Wspólnoty siłą Kościoła

Co wspólnoty katolickie mogą dać współczesnemu człowiekowi

Rozmowa z ks. dr. Tomaszem Bielińskim, diecezjalnym koordynatorem ruchów i stowarzyszeń, oraz ks. Pawłem Wiatrakiem, diecezjalnym duszpasterzem ruchów i stowarzyszeń maryjnych.

Wspólnoty siłą Kościoła

Niemal od początku w Kościele polskim rozwijały się różne bractwa, wspólnoty, ruchy, sodalicje, towarzystwa i stowarzyszenia. Odgrywały i odgrywają ważną rolę zarówno formacyjną, społeczną, jak i patriotyczną. Po Soborze Watykańskim II, w ramach odnowy Kościoła, nastąpił bardzo dynamiczny ich rozwój. Wiele z nich nadal ciągle prężnie działa, także w diecezji siedleckiej.

Ks. TB: Rzeczywiście już pierwsze wieki pokazują, że siła Kościoła tkwi we wspólnocie. Najpierw 12 apostołów zgromadzonych wokół Jezusa, potem ich uczniowie i pierwsze gminy chrześcijańskie. Następnie wraz z rozwojem administracji rzymskiej, jej prawami, kodeksami, strukturą w Kościele uwolnionym od prześladowań pragnienie wspólnoty było tak silne, że dało przyczynek do tworzenia się pierwszych reguł monastycznych, m.in. reguły św. Benedykta i św. Augustyna. Dlatego Sobór Watykański II przypomniał, że u początku Kościoła było doświadczenie wspólnoty. To właśnie to odnowione spojrzenie ojców soborowych przyczyniło się już w latach 60 ubiegłego wieku do przebudzenia katolickiego ruchu charyzmatycznego oraz dało impuls do powstawania licznych nowych ruchów i innych wspólnot.

Ks. PW: Warto dodać, że pierwsze wspólnoty były dość małe. Ich kształt i zasady funkcjonowania zmieniły się wraz z edyktem mediolańskim gwarantującym wolność religijną. Dzięki temu chrześcijaństwo osiągnęło przewagę w Imperium Rzymskim, stając się religią państwową. Ludzie zaczęli głośno mówić, że chcą radykalnie iść za Chrystusem. I tak jest do dzisiaj. Chrześcijanie wciąż szukają sposobu, jak „tu i teraz” naśladować Jezusa. Jednym z nich jest wspólnota, która pomaga nam iść ewangeliczną drogą.

Które wspólnoty najdłużej działają w naszej diecezji?

Ks. TB: Najstarsze były bractwa eucharystyczne.

Ks. PW: A także różańcowe, które na terenie naszej diecezji istniały już w XVI w.

Ks. TB: Akcent w bractwach kładziono przede wszystkim na kult, oddawanie czci Bogu. Mniej podkreślano kwestię relacyjności między członkami. Tymczasem dzisiaj jest to cecha tych wspólnot, które są najbardziej dynamiczne. Po prostu zagubieni w świecie mediów i technologicznych gadżetów ludzie chcą być zauważeni, pragną spotkać drugiego człowieka, by wejść z nim w głębszą relację. W przeciwieństwie do bractw w dzisiejszych wspólnotach zdecydowanie więcej mówi się też o dawaniu świadectwa wiary w codziennym życiu.

Ks. PW: Należy też podkreślić, iż dzisiaj wspólnoty powstają dwutorowo. Może je powołać kompetentna władza, czyli np. biskup. Może to być również inicjatywa oddolna, kiedy grupa wiernych wraz z księdzem zwraca się do pasterza Kościoła lokalnego o zatwierdzenie danego ruchu. Na terenie naszej diecezji najdłużej działają Żywy Różaniec, Akcja Katolicka, Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży. Jednak po II wojnie światowej ich działalność została zawieszona przez komunistyczne władze. Reaktywacja nastąpiła po 1989 r.

Jan Paweł II mówił, że ruchy i stowarzyszenia są darem Ducha Świętego dla Kościoła naszych czasów, podkreślał też zdolności organizacyjne laikatu. Na ile wierni w naszej diecezji chcą się angażować?

Ks. TB: Nikt nie robił szczegółowych badań w tym zakresie. Wprawdzie są raporty, np. które przygotowuje się przed wizytą ad limina, mówiące o tym, jakie stowarzyszenia czy wspólnoty działają w danej parafii. Można zatem na tej podstawie policzyć, ilu wiernych angażuje się w kościelne ruchy. Z pewnością w większości parafii, a na pewno w każdym dekanacie, znajdziemy jakiś ruch czy wspólnotę. Patrząc z perspektywy kraju, nie jesteśmy ani w czołówce, ani na szarym końcu.

Ks. PW: Dużo zależy od konkretnych pasterzy. Jest w naszej diecezji wiejska parafia, gdzie na Seminarium Odnowy Wiary przychodzi kilkadziesiąt osób. I choć znają się od lat, nie ma w nich np. bariery wstydu w mówieniu o swoim doświadczeniu wiary. W wielu parafiach powstają nowe wspólnoty i - co ważne - inicjatywa wychodzi od wiernych świeckich.

Ks. TB: Niestety w wielu środowiskach kościelnych wciąż istnieje sporo obaw wobec rodzących się wspólnot i przynależności do nich.

Dlaczego?

Ks. TB: Ponieważ wspólnota jest wymagająca. To nie zgromadzenie ludzi świętych, ale dążących do świętości, mających niepokój ewangelicznego młodzieńca, który stara się zachowywać przekazania, ale czuje, że do osiągnięcia życia wiecznego czegoś mu brakuje. Wspólnota jest wymagająca i dla pasterzy, i dla samych członków. Pokazuje bowiem prawdę o nas, a bywa ona bolesna, np. kiedy uświadamiamy sobie lub inni uświadamiają nam, jak wiele w nas pychy i egoizmu. Owszem, wtedy wspólnota rani, ale jeśli zgodzimy się na to i uznamy, że jest w niej Pan, który działa przez wspólne spotkania, liturgię, drugiego człowieka, wtedy ta sama wspólnota zaczyna leczyć. Papież Benedykt XVI powiedział, że przyszłość Kościoła jest w rękach małych wspólnot.

Ks. PW: Z kolei Jan Paweł II w adhortacji „Christifideles Laici” podkreślał, że są różne sposoby bycia razem. Może to być grupa, ruch, wspólnota, stowarzyszenie. Zwykle nie rozgraniczamy tych pojęć. Tymczasem stowarzyszenie posiada swój status, strukturę, członkowie np. AK czy KSM składają przyrzeczenia, otrzymują legitymacje. Natomiast we wspólnocie nie ma formalizacji, jest za to lider, animatorzy, cykliczność spotkań, zobowiązania.

W ostatnich latach - obok stowarzyszeń, ruchów o długiej tradycji w Kościele - narodziły się nowe wspólnoty, np. Odnowa w Duchu Świętym, Focolari, Droga Neokatechumenalna. Wykazują olbrzymi dynamizm i mają szczególnie żywą wyobraźnię misyjną.

Ks. TB: Droga Neokatechumenalna czy Odnowa w Duchu Świętym to owoce Soboru Watykańskiego II i rzeczywiście dzisiaj rozwijają się dynamicznie. Jednak musimy pamiętać, że wspólnoty nigdy nie będą masowe, a ich rolą jest ewangeliczne bycie solą ziemi, która nadaje smak naszemu chrześcijaństwu.

Ks. PW: Ale warto zauważyć, że w wielu parafiach działają jakieś wspólnoty. Z pewnością znajdziemy coś dla siebie. Zależy tylko, na ile chcemy się zaangażować. Każda diecezja czy parafia ma inne potrzeby. W każdej są ludzie, którzy borykają się z różnymi problemami, a ich oczekiwania są inne. Ruchy, stowarzyszenia tam działające, powstające czy reaktywujące się odpowiadają na te potrzeby czasu. Ważne, aby motywem dominującym była potrzeba głębszej formacji i zaangażowania modlitewno - apostolskiego.

Co jeszcze wspólnoty i stowarzyszenia mogą zaoferować współczesnemu człowiekowi?

Ks. TB: Przede wszystkim człowiek może odkryć, że jest kochany przez Boga. Poza tym wspólnota wyzwala swoich członków z anonimowości. Tam każdy się zna, uczy się współodczuwać, staje się ważny dla bliźniego, jak w kochającej się rodzinie. W zdrowej wspólnocie można odnaleźć poczucie bezpieczeństwa i akceptacji, bez udawania kogoś innego.

Ks. PW: Bywa i tak, że ktoś decyduje się na wstąpienie do wspólnoty, bo pociąga nas świadectwo osoby, która do niej należy. Widzimy, iż diametralnie zmienił swoje życie, małżeństwo, relację z Bogiem, rozwija się duchowo.

A jakie zagrożenia czyhają na wspólnoty?

Ks. TB: Teologia pastoralna wymienia je jednym tchem. To np. iluminizm, czyli poczucie, że członek jakiejś grupy został wyjątkowo oświecony. To zresztą typowa cecha sekt. Podobnie jak ekskluzywizm, czyli przekonanie o wyłącznym posiadaniu prawdy, czy fundamentalizm będący dosłownym interpretowaniem słowa Bożego. Gdy do tego pojawi się w grupie lider kreujący siebie na guru, niebezpieczeństwo oderwania się od Kościoła jest wielkie. Inne zagrożenie to irenizm ( z gr. irene - pokój), gdy w grupie próbuje budować się jedność jedynie na tym, co miłe i bezkonfliktowe, unikając rozmawiania o rzeczach trudnych, bo to rodziłoby konflikty. To tylko niektóre niebezpieczeństwa. Poza tym tam, gdzie dzieje się dobro, wcześniej czy później pojawi się szatan. Jeżeli wspólnoty są szansą odnowy Kościoła, to diabeł z pewnością będzie chciał wykrzywić prawdę na ich temat.

Ks. PW: Zagrożenie rodzi się także z napięcia między charyzmatem a instytucją. Niektóre wspólnoty mogą mieć problem z posłuszeństwem swojemu proboszczowi, biskupowi. Problematyczne dla wielu może być także to, gdy drugi człowiek przechodzi z jednej grupy do drugiej. Bywa, że kiedy odchodzi, słyszy: „zdradziłeś nas”. Są też sytuacje, kiedy, wchodząc do nowej wspólnoty, mówi: „tutaj dopiero spotkałem Jezusa, w poprzedniej tylko straciłem czas”. Tymczasem zapomina, iż wcześniejszy ruch przez swój charyzmat przygotował go do bycia w obecnej grupie.

A co z osobami, które angażują się w kilka wspólnot? Nie rozmieniają się w ten sposób na drobne?

Ks. TB: W teologii duchowości mówi się, że jedna łaska nie może znosić innej. Jednak kiedy jakaś osoba angażuje się w kilka wspólnot, zaniedbując swój dom, małżeństwo, to rzeczywiście nic dobrego z tego nie wynika.

Ks. PW: To tzw. obżarstwo duchowe.

Ks. TB: Ale są wyjątki. Znam małżonków, którzy są w dwóch ruchach, a ich życie rodzinne jest bez zarzutu. Ostatnio spotkałem się z małżeństwem należącym do Domowego Kościoła. Poza tym żona działa we wspólnocie ewangelizacyjnej. Mąż stwierdził, iż on również chce się do niej przyłączyć. Bez problemu dzielą się obowiązkami, opieką nad dziećmi, bo dostrzegają, jak dzięki przynależności do danego ruchu zmieniło się ich życie, związek, relacje z dziećmi i rodziną.

Ks. PW: Św. Franciszek Salezy mówił, że w życiu duchowym lepiej iść w głąb niż w szerz. Moim zdaniem, jeśli należymy do kilku ruchów, idziemy w szerz. Kiedy zostajemy w jednym, idziemy w głąb. Owszem, w każdej wspólnocie jest liturgia, Pismo Święte, ale przecież akcenty rozłożone są inaczej.

Kto się chętniej angażuje: kobiety czy mężczyźni?

Ks. TB: Bez wątpienia Kościół w Polsce jest kościołem żeńskokatolickim.

Ks. PW: Ale w Ekstremalnej Drodze Krzyżowej bierze udział więcej mężczyzn niż kobiet. Panie z kolei liczniej uczestniczą w czuwaniach adoracyjno-modlitewnych.

KS. TB: Bo mężczyźni są zadaniowcami.

Ks. PW: Rzeczywiście. Rozmawiałem ostatnio z mężczyzną z jednej z siedleckich parafii. Założył koło różańcowe dla ojców. Jednak panowie nie znajdują czasu i pewnie po części także chęci, by uczestniczyć w zwykłych, comiesięcznych spotkaniach. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że chwycić może element zadaniowy, np. zorganizowanie całodniowego biwaku - oni razem z dziećmi. Tu również wielka rola duszpasterzy, by myśleli o takich formach stowarzyszeń, wspólnot, w których mężczyźni mogliby się odnaleźć.

Mamy czas, chęci i od jakiegoś czasu myślimy o wstąpieniu do wspólnoty, ruchu itd., ale nie wiemy, co wybrać. Na co zwrócić uwagę?

Ks. TB: Ze wspólnotami nie jest tak, jak z supermarketem, gdzie staje się przed półką z różnymi produktami i nie wie, co wybrać. Rzadko spotykam kogoś, kto przyszedł do wspólnoty, bo przeczytał zaproszenie w parafialnej gazetce. Większość najpierw odczuła pragnienie wspólnoty, a potem ktoś im powiedział, że te drzwi są otwarte. Dzisiaj dzięki internetowi możemy poszukać odpowiedniego apostolstwa. Wykaz ruchów jest dostępny na stronie każdej diecezji czy parafii. Czym się kierować? Po pierwsze należy zwrócić uwagę, czy jest to wspólnota działająca w Kościele, czy ma swojego pasterza itd. Moim zdaniem powinniśmy też zadać sobie pytanie: co jest znakiem żywej wspólnoty Kościoła? Jest ona otwarta dla wszystkich, posłuszna władzy kościelnej, daje szansę nawracania się oraz ewangelizuje, czyli wychodzi do innych. Takich wspólnot należy szukać. Są one żywe, bo jest tam wrażliwość na Jezusa, który posyła.

Dziękuję za rozmowę.

NOT. MD
Echo Katolickie 17/2016

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama