Opowieść s. Katarzyny Grzybowskiej, misjonarki z Rwandy

O codziennym życiu na misjach w Rwandzie


Opowieść s. Katarzyny Grzybowskiej, misjonarki z Rwandy (I)

/cz. II/

Z kraju tysiąca wzgórz

„Dzisiejsza (...) Afryka to kraj, gdzie niezliczone ludzkie istoty - mężczyźni i kobiety, dzieci i młodzież - leżą jak gdyby porzucone przy drodze, chore, poranione, bezsilne, odepchnięte i opuszczone. Ludzie ci pilnie potrzebują dobrych Samarytan, którzy pospieszą im z pomocą” (Jan Paweł II, Ecclesia in Africa 41).

Rwanda to przepiękny, malowniczy kraj, położony w samym sercu Afryki. Jego mieszkańcy mówią z dumą, że w ciągu dnia Pan Bóg wędruje sobie po całym świecie, ale na noc zawsze przychodzi tutaj. Olbrzymie zróżnicowanie tego miejsca najlepiej chyba określił Ojciec Święty Jan Paweł II podczas swojej pielgrzymki do tego kraju w 1990 r.: „Rwanda to kraj tysiąca wzgórz, tysiąca problemów i tysiąca rozwiązań”.

Na zaproszenie biskupa

- Nasze Zgromadzenie Sióstr Służek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanej jest obecne w Rwandzie od ponad 30 lat - opowiada s. Katarzyna Grzybowska. - Pierwsze siostry wyjechały tam w 1977 r. na zaproszenie tubylczego księdza biskupa Jean Baptiste Gahamanyi. Przyjechał on specjalnie do Polski w poszukiwaniu zgromadzeń zakonnych do pracy misyjnej na terenie Rwandy. Nasza decyzja konkretnego zaangażowania się na niwie misyjnej była jednocześnie dziękczynieniem Bogu za 100 lat istnienia i działalności naszego Zgromadzenia w Kościele. Aktualnie jesteśmy na trzech placówkach w Rwandzie: Karama, Cyangugu, Butare i na jednej placówce w sąsiedniej Demokratycznej Republice Konga: Karhala.

Po wielu latach pracy wśród tamtejszej ludności s. Katarzyna doskonale zna podstawowe problemy Rwandy i z troską o nich opowiada. Trudnością, z którą przyszło zmierzyć się mieszkańcom tego kraju, jest brak ziemi. Zdecydowana większość społeczeństwa żyje z jej uprawy, ale nie można tu nawet mówić o jakichś gospodarstwach rolnych. Chodzi raczej o niewielkie kawałki pola usytuowane obok glinianej chatki, miejsca zamieszkania. Do dziś jedynym narzędziem pracy jest motyka. Tradycyjnie ojciec rodziny dzieli posiadane grunty na swoich synów, kiedy ci zakładają rodzinę, następnie synowie na swoich synów... I te podziały doprowadzają do tak niewielkiego kawałka ziemi, że można na nim co najwyżej postawić dom, ale nie wyżywić rodzinę.

Pośród tysiąca problemów

Konsekwencją tego, jak również opóźniającej się coraz częściej pory deszczowej, jest głód, który dotyka w pierwszym rzędzie dzieci, choć zdarzają się i dorośli cierpiący na tę chorobę.

- Nigdy nie zapomnę obrazu pewnej kobiety z Ruramba w zaawansowanym stadium choroby głodowej, która przyniosła do naszego ośrodka prawie umierające z głodu dziecko. Opuchnięta i wygłodzona, nie miała już pokarmu, żeby karmić dziecko piersią - wspomina s. służka.

Ewidentnym skutkiem braku ziemi oraz prawie nieistniejącego przemysłu jest skrajne ubóstwo, w którym żyje z pewnością więcej Rwandyjczyków, niż próbuje się to pokazać w rządowych statystykach.

Pomimo że oficjalnie każde dziecko rwandyjskie ma dostęp do nauki, często jest to związane z takimi kosztami (mundurki, zeszyty, długopisy, czesne - nawet w szkole podstawowej), że nie wszystkie są posyłane do szkoły. Niektóre już od najmłodszych lat muszą zarabiać, pasąc na przykład bydło w bogatszej rodzinie albo wykonując różne prace domowe jako służący.

Na terenie całego kraju funkcjonuje rozwinięta sieć ośrodków zdrowia, ale niestety zdarza się, że ludzie muszą iść pieszo kilometrami, żeby dotrzeć do najbliższego punktu pomocy. Panuje duża śmiertelność, jednak nie z tego powodu, że choroba jest nieuleczalna, ale dlatego, że mieszkańcom często brakuje pieniędzy na leczenie.

W stosunku do innych krajów afrykańskich Rwanda jest w dość dobrej sytuacji pod względem dostępu do wody pitnej, jednak zdarza się też, że trzeba pokonać kilka kilometrów, aby dojść do najbliższego źródła. Wodę nosi się w plastikowych pojemnikach na głowie. Ta z kranu jest tylko w miastach i to w nielicznych domostwach. Pomoc w tej materii niosą placówki Sióstr Służek, zaopatrzone w cysterny gromadzące wodę na trudny czas pory suchej.

Podobnie jak woda z kranu, także prąd to luksus dostępny jedynie dla ludzi bogatych, w mieście. Tubylcy przyzwyczaili się do „życia w ciemności” po 18.00. W razie potrzeby niektórzy mają świeczki, a bogatsi lampy naftowe.

Razem wszystko możliwe

Urokiem Rwandy są przysłowiowe tysiące wzgórz, ale te wzgórza są też jej utrapieniem. W porę deszczową silne tropikalne deszcze ściągają na drogę czerwoną ziemię z pól, zwłaszcza tam, gdzie nie ma żadnych zabezpieczeń. Tworzy się czasami takie błoto, że nawet silny terenowy samochód ma trudności z przejazdem. Innym problemem są urwiska, zapadające się z powodu braku odpływu dla wody deszczowej; tam, gdzie do tej pory była droga, nagle jej fragment znika dosłownie w ciągu kilku minut.

Do dziś naród Rwanda odczuwa konsekwencje dramatu ludobójstwa z 1994 r.: sieroty, wdowy, przepełnione więzienia, uchodźcy, poranione ludzkie serca... Tragedia ta pochłonęła z pewnością ponad milion ofiar w ludziach. Nie ma praktycznie takiej rodziny rwandyjskiej, która by wtedy nie ucierpiała i nie cierpi do dziś. Siostra Katarzyna podkreśla jednak, że Rwanda to nie tylko „kraj tysiąca problemów”, ale również „tysiąca rozwiązań”. Rozwiązań, których można i trzeba szukać najpierw w pięknych wartościach kultury tego narodu, a dopiero na drugim miejscu w pomocy z zewnątrz. - Razem wszystko jest możliwe - przekonuje misjonarka. Bo w Rwandzie nie tyle liczy się jednostka, co grupa. Ludzie najczęściej działają grupowo, w ramach rodziny, klanu, plemienia, regionu. Często solidaryzują się ze sobą, pomagają w trudnościach - według zasady, że nie ma takiego biednego, który nie znalazłby kogoś jeszcze biedniejszego. Wielką wartość narodu rwandyjskiego stanowi rodzina. Zawarcie związku małżeńskiego jest nie tylko indywidualną decyzją dwojga młodych ludzi, ale również swego rodzaju paktem między dwiema rodzinami. Dawniej to rodzice decydowali o tym, z kim zwiążą swoje życie ich dzieci, ale dzisiaj zdarza się to już raczej rzadko. Rodzina nie ogranicza się tylko do ojca, matki i dzieci, ale obejmuje szeroki krąg osób, nawet o dalekim stopniu pokrewieństwa.

Rodziny rwandyjskie są zazwyczaj wielodzietne i każde dziecko jest przyjmowane przez rodziców jako dar Boga. Dzieci, choć biedne i nierzadko głodne, są bardzo radosne. Także dorośli Rwandyjczycy mają w sobie wiele naturalnej radości bycia oraz dużą odporność na trudy życia, nie załamują się łatwo przeciwnościami, bardzo rzadko słyszy się o przypadkach samobójstw.

Wiele jest serc...

- Zawsze podziwiałam i podziwiam, jak szybko ten naród „powstał na nogi” po tragedii ludobójstwa, choć wiele serc jest jeszcze do dziś bardzo głęboko poranionych - konkluduje misjonarka i wskazuje też na wielki szacunek w kulturze rwandyjskiej dla osób starszych. Kiedyś w tradycji starsi byli jedynym źródłem mądrości życiowej, przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Dziś konkurują z nimi internet, radio czy komórka, ale pozycja seniorów nadal jest niepodważalna.

- Kiedy wyjeżdżałam do Rwandy jako młoda misjonarka - zwierza się dalej s. Katarzyna - wydawało mi się, że jadę tam przede wszystkim po to, aby dawać, dzielić się tym, co otrzymałam. Wraz z upływem czasu doświadczam, że o wiele więcej otrzymuję niż daję, szczególnie na płaszczyźnie kultury i wiary. Podziwiam wiarę wielu Rwandyjczyków, którzy ufają Bogu bez żadnych „podpórek zewnętrznych”. Wielu z nich budzi się rano i nie wie, czy znajdzie coś do zjedzenia na dany dzień. Spotkałam wiele osób, które w takich sytuacjach mówią: „Imana irahari”, tzn. „Bóg jest”, a jeżeli Bóg jest, to nie pozwoli, żebym umarł z głodu. Wielkim znakiem nadziei dla Rwandyjczyków jest Matka Boża z Kibeho, która nawiedziła rwandyjską ziemię w latach 1981-1983, objawiając się trzem uczennicom szkoły średniej i wzywając do modlitwy, do nawrócenia, do pokuty. Objawienia te zostały uznane przez Kościół za autentyczne i sanktuarium w Kibeho staje się miejscem wielu pielgrzymek, nie tylko z Rwandy, ale i z sąsiednich krajów, a nawet z Europy i Ameryki.

opr. awo

Życzenia z Rwandy

W radosnym czasie świąt Narodzenia Pańskiego życzę wszystkim Czytelnikom, aby Boże Dziecię, które przychodzi na ten świat z darem Miłości dla każdego człowieka, rozszerzało Wasze serca do coraz większej miłości. Pamiętajmy o tym, że wszyscy tworzymy jedną wielką rodzinę dzieci Bożych i „nie możemy być spokojni, kiedy pomyślimy o milionach naszych braci i sióstr, tak jak my odkupionych krwią Chrystusa, którzy żyją nieświadomi Bożej Miłości” (Jan Paweł II).

s. Katarzyna Grzybowska
Służka Najświętszej Maryi Panny Niepokalanej z Rwandy

opr. ab/ab



Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama