Wiara (nie) na granicy

Od chwili wejścia Polski do Unii Europejskiej nasz kraj opuściły prawie 3 mln rodaków

Wyjeżdżają na kilka miesięcy, na rok, a czasami na lata. Jedni zostają, inni z utęsknieniem odliczają dni do powrotu. Od chwili wejścia Polski do Unii Europejskiej nasz kraj opuściły prawie 3 mln rodaków.

To oczywiste, że Polacy wyjeżdżają za granicę z konieczności. Jadą za chlebem. Brak miejsc pracy, niskie płace i marne perspektywy na przyszłość zmuszają do podjęcia radykalnych kroków. Wbrew absurdalnym opiniom niektórych polityków nasi rodacy nie wyjeżdżają do Londynu czy Niemiec z ciekawości bądź chęci poznania innych stron. Jadą, aby zarobić na studia, wesele, mieszkanie. Wiedzą, że czeka ich trudny czas, że będą musieli ciężko pracować, że szybko zaczną tęsknić za wszystkim, co polskie.

Wiara (nie) na granicy

Przełożona generalna Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Chrystusa Króla dla Polonii s. Ewa Kaczmarek tłumaczy, że analizując historię polskiej emigracji, można zauważyć, iż powody opuszczenia ojczyzny były różne i najczęściej zależały od kondycji naszego państwa. Wspomina o emigracji politycznej i tej „za chlebem”. Dodaje: dziś nikt nie wyjeżdża z kraju tylko dlatego, że nie podoba mu się sytuacja polityczna. Głównym powodem jest brak możliwości znalezienia pracy i zapewnienia rodzinie godziwych warunków. Polacy powtarzają często: „Emigracja to ostateczność, ale nie mam wyjścia”. Planują wyjazd na kilka lat, aby się dorobić. Potem chcą wracać. W praktyce te dwa-trzy lata mocno rozciągają się w czasie.

Zagrożenie dla rodziny

S. E. Kaczmarek należy do zgromadzenia, które pracuje wśród polskich emigrantów. Misjonarki Chrystusa Króla posługują aż w 11 krajach. Nasza rozmówczyni przynależy też do rady naukowej Instytutu Duszpasterstwa Emigracyjnego. W zgromadzeniu służy prawie 30 lat. Tłumaczy, że emigracja ma zarówno pozytywne, jak i negatywne oblicze. Z jednej strony stwarza szanse na ludzkie i duchowe ubogacenie. Z drugiej - naraża na ogromne ryzyko wykorzenienia, zatracenia wartości wyniesionych z rodzinnego domu, na utratę wiary.

- Myślę, że obecna emigracja niesie ze sobą ogromne zagrożenie dla rodziny - mówi s. E. Kaczmarek. - Często wyjazd jednego z małżonków kończy się rozbiciem małżeństwa i wejściem w inny związek. Emigrację bardzo boleśnie odczuwają dzieci. Te, które wyjeżdżają z całą rodziną, często przeżywają bunt i traumę związaną z nagłym wyrwaniem ze środowiska i przeniesieniem w nieznane, obce im miejsce. Natomiast dzieci pozostawione w Polsce pod opieką dziadków czy innych członków rodziny czują się opuszczone i osierocone - zauważa.

Radość z obecności kapłanów

Ostatnio rozmawiałam z 20-letnią znajomą, która od prawie roku pracuje w jednym z londyńskich hoteli. Zbiera na studia. Przyznaje, że początki były trudne, teraz już się przyzwyczaiła. Najgorzej jest w niedzielę. - Wtedy też muszę pracować. Wracam do domu późnym popołudniem, jem coś na szybko i jadę do oddalonego o kilometr kościoła. Tam mamy Mszę św. w języku polskim. Na szczęście. Byłam na Eucharystii odprawianej po angielsku, ale wolę modlić się w swoim ojczystym języku. Cieszę się, że mogę korzystać z posługi polskich kapłanów - opowiadała mi podczas przypadkowego spotkania.

Czy wszyscy emigranci pamiętają o Bogu? S. E. Kaczmarek zaznacza, że nie może dać jednoznacznej odpowiedzi, aby kogoś nie skrzywdzić. Tłumaczy, że nie jest tak, że Polacy zostawiają swoją wiarę na granicy. Gdyby faktycznie tak było, nie potrzebni by im byli polscy kapłani i siostry zakonne.

- Do naszego kraju ciągle napływają prośby o polskie duszpasterstwo. Tłumy gromadzące się w kościołach w Anglii, Niemczech czy Brukseli nieustannie wzbudzają zainteresowanie miejscowego społeczeństwa. Znam ludzi, którzy na emigracji odnaleźli Boga i umocnili się w wierze, ale i takich, którzy nie szukają kościoła i niedzielnej Eucharystii. Wydaje się, że ta sytuacja pokrywa się z tym, co obserwujemy w Polsce. Odsetek ludzi uczęszczających w niedzielę do kościoła różni się w zależności od regionu Polski. Pamiętam swój pierwszy pobyt w Brukseli i moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam tamtejszy, mocno wypełniony kościół. Potem dowiedziałam się, że w większości uczęszczają do niego ludzie z Podlasia, którzy są przywiązani do Boga - wspomina przełożona zgromadzenia.

Jesteśmy dla Polonii

To niesamowite, że wśród wielu zgromadzeń zakonnych są również takie, których pierwszym zadaniem jest posługa emigrantom. Do tej grupy należą właśnie misjonarki dla Polonii i księża chrystusowcy. Ci ostatni z pewnością są kojarzeni przez czytelników dwumiesięcznika ewangelizacyjnego „Miłujcie się”.

Misjonarki można uznać za dosyć młode zgromadzenie. Istnieje ono bowiem od 1959 r. Jego założycielem był sługa Boży o. Ignacy Posadzy.

- Jak mówią nasze Konstytucje: „W spełnianiu zbawczej misji Kościoła uczestniczmy poprzez duchową troskę o wiarę i zbawienie polskich emigrantów oraz przez pracę apostolską wśród nich. Wypełniając naszą misję, dzielimy życie i koleje losu emigrantów”. Każda misjonarka, składając śluby, oddaje życie Bogu w intencji zbawienia dusz polskich emigrantów. Druga cześć naszego posłannictwa to wszelka działalność apostolska i religijna, a także - w miarę potrzeby - praca społeczna i kulturalna na rzecz rodaków przebywających poza granicami Polski. Nasza posługa zależna jest od kraju i potrzeb danej społeczności - wyjaśnia s. E. Kaczmarek.

Misjonarki dla Polonii prowadzą dom samotnej matki, przedszkola i polskie szkoły. Opiekują się także starszymi i samotnymi Polakami w domach pogodnej starości. Posługują jako organistki, zakrystianki i sekretarki. - Służymy też pomocą ludziom potrzebującym terapii. Chcemy nieść nadzieję i wiarę, że Bóg jest miłością i pamięta o każdym ze swoich dzieci - podsumowuje s. Ewa Kaczmarek.

Zawierzeni Królowej Polski

Dniem szczególnie poświęconym modlitwie i pamięci o polskich emigrantach jest 3 maja. Naszych rodaków przebywających za granicą po raz kolejny powierzono już opiece Matki Bożej Częstochowskiej. Stało się to 30 kwietnia tego roku podczas Apelu Jasnogórskiego przed cudownym obrazem Królowej Polski. Modlitwę poprowadził chrystusowiec ks. Wiesław Wójcik, dyrektor Instytutu Duszpasterstwa Emigracyjnego. Podczas nabożeństwa prosił: „... powiedz, Maryjo, Jezusowi o naszym dziś, o tym, co nas boli i niepokoi, o tym, co nam zagraża, a zwłaszcza o współczesnych problemach nowej fali emigracyjnej. Matko, która nas znasz i doskonale rozumiesz emigracyjny trud życia - powiedz Jezusowi, który jest naszym Dobrym Pasterzem i Królem - o rodzinach doświadczanych rozłąką emigracyjną, o dzieciach niemających w domach na co dzień rodziców, o młodych ludziach, którzy po skończonych studiach podejmują różne prace i podróże nadziei do bogatych krajów Europy. Powiedz, Maryjo, Jezusowi zwłaszcza o tej prawie trzymilionowej rzeszy naszych rodaków, którzy w ostatnim czasie opuścili i wciąż opuszczają rodzinne domy, aby godnie żyć i pracować na obcej ziemi. Aby nie utracili oni wiary i łączności z najbliższymi”. Powiedz Maryjo...

AGNIESZKA WAWRYNIUK

Okiem duszpasterza

Ks. Mateusz Gardziński,
chrystusowiec,
pracownik Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Migrantów i Podróżujących

Pracujemy dla zbawienia ludzi

Jednym z największych wyzwań dla Kościoła we współczesnym świecie, a w konsekwencji i dla duszpasterstwa emigracyjnego, jest sekularyzacja społeczeństwa, jak również drastyczne odłączenie spraw świeckich od spraw Bożych i życia wiarą. Niestety na emigracji ten problem jest widoczny bardzo mocno. Przyczyny owego zjawiska są zróżnicowane, ale misja Kościoła zawsze pozostaje ta sama: ma on doprowadzić wszystkich ludzi do zbawienia. Ta prawda ma swoje znaczenie szczególnie wtedy, gdy pytamy, dlaczego Kościół tak bardzo angażuje się w organizację duszpasterstwa dla swoich rodaków pozostających za granicą. Ostatecznie, zawsze chodzi o zbawienie ludzi. Ku temu mają prowadzić cała teologia i doktryna społeczna Kościoła, modlitwa oraz duszpasterstwo.

Jestem synem migrantów, którzy ponad 50 lat temu wyjechali do Kanady. Tam urodziłem się ja i moi bracia. Wszyscy korzystaliśmy z polskiego duszpasterstwa, prowadzonego w naszym rodzinnym mieście. Muszę przyznać, że dzięki niemu nie tylko odkryłem głębiej swoją wiarę, którą przekazali mi rodzice, ale także moje powołanie do kapłaństwa zakonnego.

Dziś trzeba szczerze powiedzieć, że problemy, które dotyczyły tamtego pokolenia migrantów, były inne niż obecnie. Duszpasterstwo emigracyjne potrzebuje więc nieustannej „aktualizacji” i ciągłej refleksji oraz autokrytyki. Nie wystarczy tylko odprawić Mszę św. lub dać okazję do spowiedzi przed Liturgią. Dziś, bardziej niż kiedyś, trzeba wychodzić ku wiernym i spotykać się z nimi. To my powinniśmy uczynić pierwszy krok. Konieczne jest szukanie nowych metod i proponowanie takich programów duszpasterskich, które wyjdą naprzeciw realnym potrzebom duchowym wiernych; zarówno tych bliskich, jak i zagubionych, oraz tych, którzy jeszcze w ogóle nie poznali prawdziwego oblicza Pana Boga. W tych działaniach trzeba jednak zawsze pozostawać wiernym nauczaniu i dyscyplinie kościelnej.

Warto wskazać na jeszcze jeden bardzo istotny element, jakim jest współpraca pomiędzy duszpasterzami, wspólnotami kościelnymi oraz poszczególnymi biskupami. W Papieskiej Radzie ds. Duszpasterstwa Migrantów i Podróżujących bardzo często podkreśla się właśnie ten element i wzywa do tworzenia tzw. sieci współpracy (network). Nie chodzi tutaj tylko o wykorzystanie najnowocześniejszych środków społecznego przekazu, by lepiej usprawnić czy unowocześnić duszpasterstwo. Trzeba też pamiętać, że wszyscy działamy w tej samej ekipie i w tym samym celu: razem pracujemy dla zbawienia ludzi. W duszpasterstwie emigracyjnym, które i tak boryka się ze szczególnymi trudnościami i wyzwaniami, nie ma miejsca na konkurencję i nieporozumienia. Trzeba pracować wspólnie i widzieć wielką moc Kościoła zjednoczonego na modlitwie i w działaniu.

AWAW
Echo Katolickie 21/2015

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama