Z pustego grobu płynie nadzieja

Rozmowa z ks. dr. Tomaszem Bielińskim, dyrektorem Szkoły Nowej Ewangelizacji Diecezji Siedleckiej

Celem Szkoły Nowej Ewangelizacji jest głoszenie kerygmatu, który oznajmia nieprawdopodobne wydarzenie, jakie zmieniło historię świata: zmartwychwstanie Jezusa. Jednak nie wystarczy powiedzieć, że pewien człowiek, którego zabito, został potem wskrzeszony do życia. Sednem tego wydarzenia jest osoba Jezusa i to, co On dla nas zrobił. Poprzez Jego śmierć i zmartwychwstanie zostają nam odpuszczone nasze grzechy.

Z pustego grobu płynie nadzieja

I to jest Dobra Nowina, którą głosimy: grób jest pusty, a Człowiek, który został zabity przez żołnierzy najlepszej armii starożytnego świata i był na pewno martwy przez trzy dni, żyje i ma się bardzo dobrze! A jeśli Jezus z Nazaretu jest silniejszy niż śmierć, to jest On tym, za kogo się podawał: Panem życia i śmierci!

Zatem mamy podstawę wierzyć słowom Chrystusa, który obiecał nam, że my również powstaniemy z martwych...

I że mamy szansę na wieczne życie, ponieważ w śmiertelnym ciele moja dusza jest rzeczywiście nieśmiertelna. Nikt nie może odebrać życia mojej duszy, chyba że sam dobrowolnie oddam ją na służbę grzechowi. Kto z nas nie odczuwa jego siły grawitacji? On ściąga nas w dół, chociaż dusza wyrywa się ku górze, ku Bogu. Już św. Paweł w liście do Rzymian pisał, że chociaż chce czynić dobro, narzuca mu się zło. Oto jak potworna jest siła grawitacji grzechu. Na szczęście dzięki Jezusowi, który zdeptał szatana - ojca grzechu, mogę być wolny i stać się nowym człowiekiem. Oto jest istota mojej chrześcijańskiej nadziei.

Problem w tym, że wielu nie do końca rozumie, czym jest chrześcijaństwo.

To prawda, chrześcijaństwo nie jest jedynie systemem moralnym. Owszem, przykazania Boże są ważne, podobnie jak obchody świąt, lecz chrześcijaństwo to coś więcej. To nie tylko filozofia życia czy jedynie bogata historia jednej z wielkich religii. W chrześcijaństwie najważniejsza jest osobista relacja do zmartwychwstałego wcielonego Syna Bożego. Jezus żyje tu i teraz. On ma dla każdego z nas wyjątkową propozycję, pytając: czy chcesz stać się nowym człowiekiem?

W jaki sposób możemy to osiągnąć?

Po pierwsze - musimy uznać, że podlegamy prawu grawitacji grzechu, wyznając Jezusowi, że jesteśmy grzesznikami. To jest naszym największym problemem życiowym. Nie lęk przed nowotworem, widmo utraty pracy, niespłacony kredyt czy uchronienie dzieci przed złym wpływem świata, lecz grzech, który ma moc na zawsze pozbawić nas życia wiecznego w niebie.

Łatwo powiedzieć... Przecież wymienione przez Księdza codzienne problemy to ważne sprawy.

Owszem, ważne. Jednak współczesny człowiek ma to do siebie, że nawet gdyby wszystko układało się po jego myśli, to i tak nie będzie nigdy zadowolony z życia, jeśli jednocześnie pozwoli, by grzech panował nad nim. Dlatego trzeba podjąć przeciwko niemu zdecydowaną walkę. Wówczas życie zacznie nas cieszyć.

Co jeszcze musimy zrobić, by stać się nowym człowiekiem?

Wielki doktor Kościoła św. Augustyn podpowiada, iż aby stać się nowym człowiekiem, należy „odczuć ból z powodu tego, że Syn Boży cierpiał za nas”. Pan Wszechświata, zamiast odbierać nieustanne dziękczynienie, cierpiał z naszego powodu. To wielka niesprawiedliwość. Tak się składa, że wszyscy się do tego przyczyniliśmy. Ponadto, chcąc stać się nowym człowiekiem, powinniśmy podjąć decyzję zerwania z grzechem. O co chodzi? Pięknie to wyjaśnia duński filozof i teolog Soren Kierkegaard. Podaje bowiem przykład pewnego człowieka, który był uzależniony od hazardu i dlatego spędzał wszystkie weekendy, grając w kasynie. Gdy sobie uświadomił, że jest niewolnikiem własnego nałogu, powiedział: „Muszę skończyć z tym problemem. Od jutra przestanę chodzić do kasyna. Dzisiejszy wieczór będzie ostatni”. Lepiej byłoby, twierdzi rzeczony teolog z Danii, gdyby stwierdził: „Będę grał zawsze, ale nie tego wieczora.” Trzeba zrywać z grzechem, aby stać się nowym człowiekiem. Jak? Od zaraz! Poza tym musimy zniszczysz korzeń grzechu.

Czyli?

Chodzi o likwidację okazji do grzechu; zniszczenie źródła pola magnetycznego, które przyciąga nas ku złu. Jesteśmy różni i mamy inną wrażliwość, a diabeł o tym wie. Jeden nie umie powstrzymać się od nadmiernego jedzenia, drugi łatwo zazdrości, a trzeci ma często nieczyste myśli. Dlatego, znając siebie, musimy zlikwidować albo oddalić się od tego, co stanowi największe zagrożenie dla naszej duszy. Reasumując: by stać się nowym człowiekiem, powinniśmy uznać, iż jesteśmy grzesznikami, odczuć ból z faktu, że przez nas Syn Boży cierpiał na krzyżu oraz zerwać z grzechem i odseparować się od jego źródła.

Nie jest to łatwe, zwłaszcza że współczesny świat zaprzecza istnieniu Jezusa, Jego zmartwychwstaniu.

To prawda. Dziś usiłuje się oddzielić Ewangelię od życia. Nieprzyjaciołom Jezusa zależy na tym, abyśmy nie wiązali naszej wiary, np. chodzenia do kościoła, modlitw, postów, z codziennością.

Kiedyś w Paryżu musiałem wysiąść z metra na stacji Place Pigalle, aby dojść do bazyliki Sacré Cœur na wzgórzu Montmartre. W pewnym momencie zaczepiła mnie przedstawicielka najstarszego zawodu świata... Bynajmniej nie chodzi tu o kucharkę. Otóż wspomniana niewiasta proponowała mi odwiedzenie pobliskiego lokalu uciech cielesnych, zapraszając do skorzystania z jego usług. Odpowiedziałem, że nie interesuje mnie to, bo jestem chrześcijaninem. Na co ona odpowiedziała: „Jesteś chrześcijaninem?! Ok, ale to wcale nie przeszkadza, abyś się zabawił”. Niestety, powiedziała coś, co wyznaje mnóstwo ochrzczonych. Jak wielu jest chrześcijan, dla których fakt, że są ochrzczeni, wcale nie przeszkadza, aby zabawić się w grzech!? Dlatego wykorzystajmy te święta na to, by narodzić się na nowo, by stać się nowym człowiekiem. To naprawdę cudowna nowina!

W świecie, gdzie panuje terroryzm, przemoc, lęk, śmierć i brak nadziei, my, chrześcijanie, mamy gwarancję, iż nic nie może nas odłączyć od miłości Chrystusa. Co więcej, jesteśmy winni światu tę informację. Chrystus chce, abyśmy powiedzieli innym, że jest woda na pustyni. Jako chrześcijanie cieszymy się wielkanocnym zwycięstwem Chrystusa, bo nie jesteśmy sami: Pan Jezus jest z nami i On posyła nas w świat pozbawiony nadziei na trwały pokój. Żadna agencja ubezpieczeniowa, żaden bank, żadne papiery wartościowe czy lokata w nieruchomości nie są w stanie zapewnić nam trwałego poczucia bezpieczeństwa. Tylko Jezus może dać nam pokój, którego świat zapewnić nie może. Jeśli chwycimy się nadziei płynącej z pustego grobu, niczego nie musimy się już obawiać. Skoro Pan pokonał śmierć, to najtrudniejsza sytuacja, jaka nas kiedykolwiek jeszcze spotka, zostanie - dzięki mocy Chrystusa - przeminiona na korzyść człowieka. Wystarczy w to uwierzyć.

Ale jak przekonać do tego niedowiarków?

Papież Benedykt XVI w encyklice „Spe salvi” napisał przecież: „Elementem wyróżniającym chrześcijan jest fakt, że oni mają przyszłość: nie wiedzą dokładnie, co ich czeka, ale ogólnie wiedzą, że ich życie nie kończy się pustką. Tylko wtedy, gdy przyszłość jest pewna jako rzeczywistość pozytywna, można żyć w teraźniejszości”. Zatem, kto wierzy, że Chrystus jest Panem życia i śmierci, ten wie, iż najlepsze jest ciągle przed nim, bo z Chrystusem może być tylko lepiej.

Dziękuję za rozmowę.

MD

Echo Katolickie 15/2017

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama