Obowiązek usprawiedliwiony wiarą

Echo katolickie 42(692) 9-15 października 2008


Agnieszka Warecka

OBOWIĄZEK USPRAWIEDLIWIONY WIARĄ

Po co jechać na Barbados, skoro tyle pracy jest w Polsce? Ks. Andrzej Rosiak oceny i dywagacje zastępuje przybliżeniem własnej drogi. - Jezus tak chciał - klaruje pallotyn. Dalej tłumaczy, że czytając Biblię nie można wyprzeć się świadomości Chrystusowego wezwania do wyjścia w świat i nauczania narodów.

- Chrzcijcie i głoście Ewangelię. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie! - powtarza za Pismem z sugestią, że nie powinno się obowiązku ewangelizacji zrzucać na bliźnich. A kończy puentą, iż do wyjechania na obcy ląd trzeba mieć... powołanie. - Przypominają mi się słowa Jana Pawła II, mówiącego, że żywotność Kościoła lokalnego mierzy się jego zaangażowaniem misyjnym. Zatem im większa troska o rozwój misji, tym więcej Boga w danej wspólnocie - podkreśla.

O. Wojciech Kobyliński ze Zgromadzenia Misjonarzy Klaretynów księdzem jest dopiero od 4 miesięcy i póki co misje zna jedynie z opowieści starszych współbraci oraz wizyt w Czechach, Niemczech czy na Białorusi (- Obecnie są to kraje misyjne! - zaznacza). I snuje wniosek, że świat woła dziś o Chrystusa, którego właśnie kapłani mają moc nieść. Podpytywany o odczytanie własnego powołania, utrzymuje, iż najważniejsza była propozycja przełożonego, którą przyjął w duchu posłuszeństwa. A choć pragnienia misyjne towarzyszyły mu od dawna (wstąpił do klaretynów!), nie planował pracy w kraju afrykańskim. - Pan Bóg nie daje mi tego, czego chcę, ale to, czego potrzebuję do szczęścia. Poza tym cnota dyspozycyjności jest niezwykle ważna w życiu misjonarza - podrzuca i wyjaśnia, że obecnie przebywa we Francji: szkoląc język i przygotowując się do misji w Wybrzeżu Kości Słoniowej.

Motywacją do posługiwania mieszkańcom Republiki Środkowoafrykańskiej w przypadku ks. Mariusza Raraka było odwieczne pragnienie pracy z najuboższymi i na odcinku zwanym pierwszą ewangelizacją. Wspominając, iż miał okazję by naocznie przekonać się o działaniu słowa Bożego i szatana, podpowiada, że Chrystus jest pełnią ludzkiego szczęścia. A wątpiącym w szczerość stwierdzenia wskazuje historię jako nauczycielkę spełnienia bez udziału Boga. - Także w Afryce ludzie czekają na światło, które rzuci blask na ich codzienność - daje preludium do sprawdzianu z wrażeń.

Pracująca w Wybrzeżu Kości Słoniowej s. Małgorzata Tomasiak potwierdza, że Afrykanie są świadomi możliwości egzystowania na wyższym poziomie. Jednak sami nie dają rady... - Kolonizatorzy popełnili błąd - sugeruje - zaszczepiając w nich nadzieje na lepsze jutro bez wskazówek jak je osiągnąć.

Nie tylko od ducha

Misyjną przygodę zakonnicy rozpoczął pobyt w Tunezji. - Są osoby, które czują powołanie do mówienia o Bogu milczeniem i obecnością - odpowiada zapytana o charakter posłannictwa w kraju, gdzie głoszenie Dobrej Nowiny utrudniał zakaz. Towarzyszące s. Małgorzacie pragnienie „więcej” ziściło się w momencie oddelegowania jej do pracy w Afryce Zachodniej. Wybrzeże Kości Słoniowej, Togo i ponownie Wybrzeże - wymienia misyjne placówki. A czym zajmowała się konkretnie? - Charyzmatem zgromadzenia jest służba wychowawcza. Jednak pracując na parafii, ma się do czynienia z ludźmi w różnym wieku - wyjaśnia.

Jeśli chcemy serio potraktować misyjny nakaz Jezusa, mamy do wyboru 2 warianty: wsparcie duchowe i finanse. Misje potrzebują ich obu.

W Republice Środkowej Afryki ks. Mariusz Rarak przebywał 5 lat. - Diecezja Berberati - konkretyzuje. Z 3 kapłanami ze Stowarzyszenia Misji Afrykańskich i parą świeckich wolontariuszy byli posłani do ewangelizacji Pigmejów. A ponieważ proza życia zaskakuje... Ks. M. Rarak uzupełnia listę 4 pionów działalności (głoszenie Dobrej Nowiny, służba zdrowiu, rolnictwo i prawa człowieka) sugestią, że misjonarz musi być nie tylko od spraw duchowych, ale też znać się na pielęgniarstwie, kuchni, kielni czy elektryce.

- Jestem już doświadczonym misjonarzem - żartuje ks. Andrzej Rosiak. Wyświęcony w 2000 r. podczas studiów z teologii pastoralnej na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego został mianowany kapelanem Sióstr Misjonarek Świętej Rodziny w Legionowie. Decyzję o wyjeździe podjął po skończeniu studiów w 2007 r. Jesienią udał się do Szkocji na kurs językowy. Misjonarzem na wyspie jest od 22 lipca.

Klimat, komary i katechizacja

Wyjadą - i co dalej? Czy można być obywatelem Unii Europejskiej i świata jednocześnie? Wśród rozbieżności trudnych do zaakceptowania na pierwszy rzut oka, pallotyn wskazuje klimat. - Na Barbadosie wilgotność powietrza sięga 90%, a odczuwalna temperatura oscyluje wokół 40 stopni. Druga rzecz to język - sugeruje. - Oficjalnie mówi się tu po angielsku. Jednak miejscowi porozumiewają się w slangu bajan. Także ludzie na Barbadosie są inni i nie tylko z powodu koloru skóry. Największe różnice dotyczą mentalności i tempa. - Na wyspie żyje się o połowę wolniej - wyjaśnia z zaznaczeniem, że jedynym wyjściem jest dostosowanie się do zastanego rytmu funkcjonowania.

Ks. Rarak do mentalności dodaje zabobon. Napomina przy tym o szokującej nędzy i braku postępu cywilizacyjnego. Tymczasem według s. Tomasiak sposobem na poskromienie niedogodności jest pozytywne nastawienie. Zaś do zestawu z klimatem dorzuca wyżywienie. - Jedzą bardzo pikantnie - mówi o podopiecznych, a jako alternatywę wskazuje kuchnię polsko-afrykańską. Wspomina też o komarach i malarii. W kwestii osobowości Afrykanów zakonnica zajmuje jednoznaczne stanowisko. - Jeśli człowiek uzmysłowi sobie po co tu jest, będzie starał się znaleźć rozwiązanie - potwierdza.

- Księża muszą koncentrować się na tym, w czym nie zastąpi ich nikt inny: sprawują Eucharystię, głoszą kazania, spowiadają, przygotowują katechetów... i po prostu są! - o. Kobyliński wskazuje na znaczącą pomoc osób świeckich w placówkach misyjnych. To oni zajmują się kancelarią parafialną i katechizacją. Prowadzą parafialny Caritas oraz są liderami licznych grup charyzmatycznych. - Stara prawda mówi, że dobry misjonarz to przede wszystkim misjonarz żywy! Dlatego musi umieć o siebie dbać... A nawet przy zawężonym zakresie obowiązków pracy jest tyle, że do niektórych wiosek dociera się raz na miesiąc albo i rzadziej - uściśla klaretyn.

Wielkie „bum”

Jednak bytowe trudności wydają się być pestką w zderzeniu z lokalnymi wierzeniami. - Pigmeje mają swoją kulturę i własny język. A dzięki życiu w symbiozie z naturą nie zatracili naturalnej wrażliwości na piękno. Są też predysponowani muzycznie: pięknie tańczą i śpiewają, co niezwykle ubogaca liturgię - ze słów misjonarza w Republice Środkowej Afryki wynika, iż mieszkańcy mają świadomość istnienia Boga, ale sądzą, że jest On daleko od człowieka. Zaś za pośredników między sobą a Nim uważają duchy. - Naszym zadaniem jest ukazanie im Chrystusa jako Syna Bożego, który przychodzi od Ojca, by dać nam siebie i aby nas zbawić. Wbrew Afryce, wśród Pigmejów panuje monogamia, co ułatwia głoszenie nauki o nierozerwalności małżeństwa - sugeruje ks. Rarak.

Natomiast s. Tomasiak wnioskuje, że zderzenie religii z chrześcijaństwem prowokuje nieraz wielkie „bum” także dlatego, że kultywowane tradycje nie zawsze są sprawiedliwe. - Często wręcz upokarzające dla członków plemienia - zaznacza i podaje przykład wdowy. - Tradycja każe najpierw ją winić za śmierć męża, a jako winowajczynię pozbawić wszelkiego mienia łącznie z wypędzeniem z domu, który budowali wspólnie z mężem. Bez przejmowania się, kto wyżywi ją i sieroty. Nieludzkie - ocenia zakonnica. Kończy zapewnieniem, że misjonarze dzień po dniu starają się przybliżyć Chrystusa Afrykańczykom, aby ci w imię miłości do Niego znajdowali siłę do usuwania ze swojej tradycji wszystkiego, co uderza w ludzką godność.

A jak jest w Barbados? - Na zamieszkałej przez 280 tys. ludzi wyspie istnieje obok siebie ponad 100 różnych kościołów i wyznań. To ewenement w skali świata! - zdradza ks. Rosiak. - Katolicy na Barbados nie są zagrożeniem dla religii lokalnych, stanowią bowiem zaledwie 5% mieszkańców. Dlatego też trudno mówić tu o inkulturacji. Widać raczej ogromną potrzebę naszych księży wśród miejscowych katolików. Barbados cierpi na brak powołań, a wierzący potrzebują sakramentów - tłumaczy.

Wsparcie duchowe i finanse

Okazją do świadectwa z misyjnej wyobraźni jest niedziela, 19 października. Tymczasem nie brakuje opinii, że trudno pomagać narodom, których się nie zna. Poza tym także w Polsce ubóstwo zatacza coraz szersze kręgi... - Nasz wielki rodak w encyklice „Redemptoris missio” napisał, że Kościół, który nie jest prawdziwie misyjny, nie jest prawdziwym Kościołem - ks. Rorak broni stanowiska, że misje to obowiązek usprawiedliwiony wiarą.

Jedną z form pomocy jest zbiórka. Dlaczego warto podzielić się groszem? - Ponieważ w dzisiejszym świecie posługujemy się pieniędzmi - konkretyzuje ks. Rosiak. - A jeśli chcemy serio potraktować misyjny nakaz Jezusa, mamy do wyboru 2 warianty: wsparcie duchowe i finanse. Misje potrzebują ich obu. Pieniądze są po prostu potrzebne do życia - podkreśla i prosi. O modlitwę w intencji misji na Barbadosie. - Raju, w którym tak bardzo brakuje Boga.

O. Kobyliński wyjawia, iż również osobiście zna ludzi o których wie, że stale za nim proszą. A w ten sposób mają oni także realny udział w zleconej mu misji. - Jako drugi środek wymieniłbym pogłębianie świadomości misyjnej. Misjonarze nie biorą się znikąd! - zastrzega. Jak to zrobić? - Wiele zgromadzeń zakonnych prowadzi prokury misyjne - wskazuje jedną z dróg. - By do nich dotrzeć, wystarczy chwilę poszperać w internecie. Trzeba tylko chcieć! Ale to chyba najtrudniejsze... - kończy.

 

opr. aw/aw



Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama