zamieszkać w przyszkolnym internacie. - Pierwszą klasę Wojtek skończył może nie jako prymus, ale nauczyciele nie mieli co do jego nauki i zachowania większych zastrzeżeń. Problem pojawił się, kiedy był w drugiej klasie. Coraz rzadziej nas odwiedzał, a kiedy już przyjechał na święta, zamiast pomocy ojcu pojawiały się pretensje i żądanie pieniędzy - opowiada. Krystyna przywołuje dzień, kiedy odebrali telefon od wychowawcy syna, że od trzech miesięcy nie pojawił się na zajęciach. - Mąż zrobił mu przez telefon awanturę, że my tu żyły sobie wypruwamy, a on marnuje życiową szansę. Wtedy przestał przyjeżdżać, a wkrótce dowiedzieliśmy się, że rzucił szkołę. Kilka tygodni później zjawiła się u nas policja. Mieliśmy przeszukanie posesji pod kątem narkotyków i paserki - wyjawia.

Matce łamie się głos, kiedy wspomina kolejne wydarzenia: zawał męża, który nie udźwignął cierpienia, wizytę Wojtka, która doprowadziła niemalże do rękoczynów, a w jej efekcie z domu zginęły pieniądze i telefon siostry. Potem odkryli, że wyniósł nawet ich obrączki. - „Nie mamy już syna” - powiedział mąż. Trzy miesiące później już go chowaliśmy. Drugi zawał, groźniejszy niż ten pierwszy, skończył się śmiercią. „Wojtek zabił ojca” - orzekli sąsiedzi. I poniekąd mieli rację - potwierdza.

Między „nigdy” a „zawsze”

Co czuje matka, której syn jest na prostej drodze wiodącej na manowce? Krystyna długo zastanawia się nad odpowiedzią. - Ból pomieszany z nadzieją - wyznaje po namyśle. - Nie było go na pogrzebie. Słuch po nim zaginął. Nie miałam wieści o Wojtku ponad dwa lata - przyznaje. Opowiada o znajomych i sąsiadach, którzy niby współczuli, ale później dochodziły ją głosy, że niby kłopoty z synem to kara za ich rodzicielską pobłażliwość. Przywołuje święta przygotowywane z nadzieją, że może stanie w drzwiach. Wspomina też, jak rozpaczliwie żebrała u Boga o znak, że on jednak żyje. - I nie myliłam się... - oznajmia. Zanim jednak matka opowie o okolicznościach powrotu marnotrawnego syna, wyjaśnia, jak w chwilach największej rozpaczy wykrzykiwała przed Bogiem swój ból i jak się później tego wstydziła, wspominając, że On przecież nie chce śmierci grzesznika... - Cały dzień odmawiałam „zdrowaśki” i modlitwę do Matki Bożej Nieustającej Pomocy z obrazka, jaki podarowała mi kuzynka. I pamiętam, jakby to było dziś: dzwoni telefon, obcy głos w słuchawce informuje, że syn leży w szpitalu. Miał wypadek, ale żyje!

Krystyna tłumaczy, że jej pierwszą reakcją był głośny płacz ulgi i żarliwe dziękczynienie. - Córka wróciła ze szkoły, a ja rzuciłam się jej na szyję z krzykiem: „Wojtek żyje! On żyje!” - wspomina. Przywołuje też długo wyczekiwane spotkanie... - Tuliłam go jak małego chłopca, a on płakał, na zmianę powtarzając: „przepraszam” i „pomóż mi”. Miał złamaną rękę, był po operacji. Okazało się, że pijany wszedł pod samochód. Na szczęście Ktoś nad nim czuwał! - podsumowuje.

Od tego czasu minęły cztery lata. Wojtek wrócił do domu i zajął miejsce ojca jako gospodarz. - Myślę, że w ten sposób spłaca dług - ocenia matka. - Syn zaocznie zrobił maturę i coraz częściej przebąkuje, że może poszedłby na studia. Obecnie pracuje jako kierowca w hurtowni spożywczej, ale najważniejsze, że wrócił do Kościoła. Jest moją dumą i dowodem, że Pan Bóg naprawdę nie ma względu na osoby i pomoże każdemu - podkreśla wdzięczna. - Z naszej strony trzeba tylko jednego: zaufania! „Pomnij o Najświętsza Panno Maryjo, że nigdy nie słyszano...” - kończąc, Krystyna cytuje modlitwę św. Bernarda. - Ludzie mówią, że „nigdy” i „zawsze” to słowa, jakich powinno się unikać. A ja powtarzam: nigdy nie wątp i zawsze ufaj! Wtedy dzieją się prawdziwe cuda.

AW

 

Duchowy prezent na Dzień Dziecka

Zadeklarowana modlitwa w intencji dziecka to najbardziej wartościowy prezent, jaki możemy mu podarować.

Zamysł jest prosty. Rodzice i dziadkowie, którzy chcą sprawić swojemu dziecku czy wnukowi duchowy prezent, wypełniają deklarację na stronie http://bractworozancowe.pl/duchowyprezent/. Następnie organizatorzy przesyłają pocztą tradycyjną obrazki, na których wpisuje się imię i nazwisko dziecko, ilość dni deklarowanej modlitwy i walki duchowej oraz składają swój podpis. Tak przygotowany „prezent” wręcza się dziecku z okazji święta 1 czerwca. Pomysłodawcy „duchowego prezentu” proszą też o przesyłania informacji o zadeklarowanej modlitwie do sekretariatu akcji. Na zamieszczonej w internecie mapie zaznaczone są natomiast parafie, do których akcja dotarła i gdzie podjęto modlitwę za dzieci.

Z prośbą o modlitwę

Pomysł na taką formę prezentu to następstwo licznych próśb o modlitwę - za konkretne dzieci i w szczególnie trudnych sprawach wychowawczych - jakie wpływały do Bractwa Różańcowego Akademii Młodzieżowej działającego przy lubelskiej parafii św. Mikołaja.

- Zgłaszało się do nas bardzo wiele osób: rodziców, dziadków, nauczycieli z prośbą o wsparcie modlitewne - wyjaśnia ks. Piotr Kawałko, proboszcz i opiekun BR. Wśród szczegółowych intencji, jakie wskazywano, wymienia m.in. uzależnienie dzieci i młodzieży od komputera czy alkoholu, załamanie rodzinnych relacji, problemy szkolne, ale też np. prośby o odnalezienie właściwej drogi życiowej.

Intensywna modlitwa za młode pokolenie w parafii św. Mikołaja trwa już blisko dziesięć lat. W każdą pierwszą sobotę miesiąca odbywają się specjalne nabożeństwa różańcowe we wszystkich intencjach związanych z trudnymi sprawami wychowawczymi. - W naszej parafii powstała również Akademia Młodzieżowa, tj. wspólnota odpowiedzialna za duszpasterstwo młodych. Prowadzimy formację religijną i uczymy młodzież służby dla Boga i drugiego człowieka - wyjaśnia Wacław Czakon, pomysłodawca i dyrektor AM, z uwagą, że to sami młodzi, w tym absolwenci Akademii, byli inicjatorami „duchowego prezentu”.

Maryja - patronką akcji

Za patronkę akcji wybrali Matkę Bożą Nieustającej Pomocy. - Młode pokolenie jest w dzisiejszych czasach atakowane, kuszone, a nawet zniewalane przez złego ducha. Jedyną ucieczką dla nich staje się bezwarunkowe zawierzenie się miłości Boga, który leczy wszystkie rany i daje siłę do przezwyciężenia słabości - podkreślają. I zachęcają do ufnej modlitwy, popartej wewnętrzną walką, w intencji dzieci i młodzieży, której owoce można ofiarować jako dodatkowy duchowy dar. O tyle cenny, że dany prosto z serca.

AW

 

Modlitwa za dzieci do Matki Bożej Nieustającej Pomocy

O Matko Nieustającej Pomocy, Najszczęśliwsza Matko Boskiego Dzieciątka; przychodzę do Ciebie z sercem ciężko zatroskanym, pełnym jednak ufności w nieustającą pomoc Twoją. Błagam Cię przez miłość Twego Boskiego Syna, przez boleści i troski, jakieś dla Niego ponosiła, bądź i dla moich dzieci (mego dziecka) - które Ci poświęciłam i dziś na nowo oddaję - dobrą i czułą Matką. Weź je pod swoją obronę i otocz opieką w tych licznych niebezpieczeństwach, jakie im w życiu doczesnym zagrażają.

Ojciec Niebieski powierzył mi te dzieci jako najcenniejsze dobro. Są one odkupione Najdroższą Krwią Syna Bożego.

Moim obowiązkiem jest tak je wychować nauką i przykładem, by stały się dziedzicami Królestwa Niebieskiego. Biada mi, jeżeliby choć jedno z nich z mojej winy miało zginąć na wieki. Jakżebym za to ciężko odpowiedziała na sądzie Bożym.

Lecz jestem słaba. Bez łaski Bożej, bez Twojej pomocy i pośrednictwa, o droga Matko, tego nie dokonam. Pomóż mi więc i błagaj Syna Swego, by mi udzielił potrzebnej siły i łaski. Naucz mnie, co mam czynić. Chętnie wszystko wykonam, by tylko dzieci moje dobrze wychować, by je do Boga i do Ciebie, do cnoty i dobrego doprowadzić. Lecz niebezpieczeństwa ze strony świata im grożące są wielkie, a ja nie wszędzie mogę być obecna. Jeżeli Ty, Najdroższa Matko, ich nie obronisz i nie zachowasz, to wszelkie moje wysiłki będą nieskuteczne. Broń więc moje dzieci, o Matko najlepsza, Maryjo.

Wszak Ty zawsze pomagasz, a one do Ciebie należą. Oby zawsze Twoimi zostały, oby żadne z nich nie zginęło, żadne nieszczęśliwe nie było. Spraw to o Matko Nieustającej Pomocy. Amen

Echo Katolickie 21/2018

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama