Chcę prowadzić do Jezusa!

Rekolekcje powołaniowe mogą być początkiem czegoś nowego

Rekolekcje powołaniowe mogą być początkiem czegoś nowego. Nie łączą się jednak z zobowiązaniem. Zakonnicy mówią tylko: przyjedź i zobacz.

Na brak chętnych do udziału w takich spotkaniach nie mogą narzekać m.in. ojcowie oblaci, którzy do swoich klasztorów zapraszają w wakacje, ferie, weekendy i na sylwestra. Młodzi chłopcy często pokonują setki kilometrów, by wziąć udział w rekolekcjach.

- Gościmy gimnazjalistów, licealistów, studentów i młodzież pracującą. Każda z tych grup zmaga się z innymi pytaniami, rozterkami i wątpliwościami. Organizujemy więc rekolekcje dla poszczególnych kategorii wiekowych. Jestem do dyspozycji tych młodych. Poświęcam im czas, jestem wtedy z nimi i dla nich. Na konferencjach i kazaniach podejmuję tematy, które są im bardzo przydatne. Mam swoją zasadę, którą stosuję, jako odpowiedzialny w naszym zgromadzeniu za powołania: młodych, którzy przyjeżdżają do nas na rekolekcje powołaniowe chcę przyprowadzić do Jezusa. Tyle i aż tyle! To Jezus czyni z Nimi wszystko, co zechce! - mówi o. Krzysztof Jurewicz, dyrektor Sekretariatu Powołań Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej.

Kawa i modlitwa

Ci, którzy przyjeżdżają z parafii prowadzonych przez oblatów, „czują klimat”. Pozostali potrzebują trochę czasu na zapoznanie się z charyzmatem i stylem życia misjonarzy. Dopiero na miejscu poznają wizję życia zakonnego i przekonują się, że jest ono inne od tego, jakie sobie wyobrażali. - Chłopcy są pozytywnie zaskoczeni, że plan rekolekcji jest ułożony w ten sposób, iż mogą wspólnie z ojcami oraz braćmi modlić się, spożywać posiłki, pić kawę i pracować. To robi na nich niesamowicie dobre wrażenie - podkreśla o. Krzysztof. Oblaci chcą, by każdy, kto zdecyduje się wstąpić do ich zgromadzenia, wcześniej odbył u nich rekolekcje. Spotkania są bezpłatne i naprawdę dają wymierne efekty.

- Młodzieńcy, którzy uczestniczą w naszych rekolekcjach wybierają później różne drogi; jedni wstępują do seminariów diecezjalnych (również w Siedlcach), drudzy do różnych zgromadzeń zakonnych, jeszcze inni zakładają rodziny. Widać zatem, że rekolekcje u oblatów przynoszą konkretny owoc i za to wszystko chwała Panu! - cieszy się o. K. Jurewicz.

Bywa trudno

Nie sposób nie zatrzymać się nad problemem kryzysu powołań. - Elementem kultury antypowołaniowej są coraz większe trudności ze strony rodziców, którzy nie godzą się z przyjęciem decyzji syna lub córki o wstąpieniu do seminarium czy zakonu. Dawniej, gdy rodziny były wielodzietne, rodzice ogromnie cieszyli się, kiedy dziecko decydowało się na wstąpienie do klasztoru. Dziś już tak nie jest, a wiem to z własnego doświadczenia. Kiedy przed wstąpieniem do naszego zgromadzenia odwiedzam kandydata i jego rodzinę, widzę, jak rodzice mocno przeżywają sytuację, kiedy syn jedynak pragnie pójść do zakonu - opowiada o. Krzysztof.

Dodaje, że na spadek powołań ma też wpływ negatywny wizerunek Kościoła w mediach. Kolejną przeszkodą jest kryzys wiary. - Widać go nie tylko w odniesieniu do powołań, ale też do małżeństw. Młodzi dojrzewają zdecydowanie później, co przekłada się na odwlekanie decyzji o założeniu rodziny czy wstąpieniu do seminarium lub zakonu. Jeśli już decydują się na małżeństwo, robią to zdecydowanie później niż kiedyś. Także do seminariów diecezjalnych i zakonów przychodzą coraz starsi młodzi ludzie - zauważa rozmówca.

Przykład idzie z góry

O. Krzysztof dopowiada, że dużo zależy też od gorliwości kapłanów i osób zakonnych. Młodzi są bardzo spostrzegawczy. - Jeśli będą widzieć kapłana, zakonnika, czy siostrę zakonną, którzy modlą się, dla których Jezus jest codzienną pasją, którzy potrafią poświęcić swój czas młodym, tam Kościół będzie żywy; tam będą rozwijać się wspólnoty młodzieżowe i do takiego kościoła młodzi będą chcieli przyjść. I jeszcze jedno moje spostrzeżenie: tam, gdzie są wspólnoty młodzieżowe, organizuje się wiele różnych akcji. One są potrzebne, ale nie można zapominać, że człowiek (szczególnie młody) potrzebuje konkretnej i systematycznej formacji. Obyśmy o tym, jako duszpasterze młodych, nigdy nie zapominali! -kończy o. Krzysztof.

Agnieszka Wawryniuk
Echo Katolickie 5/2015

o. Krzysztof Jurewicz

Oblaci nie narzekają na brak zainteresowania rekolekcjami, które organizują.

Otworzyć oczy, uszy i serce

Rozmowa z s. Bogną Młynarz i s. Judytą Lisek ze Zgromadzenia Sióstr Duszy Chrystusowej

Dlaczego warto wziąć udział w rekolekcjach powołaniowych i kto w szczególności powinien z nich skorzystać?

s. Bogna: Sprecyzujmy najpierw termin „rekolekcje powołaniowe”. Wbrew obiegowym opiniom, nie są to rekolekcje jedynie dla tych, „co chcą iść do zakonu”. To rekolekcje o rozeznawaniu powołania. Są adresowane do wszystkich osób, które stoją przed wyborem drogi życia i chciałyby w klimacie modlitwy i przed Bogiem zastanowić się nad swoją przyszłością. Dziewczętom, które myślą o życiu zakonnym, proponujemy także indywidualny kilkudniowy pobyt w naszym zgromadzeniu, by mogły przyjrzeć się naszemu codziennemu życiu i rozeznać swoje pragnienia w ciszy - na modlitwie i przy pomocy kierownictwa duchowego.

s. Judyta: Drzwi naszego domu są otwarte dla dziewczyn, które chcą poznać, jaka jest wola Boża wobec nich. Treści rekolekcji powołaniowych dotykają i naświetlają każdą z dróg życia, natomiast cisza i czas na modlitwę (którego w codzienności często brakuje) pozwalają lepiej usłyszeć najdelikatniejsze poruszenia serca, odkryć najgłębsze pragnienia. Prawdziwie szczęśliwym jest ten, kto wie, że znajduje się na swoim miejscu. Rekolekcje z rozeznawaniem powołania służą odkrywaniu tego miejsca, w którym mogę się uświęcać, w którym jestem szczęśliwa.

Jak wygląda zainteresowanie rekolekcjami? Kto zgłasza się na takie spotkania?

s. J.: Najczęściej zgłaszają się osoby, które otrzymały zaproszenie bezpośrednio od którejś sióstr. Zainteresowanych rekolekcjami jest jednak zdecydowanie mniej niż np. spotkaniem z Ojcem Świętym na krakowskich błoniach. Zazwyczaj w spotkaniu uczestniczy kilka lub kilkanaście osób. Taki „elitarny” skład pozwala wytworzyć dobrą, wręcz rodzinną atmosferę. Oczywiście chciałybyśmy, żeby uczestniczek było trochę więcej. Każdy człowiek jest niesamowitym darem, bogactwem talentów, nośnikiem doświadczeń... Im więcej takich osób spotka się razem w jednym miejscu i w jednym celu, tym lepszy będzie efekt końcowy.

Czego młode dziewczyny oczekują po takich rekolekcjach?

s. J.: Wydaje mi się, że oczekiwania dziewczyn są skrajnie różne i zależą od etapu rozwoju duchowego danej osoby. Nie mam wątpliwości, że każdy, kto przyjeżdża na rekolekcje, szuka żywego Boga i pragnie się z Nim spotkać, by doświadczyć Jego miłości. Czasami te pragnienia są bardzo konkretnie sprecyzowane. Dlatego też często na początku rekolekcji zachęcam, by do tych wszystkich oczekiwań nieco się zdystansować. Chodzi o to, by nastawienia, oczekiwania lub tęsknoty nie związały rąk Panu Bogu. Ostatecznie to On wie najlepiej, co jest nam teraz potrzebne. Przyjeżdżając na rekolekcje, wystarczy otworzyć uszy, oczy, serce i w postawie zaufania wobec Boga szukać znaków Jego miłości: Jego słowa, Jego łaski.

Jak wygląda zderzenie młodej osoby z życiem zakonnym? Jak często uczestniczki rekolekcji decydują się na wstąpienie do zgromadzenia?

s. B.: Czasem są to nierealne oczekiwania, które życie szybko weryfikuje. Jednak, jeśli powołanie jest autentyczne, to osoba powołana zaczyna stopniowo przyjmować styl życia i wartości, którymi żyje zakon. Oczywiście, dziś ten przeskok między tzw. „życiem w świecie” a zakonem jest większy niż dawnej, ale właśnie dlatego Kościół daje odpowiednio długi czas przygotowania, by pomóc w tym procesie.

s. J.: „Zderzenie” generalnie kojarzy mi się z jakimś bolesnym wydarzeniem, tymczasem, kiedy przed wstąpieniem do zakonu sama uczestniczyłam w rekolekcjach, nic mnie nie bolało. Raczej jest to spotkanie młodej osoby ze wspólnotą ludzi (nie aniołów) powołanych do konkretnej rodziny zakonnej, starających się naśladować Jezusa, zatroskanych o los Jezusa w ludzkich duszach.

Mamy kryzys powołań - te słowa brzmią dziś jak refren. Jakie wyzwania stoją dziś przed referentami powołaniowymi?

s. B.: Myślę, że wyzwanie jest ciągle to samo: być autentycznymi świadkami życia poświęconego Bogu pośród ludzi. Kwestia, czy to świadectwo zostanie przyjęte, czy odrzucone jest sprawą drugorzędną. Być może dziś trzeba więcej odwagi, by ukazywać wartość powołania zakonnego, wobec większego niż dawnej niezrozumienia dla tej formy życia. W każdym razie nie ma tu miejsca na żadne dostosowywanie do „oczekiwań konsumentów”. Referent powołaniowy to nie spec od marketingu, ale świadek Jezusa.

s. J.: Z mojego doświadczenia wynika, że wiele młodych osób ma bardzo zafałszowany, negatywny obraz życia zakonnego. Dlatego też staram się stwarzać lub wykorzystywać różne okazje do żywego i osobistego spotkania z młodymi ludźmi. Rekolekcje, warsztaty, katechezy oraz inne wydarzenia są okolicznościami sprzyjającymi do ukazywania prawdy o życiu konsekrowanym. Zawsze jednak moja odpowiedź i moje świadectwo wynikają z mojego doświadczenia. Uważam, że pierwszą i podstawową troską, nie tylko referentów powołaniowych, ale wszystkich osób konsekrowanych, jest troska o wierną, autentyczną, pełną miłości relację z żywym Bogiem, który każdemu z nas powiedział kiedyś: „Pójdź za Mną”.

Bóg zapłać za rozmowę!

Agnieszka Wawryniuk
Echo Katolickie 5/2015

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama