Czy tylko znak tradycji?

Nie milkną echa wyroku Trybunału Europejskiego w Strasburgu, dotyczącego obecności krzyża w klasach włoskich szkół


Ks. Andrzej Adamski

Czy tylko znak tradycji?

Nie milkną echa wyroku Trybunału Europejskiego w Strasburgu, dotyczącego obecności krzyża w klasach włoskich szkół. Wyrok i jego uzasadnienie wywołały prawdziwą burzę, a najczęstszą reakcją było oburzenie - i to nie tylko wśród ludzi wierzących.

Głos krytyki wobec tego orzeczenia wyrażali także przedstawiciele wyznań niechrześcijańskich, a nawet co bardziej rozsądni ateiści. Przez Włochy przetoczyła się fala czegoś, co można nazwać „obywatelskim nieposłuszeństwem” - oto bowiem mieszkańcy tego kraju na wyrok Trybunału odpowiedzieli masowym zawieszaniem krzyża w publicznych instytucjach: urzędach, szkołach, nie mówiąc już o stawianiu krzyży w przydomowych ogródkach.

Ostrożnie z argumentacją!

Sam fakt obrony krzyża na pewno cieszy. Jednak patrząc na podejmowane działania, czy też słuchając argumentacji niektórych obrońców obecności krzyża w życiu publicznym, nie mogłem opędzić się od łacińskiej maksymy: „Chroń mnie, Boże, od przyjaciół. Z wrogami sobie jakoś poradzę”.

Dlaczego? Otóż dlatego, że jednym z częściej podnoszonych argumentów stało się stwierdzenie, że krzyż ma prawo obecności w przestrzeni publicznej jako część tradycji kulturowej cywilizacji zachodniej. Jest to stwierdzenie szalenie niebezpieczne! Pójście tą drogą argumentacji to bowiem w jakiś sposób przyjęcie warunków dyskusji, narzuconych przez przeciwników krzyża - pomija bowiem zupełnie odniesienie do wartości nadprzyrodzonych. Nie neguję bynajmniej tego, że chrześcijaństwo i znak krzyża są wpisane w zachodnią kulturę - zwracam tylko uwagę, że pojmowanie krzyża jako symbolu tradycji i kultury jest wtórne. Krzyż wpisał się w kulturę i tradycję europejską, ponieważ przez całe wieki był w tej kulturze obecny jako symbol religijny, ponieważ tę kulturę zbudowano na wartościach, o których krzyż przypomina, i na antropologii - czyli wizji człowieka - której krzyż jest znakiem. Albowiem spór o obecność krzyża w życiu publicznym nie jest wcale sporem o tradycję i kulturę - to spór o antropologię.

Przesłanie płynące z krzyża

Co bowiem mówi nam krzyż? Mówi, że człowiek jest istotą słabą i grzeszną. Mówi o tym, że nasza ludzka natura wskutek źle pojętej wolności została skażona grzechem i jest skłonna do zła. Przypomina, że nikt z ludzi nie może się zbawić o własnych siłach i że odkupienie człowieka to niezasłużony dar i działanie ze strony Boga. Co za tym idzie, krzyż przypomina o istnieniu rzeczywistości nadprzyrodzonej: o tym, że świat został stworzony przez Boga. O tym, że człowiek nie jest centrum kosmosu, nie on dyktuje i narzuca prawa, które światem rządzą. To nie człowiek również jest źródłem norm moralnych - jego obowiązkiem staje się odczytywać prawdę o świecie i o sobie samym, i w oparciu o tę prawdę korzystać ze swej wolności. To również przypomnienie o ostatecznym celu życia człowieka, którym jest zbawienie - i właśnie temu celowi mamy podporządkować swe ziemskie życie.

Krzyż mówi nam także - paradoksalnie - o wielkiej godności człowieka. O tym, że jest on wielki i cenny w oczach Boga - tak cenny, że dla zbawienia ludzi Syn Boży pozwolił się poniżyć i zabić. A zatem dobrowolnie przyjęta porażka nie musi być klęską - może być zwycięstwem, którego szczyt to zmartwychwstanie.

To właśnie jest przesłanie płynące z krzyża. Dlatego też nie łudźmy się: on nigdy nie będzie zaakceptowany przez wyznawców teorii liberalnych. Zawsze będzie kłuł w oczy tych, którzy fundament praw stanowionych widzą nie w prawie naturalnym, streszczonym w Dekalogu, ale w zmiennych decyzjach bliżej nieokreślonej „większości”. A skoro tak myślący ludzie zdominowali unijne instytucje, więc nie dziwmy się, że większość działań przez nie podejmowanych będzie wroga wobec krzyża i chrześcijaństwa. I nie mówię tu bynajmniej o Parlamencie Europejskim, w którym są także partie i frakcje chadeckie czy konserwatywne. Mówię o całej rzeszy niewybieralnych i nieodwoływalnych, przed nikim właściwie nieodpowiadających urzędników, będących trybikami w unijnej biurokracji, której dokumenty i dyrektywy w praktyce mają dużo większe znaczenie niż te produkowane przez Parlament Europejski.

Znak sprzeciwu

I dajmy wreszcie sobie spokój z mrzonkami o tym, że krzyż ma łączyć i być symbolem otwartości - bo i takie poglądy zdarzyło mi się spotkać na łamach pewnego ogólnopolskiego dziennika, słynącego skądinąd z zamiłowania do swoiście i wybiórczo pojmowanej tolerancji. Krzyż jest znakiem zbawienia całej ludzkości - ale od początku ziemskiego życia Chrystusa było jasno powiedziane, że jest On przeznaczony na „znak, któremu sprzeciwiać się będą” (Łk 2, 34). Sam Chrystus nie miał co do tego złudzeń, gdy mówił: „Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam” (Łk 12, 51). Ta świadomość towarzyszyła też św. Pawłowi, gdy pisał: „Nauka bowiem krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia” (1 Kor 1, 18). Apostoł Narodów wiedział dobrze, iż ukrzyżowany Chrystus, którego głosi, „jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów, jak i spośród Greków, Chrystusem, mocą Bożą i mądrością Bożą” (1 Kor 1, 23). Zaś tak chętnie przywoływany przez miłośników tolerancji Jan Paweł II w encyklice „Veritatis splendor” stwierdził jasno, iż „w Chrystusie ukrzyżowanym znajduje Kościół odpowiedź na nurtujące dziś tak wielu ludzi pytanie o to, czy posłuszeństwo wobec uniwersalnych i niezmiennych norm moralnych może wyrażać szacunek dla jedyności i niepowtarzalności każdej ludzkiej osoby i nie zagrażać jej wolności i godności. (...) Chrystus ukrzyżowany objawia autentyczny sens wolności, w pełni go realizuje poprzez całkowity dar z siebie i powołuje swoich uczniów do udziału w tej samej wolności” (VS 85).

Zatem krzyż wiszący na ścianie nie jest symbolem historycznym - jest znakiem istnienia rzeczywistości nadprzyrodzonej, przed którą człowiek musi zgiąć kolana - jeśli jednak to zrobi, ta rzeczywistość uczyni go wielkim. Jest też wezwaniem do przyjęcia pewnej określonej postawy. W obronie krzyża nie chodzi tylko o to, by wieszać czy stawiać krzyże „na złość tym ze Strasburga”. Ważniejsze jest, by mój zewnętrzny szacunek wobec krzyża wypływał z wywyższenia go w moim sercu. A skoro tak, to również mam żyć na co dzień tak, jak uczy mnie Ten, który do krzyża dał się przybić, by okazać swą nieskończoną miłość wobec mnie.

opr. aw/aw



Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama