Divide et impera

Kim jest ks. Lemański? Buntownikiem czy narzędziem rozbijania od środka polskiego Kościoła?

Bohaterem przekazów medialnych ostatnich kilku tygodni ponownie stał się ks. Wojciech Lemański. Do rangi newsa dnia zostały zakwalifikowane słowa wypowiedziane podczas spotkania w ramach woodstockowej Akademii Sztuk Przepięknych, zaś ich autora nominowano pierwszym buntownikiem Rzeczypospolitej! Wiele osób pytało mnie: o co w tym wszystkim chodzi? Czy Kościół nie może zrobić porządku z nieposłusznym kapłanem?

O prawdziwych intencjach mediów może świadczyć fakt, że „nie zauważyły” prawie 800 ewangelizatorów, przybyłych z Polski i Europy na towarzyszący od lat imprezie Przystanek Jezus, wśród których byli biskupi, kapłani, siostry zakonne i ogromna rzesza osób świeckich. Dostrzegły tylko jednego „fajnego”, otwartego, rozumiejącego młodzież księdza, który - jak sam to lapidarnie ujął - czeka z utęsknieniem na wymarcie biskupów. Ks. Lemański po kilku dniach wycofał się ze swoich słów i przeprosił wszystkich, którzy mogli się poczuć nimi urażeni. To nieco zbiło z tropu wyczekujących kary suspensy dziennikarzy gotowych rzucić się do gardła znienawidzonemu przez mainstream abp. Hoserowi. Temat honorowego gościa Woodstocku natychmiast zniknął z czołówek serwisów informacyjnych i poza absurdalnymi, niewartymi cytowania, komentarzami, np. pani Środy czy redaktora Szostkiewicza, przestał kogokolwiek obchodzić. Ks. Lemańskiego potraktowano jako dezertera, który zwiał z frontu walki o wolną od katolickiej ciemnoty Polskę. Co z tego sam zainteresowany zrozumiał? Nie nam sądzić.

Rzecz w tym, że od początku jego osoba, wypowiedzi, koncesjonowany bunt są tylko elementami większej układanki. On sam jest pionkiem w grze tym bardziej godnym litości, że - choć nie mam co do tego pewności - chyba nie do końca świadomym, co się naprawdę dzieje i do czego zostaje permanentnie, systemowo wykorzystywany. Mamy bowiem do czynienia z matrycą, doskonale znaną starszym pokoleniem z czasów komuny, która została uwspółcześniona i odpowiednio dostosowana do aktualnych wyzwań. Cel z grubsza pozostał ten sam. Poniżej przykład jednej z prób (niestety, częściowo udanej) rozbicia Kościoła od środka.

Księża patrioci

Ruch księży patriotów, kierowany przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego, działał początkowo w ramach utworzonej w 1949 r. Głównej Komisji Księży przy Związku Bojowników o Wolność i Demokrację, a następnie w okręgowych komisjach księży we wszystkich województwach. Często wstępowali do nich duchowni obłożeni karami kościelnymi, pozostający w konflikcie z władzą kościelną, byli więźniowie polityczni. Nierzadko zdarzało się, że powodem przyłączenia się do ruchu były szantaże, lęk przed ujawnieniem np. prywatnych tajemnic. Cel działania był jasny: włączenie w represyjną politykę wobec Kościoła. Kardynał Wyszyński pod groźbą kary ekskomuniki zabraniał wstępowania do GKK. Po aresztowaniu prymasa naciski na aktywność księży patriotów osłabły. Stopniowo ruch zaczęli podporządkowywać sobie członkowie Stowarzyszenia Pax. Po likwidacji GKK w 1955 r. został on wznowiony w strukturach Zrzeszenia Katolików Caritas korzystającego z pomocy finansowej państwa. Episkopat w instrukcji wydanej w 1961 r. zabronił surowo katolickim duchownym działalności w Komisjach Księży Caritas. W latach 70 najpierw znacznie zmniejszyła się ilość kół, wkrótce potem nastąpiła samolikwidacja. Warto też wspomnieć, że do niszczenia jedności Kościoła państwo powołało w 1959 r. Zrzeszenie Pracowników Kultu Religijnego grupujące organistów, kościelnych i grabarzy.

Dlaczego podjęto takie wysiłki? Komuniści wiedzieli, że Kościół w Polsce jest zjednoczony i silny, nie da się go więc tak łatwo zniszczyć. Podczas wizyty Bolesława Bieruta w Moskwie 1 sierpnia 1949 r. Stalin tłumaczył, jak sobie z nim poradzić: „Przy klerze nie zrobicie nic, dopóki nie dokonacie rozłamu na dwie odrębne i przeciwstawne sobie grupy - mówił. Propaganda masowa to rzecz konieczna, ale samą propagandą nie zrobi się tego, co potrzeba... Nie, nastawiacie się na rozłam... Bez rozłamu wśród kleru nic nie wyjdzie” (prof. A. Nowak, „Czas walki z Bogiem. Kościół na straży polskiej wolności” (Wydawnictwo Biały Kruk, Kraków 2011 r.).

Ofensywa głupoty

Minęło sporo lat od tych wydarzeń. Mistrza nie ma, uczniowie pozostali. Choć inaczej siebie nazywają, inne sztandary dzierżą w dłoniach i inne hasła głoszą, nie odeszli daleko od czerwonych ideałów. Instrukcje Stalina nie straciły niczego ze swojej aktualności. Stawianie z jednej strony „fajnego” księdza Lemańskiego, po drugiej zaś lokowanie „skostniałego”, „fundamentalistycznego” Kościoła - używając woodstockowej poetyki tegoż czy też „języka miłości” np. p. Środy - reprezentowanego przez skazanych na wymarcie dziwolągów powinno prowadzić publikę ku jednoznacznym, oczywistym wnioskom. Dochodzi do tego, co rusz podnoszona groźba państwa wyznaniowego, co był łaskaw niedawno ze zgrozą przypomnieć w „Newsweeku” Wiktor Osiatyński, proponując jak najszybsze wypowiedzenie konkordatu. Zgadzam się z Bronisławem Wildsteinem, który na przykładzie spadającego poparcia dla Twojego Ruchu dowodzi, że między głosem mediów a głosem społeczeństwa jest coraz większy rozdźwięk. Ludzie wiedzą swoje. Niemniej jednak zamieszanie jest i jakiś procent społeczeństwa nie do końca radzi sobie w rozeznaniu niepojętej dla nich sytuacji.

Mniej więcej rok temu, żegnając się ze swoimi parafianami w Jasienicy ks. Lemański powiedział: „Jak macie w mojej sprawie coś do powiedzenia, to niech to będzie Różaniec”. Wydawało się, iż to zakończy spór. Czas pokazał, że stało się inaczej. Nie wiem, czy posłucha prof. Hartmana, który w bardzo osobliwy sposób zwrócił się do niego na swoim blogu: „Niech Pan do nas wraca! Wraca, mówię, bo tak naprawdę należy Pan do nas. Czekamy na Pana! [...] Niech Pan się na to zdobędzie, niech Pan zrzuci sutannę! Tak jak tylu mądrych i wrażliwych księży przed Panem - Obirek, Bartoś, Węcławski, żeby wymienić najbardziej znanych”. I dodaje kusząco: „Jak Pan wie, wszyscy byli księża witani są przez światłe elity z otwartymi ramionami i wszystkim okazywana jest wszelka pomoc. Tak będzie również w Pańskim przypadku”. To typowe rozumowanie dla admirującego stalinizm lewactwa. Nie dam sobie ręki uciąć, iż któregoś dnia ks. Lemański nie skorzysta z oferty. Mam nadzieję, że się opamięta.

Na pomoc Franciszkowi!

Niesamowite jest to, że polska lewica w swoim zatroskaniu o Kościół jest nawet gotowa pośpieszyć papieżowi Franciszkowi z odsieczą, aby tylko pomóc mu(?) spacyfikować polskich biskupów. Przecież urzędujący w dalekim Watykanie papież Franciszek sam nie poradzi sobie w tym starciu! „Polskie środowiska lewicowe i liberalne powinny się w tę perswazję zaangażować i wspomóc Franciszka w jego trudnej walce z hierarchicznym feudum, którą w każdej chwili może przegrać; nie stać z boku, mówiąc, że to nie nasza sprawa” - wołał jakiś czas temu felietonista „Krytyki Politycznej”. I zakończył: „Nie powinniśmy zostawiać losu polskich katolików w rękach polskiej władzy kościelnej!”. Prawda, że to fantastyczne! Co prawda najświatlejszy ze światłych red. Szostkiewicz już od dawna ostrzega lewicę, że „z tej mąki chleba nie będzie” i nie może dać się uwieść gestom hołubionego papieża. Franciszek bowiem nie tylko nie zgodzi się na eutanazję czy aborcję, ale wręcz mówi Michalikiem! „Niech nas nie zmylą gesty Franciszka. Są mocne i wyraziste, wyrażają dobre emocje i sympatię do ludzi, budują pozytywny wizerunek Franciszka i w konsekwencji Kościoła. Ale to za mało, by pokładać w papieżu tak wielkie nadzieje, jak czyni to katolicka lewica, a nawet część niewierzących. Może ich czekać niepotrzebne rozczarowanie” - oznajmia salonowy redaktor. Dlaczego? Bo, jak zauważa z żalem Szostkiewicz, Franciszek pozostaje ortodoksyjnym katolikiem!!! Niesamowite odkrycie!

I śmieszno, i straszno!

Czas na pointę. Ks. Lemański dostał od swojego ordynariusza (kolejną) szansę na poukładanie sobie spraw ważnych. Czy ją wykorzysta? To sprawa jego sumienia. W wypowiedzi dla „Gościa Niedzielnego” abp Henryk Hoser zapewnił, że wciąż ma nadzieję na to, iż ks. Lemański utrzyma się w jedności Kościoła. „Moje decyzje mają na celu uratowanie jego kapłaństwa. Nawet gdy wypowiada tak ekstremalne i nieprawdziwe opinie jak na Przystanku Woodstock, staram się jeszcze znaleźć jakąś pozytywną perspektywę rozwiązania tego problemu. Na karanie zawsze jest czas” - mówi ordynariusz warszawsko-praski.

Nie łudźmy się jednak, że nie będzie jego następców. Tak zwane parcie na szkło jest internacjonalne, od pokusy bycia celebrytą nie są wolni, niestety, także ludzie Kościoła. Próby rozbijania jego jedności były od zawsze i zapewne będą trwały dalej. Mniej czy bardziej siermiężne, różne w swojej skuteczności będą źródłem zamętu, ale też mogą stać się szansą na zbudowanie czegoś pozytywnego, odkrycie, czym jest w swojej istocie jedność i ośmieszenie tych, którym jest ona nie na rękę.

KS. PAWEŁ SIEDLANOWSKI
Echo Katolickie 33/2014

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama