Czarna legenda kontra fakty

Kult relikwii, który kiedyś tak bardzo rozpalał wyobraźnię, dziś większych emocji nie budzi. Czy słusznie?

Za relikwiami ciągnie się czarna legenda, utrwalona przez kinematografię i historiografię. Stąd dziś święte szczątki w pewnych środowiskach mogą budzić uśmiech politowania, kojarzyć się z ciemnym średniowieczem. Z drugiej strony narasta pragnienie konkretu, znaku, który poprowadzi ku Bogu i pomoże Go lepiej zrozumieć.

Czarna legenda kontra fakty

Faktem jest, iż owa czarna legenda nie wzięła się ona znikąd. Zdarzały się nadużycia, zbyt słaba wiara prowadziła do zabobonów. Nie brakowało też przypadków handlu relikwiami (zabronił tego IV Sobór Laterański). Znane były wręcz pasje kolekcjonerskie „zbieraczy” relikwii - w historii pod tym względem rekordzistą był władca saski Fryderyk Mądry, znany jako opiekun i protektor Marcina Lutra, który miał ich ok. 20 tys.! Ile w tym było gorliwości, a ile pragnienia własnej chwały - Pan Bóg to tylko wie.

W poszukiwaniu konkretu

To wszystko sprawiło, że na długie wieki - po średniowiecznej ekscytacji, po reformacji, która ostro wystąpiła przeciwko wszelkiego rodzaju nadużyciom, oświeceniowym impecie negującym wszystko, co nienaukowe i niedające się udowodnić empirycznie - w kwestii relikwii zapanowała cisza. Wydaje się, że dziś mamy do czynienia z renesansem zainteresowania nimi. Niewątpliwie jest to znak czasu. Dla wielu osób - w świecie, gdzie dominuje empiryzm, lekceważy się tradycję chrześcijańską, ale też w którym narasta tęsknota za duchową odnową - to konkret. Coś, czego można dotknąć, co potwierdza Boską obecność.

Nie dziwi fakt, że też wiele parafii w Polsce (i nie tylko) instaluje relikwie „najmłodszych” świętych: św. s. Faustyny, św. Jana Pawła II, bł. ks. Jerzego Popiełuszki, św. Joanny Beretty Molli i in. W przededniu uroczystości Wszystkich Świętych organizowane są marsze świętych (jako alternatywa dla pogańskiej tradycji halloween) - procesje mają radosny charakter, uczestnicy niosą ze sobą relikwiarze na co dzień „zdeponowane” w świątyniach. Wyciągane są z lamusa stare relikwiarze. Niewątpliwym brakiem jest fakt, iż nie towarzyszy temu odpowiednia katecheza, która w prosty, aczkolwiek pogłębiony sposób, pomogłaby właściwie rozumieć obecność relikwii w przestrzeni sakralnej. Naraża to wiernych na powielanie starych błędów, czasem wręcz wypacza relacje, spojrzenie na świętość.

Kult relikwii, który kiedyś tak bardzo rozpalał wyobraźnię, skłaniał tysiące ludzi do pobożnych pielgrzymek, lokacji miast i bazylik, nawet  wypraw zbrojnych (!), dziś większych emocji nie budzi. Nie poświęcono mu nawet jednego akapitu w nowym Katechizmie Kościoła Katolickiego. Jest tylko wspomniany - obok rozważań nt. Różańca - w rozdziale pt. „Religijność ludowa”. Podobnie w dokumentach Soboru Watykańskiego II znajdują się jedynie krótkie wzmianki na ten temat (KK 67; KL 111) - a i to dotyczące historii, a nie teraźniejszości. Mówi się, że pątników przyciągają dziś o wiele bardziej wizerunki niż groby. Dużo w tym racji.

Trochę historii

Kult relikwii rodził się w Kościele oddolnie. Nie wynikał z samej doktryny chrześcijańskiej, niemniej jednak można w Biblii odnaleźć wyraźne ślady przekonania, że poprzez kontakt z osobami/przedmiotami, w szczególny sposób będącymi własnością Boga, mogą dokonywać się cuda. Bóg upodobał sobie też pewne miejsca lub przedmioty - przykładem może być Arka Przymierza, w której przechowywano mannę i laskę Aarona (Hbr 9,4). Można powiedzieć, że owo samoograniczenie Wszechmocnego i Nieogarnionego Boga stało znakiem Jego pokory, zejściem w stronę ludzkiej natury, ciągle pragnącej znaków, dowodów, umocnienia. Dla ludzi noszących w sobie właściwie ukształtowaną wiarę oczywiste jest, że wizerunki, „ubrane” w drogocenne relikwiarze kosteczki, krople krwi itp. same w sobie nie mają żadnej mocy. To Bóg zawsze działa - nie Paweł, nie Piotr, nie Elizeusz, nie Jan Paweł II czy ks. Popiełuszko mają moc, ale byli oni wszyscy narzędziem w ręku Stwórcy. Posłusznym i wiernym. Dlatego mogą być dalej w Jego służbie - nawet po odejściu z tego świata.

Kult relikwii nabrał impetu w IV w. po Chrystusie. Dlaczego właśnie wtedy? Po pierwsze: przybyło wówczas na teren cesarstwa wielu tzw. barbarzyńców, którzy przyjmując chrześcijaństwo, włączyli w nie przyniesiony ze sobą kult zmarłych. Warto pamiętać, że prawo rzymskie (tzw. Dwanaście Tablic) zakazywało surowo ekshumacji i przenoszenia zwłok; zmarłych chowano poza granicami miast. Po drugie: od początku chrześcijaństwo toczyło bój światopoglądowy z tzw. gnozą. Uznawała ona m.in. dualizm świata: zła jest materia, dobry jest duch. Gnostycyzujący heretycy chrześcijańscy nie chcieli dostrzec faktu, że Jezus przyjął materialne ciało, zakładając, że było ono złe i niegodne Boga. Kult relikwii cieszył się zatem dużą przychylnością Magisterium Kościoła.

Relikwie i relikwiarze

Gdzie przechowuje się relikwie? Służą do tego celu specjalnie przygotowywane relikwiarze. Stawia się je na bocznych ołtarzach, w specjalnych szafach po prawej bądź lewej stronie ołtarza, we wnękach ściennych, na postumentach itp. Dawniej instalowano relikwie także w drzwiach kościoła, aby wchodzący doń mogli je ucałować. Zdarzało się, że wierni nosili relikwiarze zawieszone na szyi.

Wiemy, iż już w pierwszych wiekach dziejów Kościoła wyznawcy Chrystusa przechowywali śmiertelne szczątki przewodników duchowych, ludzi powszechnie uważanych za świętych (wyznawcy), męczenników za wiarę. Zabierali je (często wykupując za wysoką cenę) ciała braci zamęczonych w amfiteatrach i na arenach. Nad ich grobami wznoszono specjalne budowle (zwane memoria, martyrium, confessio), gdzie sprawowano Eucharystię w rocznicę ich śmierci. Ważnym świadectwem jest tu dokument z II w. dotyczący czci relikwii św. Polikarpa, zamordowanego w 177 roku w kościele w Smyrnie (wspomina o nim Euzebiusz w „Historia Ecclesiastica” 4, 15). Dowiadujemy się z niego, iż „kult relikwii ma na uwadze uświęcenie miejsca, w którym się znajdują, wzrost czci dla danego świętego i przykład do naśladowania”.

Od VI w. relikwie zaczęto składać w płycie ołtarzowej tzw. sepulcrum ( postanowienie V Synodu w Kartaginie). Było to czworokątne zagłębienie, znajdujące się na środku mensy. Z kolei w ołtarzach drewnianych umieszczano pośrodku płyty przenośny kamień ołtarzowy z marmuru lub alabastru (tzw. portatyl). Zawierał on relikwie opieczętowane przez biskupa i szczelnie zamurowane kamienną płytką. Relikwie złożone w ołtarzu musiały pochodzić przynajmniej od dwóch świętych, w tym co najmniej jedna z ciała męczennika. Po co? Jak pisał św. Ambroży, aby „zwycięskie ofiary znalazły się w tym miejscu, gdzie Chrystus jest ofiarą. Lecz On, który za wszystkich cierpiał, na ołtarzu, oni pod ołtarzem, gdyż Jego męką zostali odkupieni”.

 

A gdzie TO jest w Biblii?

W rozmowie nt. relikwii zdarza się niekiedy usłyszeć pytanie: „A gdzie to jest w Biblii?”, czy przypadkiem nie mamy do czynienia z zabobonem, bałwochwalstwem? Spokojnie, nic z tych rzeczy. Nie szczątkom ludzi bowiem przypisujemy moc, ale samemu Bogu, który posługuje się znakami, udziela swych łask za pośrednictwem świętych. To oni, wraz z aniołami, zanoszą nasze prośby przed tron Pański. A Bóg w swej mądrości uznał za rzecz właściwą, by właśnie relikwie świętych stały się kanałem przepływu Jego łask.

A zatem...

- Wtedy Eliasz zdjął swój płaszcz, zwinął go i uderzył wody, tak iż się rozdzieliły w obydwie strony. A oni we dwóch przeszli po suchym łożysku”. (2 Krl 2,8)

- „Zdarzyło się, że grzebiący człowieka ujrzeli jeden oddział [nieprzyjacielski]. Wrzucili więc tego człowieka do grobu Elizeusza i oddalili się. Człowiek ten dotknął kości Elizeusza, ożył i stanął na nogi”. (2 Krl 13, 21)

- „Pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi; całe swe mienie wydała na lekarzy, a żaden nie mógł jej uleczyć. Podeszła z tyłu i dotknęła się frędzli Jego płaszcza, a natychmiast ustał jej upływ krwi”. (Łk 8, 43-44)

- „Ludzie miejscowi, poznawszy Go, rozesłali [posłańców] po całej tamtejszej okolicy, znieśli do Niego wszystkich chorych i prosili, żeby przynajmniej frędzli Jego płaszcza mogli się dotknąć; a wszyscy, którzy się Go dotknęli, zostali uzdrowieni. (Mt 14, 35-36)

- „Wynoszono też chorych na ulicę i kładziono na łożach i noszach, aby choć cień przechodzącego Piotra padł na któregoś z nich. Także z miast sąsiednich zbiegało się mnóstwo ludu do Jerozolimy, znosząc chorych i dręczonych przez duchy nieczyste, a wszyscy doznawali uzdrowienia”. (Dz 5,15n)

- „Bóg czynił też niezwykłe cuda przez ręce Pawła, tak że nawet chusty i przepaski z jego ciała kładziono na chorych, a choroby ustępowały z nich i wychodziły złe duchy”. (Dz 19, 11-12)

XPS
Echo Katolickie 23/2016


opr. ab/ab



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama