Jasna Góra - nasz dom rodzinny

Dlaczego tak chętnie wracamy w to miejsce?

Lubię odwiedzać Jasną Górę. Niezależnie od pory roku i okoliczności. W sumie to nawet coś więcej niż zwykłe lubienie. Za każdym razem, gdy przekraczam jasnogórską bramę, czuję się, jakbym wracał do rodzinnego domu - miejsca, gdzie jestem zawsze u siebie.

Jasna Góra - nasz dom rodzinny

Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego w wakacje przez ulice polskich miast i wsi przeciągają rzesze utrudzonych, ale szczęśliwych i rozśpiewanych pielgrzymów, których łączy wspólny cel ich wędrówki? Dlaczego przez cały rok w jasnogórskiej kaplicy można spotkać tych, którzy przyjechali specjalnie dla tych kilku chwil spędzonych w ciszy i zamyśleniu? Gdybyśmy przeprowadzili wśród nich sondę - dlaczego to robią, nie mieliby wątpliwości. Nie „dlaczego?”, ale „dla Kogo?” - to bardziej właściwie sformułowane pytanie. Przychodzą, bo wiedzą, Kto na nich tutaj czeka. Przychodzą, bo chcą poczuć się jak u siebie, jak w rodzinnym domu, gdzie czeka wypatrująca swych dzieci z miłością Matka. Ta najlepsza, najczulsza i kochająca jak nikt inny na świecie.

Dla Kogo to robią?

Lubię obserwować ludzi modlących się w kaplicy Cudownego Obrazu, odprawiających Drogę Krzyżową, skupionych na adoracji w kaplicy Najświętszego Sakramentu... Ich twarze są czasem smutne, czasem zamyślone, czasem zatroskane... innym razem pełne radości, pokoju i pocieszenia. Ale nie mam wątpliwości, że wszyscy przyjechali tutaj, by porozmawiać z bliską sobie osobą. Z Kimś, do Kogo mają zaufanie, Komu wierzą, o Kim są przekonani, że wysłucha i nie wyśmieje, nie podepcze, nie odrzuci. Było też wielu takich, którzy przyjeżdżali z drwiącym uśmieszkiem. Albo dla świętego spokoju. Albo tak po prostu, z ciekawości. Wyjeżdżali zupełnie inni - z nową nadzieją, z nowym kierunkiem życia. Oczywiście, byli też tacy, którzy pozostawali nieczuli na łaskę Bożą... Pan Bóg nigdy nie niszczy wolności człowieka i szanuje jego decyzje.

Wejść w dziedzictwo wiary

Wchodząc na Jasną Górę, wchodzę też jednocześnie w ponad 600 lat historii tego miejsca. W tym samym miejscu modliły się całe pokolenia moich przodków. Tego miejsca bronili bohatersko przed Szwedami w XVII w. Gdy zatrzymamy się na chwilę, przymkniemy oczy, głęboko odetchniemy - możemy w głębi duszy usłyszeć ten strumień szeptanych na przestrzeni wieków modlitw, poczuć wiarę i nadzieję tamtych pokoleń, wejść mocniej w to dziedzictwo, które nam przekazali, a którego nieodłączną częścią i ważnym elementem jest miłość do Maryi. To dziedzictwo jest dla nas wielkim darem, ale jednocześnie zadaniem. Jak go nie zmarnować, nie przekreślić, nie sprzedać za srebrniki świętego spokoju i obietnice raju na ziemi?

Kana i Nazaret

W zależności od pory roku Jasna Góra ma różne oblicza. W wakacje, w pełni sezonu pielgrzymkowego, towarzyszy nam atmosfera wesela w Kanie Galilejskiej. Tłumy pielgrzymów, śpiew, gwar rozmów... Może nie najłatwiej o skupienie, może trudno dostać się do kaplicy Cudownego Obrazu, ale jeśli uda nam się na moment odciąć od tego gwaru, możemy w głębi serca usłyszeć te same słowa, które Matka Jezusa powiedziała dwa tysiące lat temu do zakłopotanych dziwnym żądaniem Jej Syna sług w Kanie Galilejskiej: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”. Posłuchali... i byli świadkami cudu. Woda stała się winem.

Ale można też odwiedzić Jasną Górę zimą, wczesną wiosną lub późną jesienią. Wtedy jest luźniej, ciszej, a sanktuarium przypomina bardziej dom Świętej Rodziny w Nazarecie, gdzie zwykła szara codzienność nabiera sensu przez odniesienie do spraw Bożych, do wieczności. Łatwiej wtedy przyjąć i uwierzyć, że nasze życie ma sens. Gdy pomyślimy o Nazarecie, o latach dzieciństwa Jezusa, o codziennym trudzie Józefa i krzątaninie Maryi - łatwiej uwierzyć, że i nasze życie - z radościami, smutkami, zwycięstwami i upadkami - Pan Bóg chce przemienić w promienie naszej chwały w domu Ojca. A Jasna Góra - jak niewiele innych miejsc na ziemi - ma w sobie jakiś przedsmak tego pokoju nieba. Jakby na moment uchylało się jakieś okno w niebie, a Pan Bóg pozwalał naszemu sercu poczuć, że naprawdę „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują" (1 Kor 2,9).

Matka wskazuje na Syna

I wreszcie najważniejsze - Maryja nigdy nie chce zatrzymywać naszej uwagi i miłości na sobie. „Przekierowuje” je na swojego Syna. To On jest najważniejszy, to On jest naszym Panem i Zbawicielem. Dał nam swoją Matkę, aby była także naszą Matką - a Ona stale i niezmiennie wskazuje na Niego. „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”. Życie Maryi pokazuje, że nawet jeśli do końca nie jesteśmy pewni i nie rozumiemy, o co chodzi Jezusowi - warto Mu zaufać. Nawet, jeśli nasza droga akurat prowadzi przez ciemną dolinę lub trudy wspinaczki pod górę - On czuwa nad nami. Nietrudno o tym zapomnieć w ferworze walki, w goryczy porażki lub upadku, w labiryntach życiowych kryzysów. Warto wtedy spojrzeć w oczy Matki i znów usłyszeć Jej głos, znów zobaczyć Jej dłoń, wskazującą na Jezusa: „Zaufaj Mu. Na pewno się nie zawiedziesz. Słuchaj Go i czyń, o co Cię prosi”.

Zamykam oczy i widzę jasnogórskie sanktuarium. Mury obronne, brama wejściowa, krużganek, dziedziniec... Bazylika i kaplica Cudownego Obrazu. Jestem w domu Matki. Jestem w domu rodzinnym. Jestem u siebie.

KS. ANDRZEJ ADAMSKI

Echo Katolickie 34/2014

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama