Wiara jest piękna

Czy można spotkać Boga na Facebooku? O księdzu, który stara się takie spotkanie ułatwić innym

Nie ma tu napuszonej teologii, kaznodziejskiego tonu czy nudnego moralizowania. Jest za to wiele prostych słów, które budzą z obojętności i przypominają, że życie z Bogiem jest piękne.

Wiara jest piękna

Istnieje takie miejsce na facebooku, które zwie się „Wirtualny Pasterz”. Za zaskakującą nazwą kryje się ksiądz pochodzący z diecezji siedleckiej. O kim mowa? O ks. Tomaszu Cabaju, który obecnie posługuje w parafii Bożego Ciała w Carpi we Włoszech. Facebookowy profil kapłana odwiedzają nie tylko ci, którzy poznali go osobiście. Nowi sympatycy dowiadują się o nim najczęściej od znajomych. Ksiądz tak bardzo cieszy się z kolejnych lajkujących, że co jakiś czas odprawia za nich wszystkich Mszę św. Najczęściej wtedy, gdy licznik „lubiących to” ma okrągłą końcówkę.

Co znajdziemy na profilu ks. T. Cabaja? Najwięcej jest krótkich, kilkuzdaniowych tekstów w stylu: „Czuwaj, ale nie z założonymi rękami. Złóż je - do modlitwy”. Często pojawiają się obrazki rodem z demotywatorów opatrzone błyskotliwym komentarzem. Nie brakuje też długich tekstów, które czyta się z równie wielką przyjemnością.

Bóg w codzienności

W zamieszczanych postach ks. T. Cabaj często opowiada o swoich obserwacjach i przeżyciach. „Właśnie wróciłem z Mszy dla głuchoniemych. To było niesamowite! Te małe dzieciaki śpiewały o wiele piękniej ode mnie, używając tylko samych dłoni i gestów. To było morze gestów! To było cudowne! I wtedy zdałem sobie sprawę, że one choć nie słyszą, to słyszą Boga o wiele lepiej niż ja. A może po prostu za mało Go słucham? A może nie chcę? A może zwyczajnie za mało ciszy w naszym życiu, by usłyszeć to, co najistotniejsze? W ciągłym zabieganiu i nieustannym hałasie... jak usłyszymy płacz Dziecka? - znak narodzin, znak nowego życia, znak, że nas potrzebuje!” - pytał w przedświątecznym wpisie.

Pamiętam też teksty, w których ksiądz dzielił się doświadczeniami z chodzenia z wizytą duszpasterską po włoskich domach. Przejmująco brzmiały wpisy z czasów, kiedy teren, na którym posługuje, dotknęło trzęsienie ziemi...

Szczera radość

Ks. Tomasz uczy, jak dostrzegać małe, piękne rzeczy, których w codziennym zabieganiu najczęściej nie widzimy. Wskazuje na wartość międzyludzkich relacji, sprawy związane z Bogiem, konieczność dobrego kształtowania swojego człowieczeństwa. Ksiądz ma świadomość, że na jego profil zaglądają też tacy, którym nie zawsze jest po drodze z Kościołem, dlatego dyskretnie przypomina o niedzielnej Mszy św., prosi o wzajemną modlitwę, zachęca do spowiedzi i zaprasza do pochylania się nad słowem Bożym.

Ks. T. Cabaj posługiwał w mojej rodzinnej parafii. Pamiętam, jak powtarzał motto ze swojego obrazka prymicyjnego: „Raduj się w Panu, a On spełni pragnienia twego serca...”.

Oto kolejny przykład z profilu: „Wracając do parafii, zamówiłem frytki w McDonald's. Usiadłem przy stoliku. Obok chwilę później usiadł bezdomny. Zaczął wyjadać pozostawione wcześniej przez kogoś frytki. Siedział obok mnie, obok moich frytek i nawet nie spojrzał mi w oczy, jakby się wstydził. Z reguły tacy ludzie są nachalni, proszą aż za długo. On - dziadziuś z długą brodą - nie mówił nic. Jadł resztki, a ja jadłem fryteczki wyjęte prosto z oleju. Zrobiło mi się go strasznie żal; mając go tak blisko, czułem, jakbym patrzył na czyjś dramat przez lupę, jakbym widział przegrane życie, szukające strzępków kartofla, jakbym widział Jezusa schowanego pod jego brudną kurtką... Zapytałem, czy jest głodny. Nie powiedział nic. Pokiwał tylko lekko głową. Dałem mu frytki. Oczy zaświeciły się mu z wdzięczności. Wyjąłem pieniążek i mówię: «A to na jutro. Dobrego wieczoru». Wtedy stała się rzecz piękna. Ten człowiek uczynił na sobie znak krzyża, a potem pobłogosławił mnie jak ksiądz. To było cudowne. To było najpiękniejsze spotkanie dnia, bo czasem ksiądz nie jest tylko od błogosławienia. Czasem ma dać kartofla, by zostać pobłogosławionym. Jego pokora była ewangelicznie śliczna. Dobry nauczyciel ze stacji w Rzymie. Podzielił się ze mną wiarą przy frytkach. Wiarą, której i ja tego dnia doświadczyłem na własnej skórze. I nikt mi nie powie, że ona nie jest piękna!”.

Czujecie niedosyt? Zapraszam do udziału w wirtualnych radosnych rekolekcjach adwentowych o wdzięcznym tytule - „Osioł”. Oczywiście wszystko na „Wirtualnym Pasterzu”.

AGNIESZKA WAWRYNIUK
Echo Katolickie 48/2015

 

Ja tylko piszę i się modlę

PYTAMY Ks. Tomasza Cabaja,
wikariusza parafii Corpus Christi Domini w Carpi

Jak narodził się pomysł pisania adresowanego do szerszej grupy odbiorców?

Wszystko zaczęło się na prośbę około dziesięciu rodzin. Pisałem im kazania, aby kontynuować wspólne rozważania o Bogu. Oni przesyłali to innym i nasza grupka ciągle się powiększała. Potem był mały blog, a następnie pomysł, by na facebooku stworzyć coś, czego dotąd nie było. Chodziło o mały kącik, w którym będzie można spotkać Boga i zarazić się radością. Liczba osób, które lubią ten profil, zadziwia mnie i cieszy. W moim „pisaniu” była też spora przerwa, ale czegoś mi wtedy brakowało. Teraz, gdy posługuję we Włoszech, chciałem zrobić coś po polsku i dla Polaków. „Wirtualny Pasterz” pojawił się w sieci ponad rok temu. Mała rzecz, a przerodziła się w miejsce, gdzie można znaleźć ludzi nie tylko z całej Polski, ale i świata. Ot, taki mały cud Pana Jezusa.

Profil polubiło już ponad pięć tysięcy osób. Większości pewnie Ksiądz nawet nie zna...

Liczba lubiących ciągle rośnie. To ciekawe, że w gronie wielu obcych sobie ludzi została nawiązana relacja. Coraz częściej widzę, że jedni dla drugich stają się bliżsi, chcą sobie pomagać, coś wyjaśniać i czymś się dzielić. Z jednej strony cieszę się, że to, co robię, przynosi owoc w postaci radości u innych. Niektórzy po lekturze kilku wpisów poszli do spowiedzi, inni pogłębili wiarę lub zrozumieli coś, czego nigdy im nie wyjaśniono w prostych słowach. Z drugiej strony to zatrważające, że aż tyle osób szuka Boga przed monitorem, bo to jakiś znak, że nie znajdują Go w świątyniach, a przynajmniej nie tak, jakby tego oczekiwali. Spośród wszystkich osób śledzących mój profil osobiście znam dosłownie garstkę. Jestem im bardzo wdzięczny, bo to właśnie od nich wyszła iskierka. Ktoś zobaczył u nich coś ciekawego i polubił, poczytał i podał dalej. To ludzie przyczynili się do tego, że ta strona stała się obecna w wielu domach. Ja tylko piszę, a jak nie piszę, to za wszystkich się modlę...

Po komentarzach i „lajkach” widać, że wszystkie teksty, jakie Ksiądz zamieszcza, są uważnie czytane i analizowane. Popularność profilu świadczy o tym, iż wirtualna ewangelizacja jest również bardzo potrzebna, że facebook to dobre miejsce do mówienia o Bogu.

Zgadzam się. Człowiek szuka Boga, a z tego, co widać, szuka wszędzie. Zdecydowana większość sympatyków „Wirtualnego Pasterza” to osoby w wieku 18-25 lat. Młodzi ludzie spędzają przed komputerem masę czasu i oby godzinkę raz w tygodniu w kościele. To trudne proporcje. Poza tym młody człowiek zazwyczaj nie rozumie liturgii. Trzeba więc mówić do niego o Bogu bardziej po ludzku.

Absolutnie nie porównuję i nie równam tego, co robię, z rzeczywistością parafialną, o wiele głębszą przecież i piękniejszą. Chciałbym jedynie dać mały promyk nadziei ludziom, którzy tego potrzebują i często nie mają odwagi lub wystarczającej wiary, by pójść po nią do świątyni. Mają oni jednak na tyle determinacji, by szukać tego w sieci. Szanuję to i wychodzę im naprzeciw. Obecnie, gdy przebywam zagranicą, jest to dla mnie jedyny sposób, by być dla rodaków, by robić coś także dla swoich, nawet jeśli Włosi są przewspaniali (śmiech).

Hasło profilu brzmi: „ O Bogu po ludzku”. Jak dziś trzeba mówić o sprawach wiary, by trafić do ludzi, nie zanudzić ich i nie zniechęcić?

Drażni mnie nieco przekonanie, że w Kościele wszystko musi być tłumaczone i wyjaśniane. Myślę, że prościej jest układać zdania w taki sposób, by były zrozumiałe dla odbiorcy. Jeśli dodamy do tego trochę serca, doświadczenia i humoru, ludzie od razu rozpoznają naszą autentyczność i będą zwyczajnie wdzięczni nie tylko za wielkie dzieła, ale także za małe ziarenka, którymi zechcemy się z nimi podzielić. Czasy, w jakich żyjemy, cechuje trudna rzecz - egoizm i to, co z niego wynika, czyli brak relacji. Trzeba więc otwierać serca ludzi i pukać do drzwi, a jak się nie da - pukać w monitor. Nie zawsze otworzą. Czasem trzeba pukać kilka razy. Bywa też, że sami otwierają drzwi i zapraszają, wdzięczni za każdą minutę, w której zapomną o swojej samotności i zrozumieją, że relacja, tym bardziej relacja z Bogiem, jest niewyczerpanym źródłem radości.

Skąd czerpie Ksiądz inspiracje?

Tematy podpowiada samo życie. Są też pytania od ludzi, trochę własnych doświadczeń i różnych przygód. W tym wszystkim jest przecież Jezus i to On otwiera serca. Nie traktuję tej strony jako misji czy powołania. To malutki dodatek do kapłańskiego życia; taka wirtualna sieć, gdzie także da się łowić i to jak najbardziej prawdziwych ludzi. Mała rzecz, a przynosi tyle uśmiechu. Jako „Wirtualny Pasterz” nie tylko daję coś innym, lecz otrzymuję równie dużo, jeśli nie o wiele więcej. Nie pozostaje więc nic innego, jak powiedzieć... zapraszam!

Bóg zapłać za rozmowę.

NOT. AWAW
Echo Katolickie 48/2015

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama