Święta z drugiego rzędu

O świętej Faustynie Kowalskiej


Ks. Paweł Siedlanowski

Święta z drugiego rzędu

Z pisaniem o świętych jest jak z jedzeniem pączków. Nie znam osoby, która by ich nie lubiła, ale bywa, że świadomość posklejanych lukrem palców, pudru na ustach (zwłaszcza gdy gospodarz zapomniał podać serwetki) i na ubraniu sprawia, że odmawiamy poczęstunku i grzecznie odpowiadamy „dziękuję”. Co zatem napisać o św. siostrze Faustynie, skądinąd przecież uważanej za jedną z największych mistyczek, aby znów nie wyszło cukierkowato, nierealnie — by świętość nie ociekała słodyczą, która podana w nadmiarze, zniesmacza?

Była średniego wzrostu, ruda i piegowata. Inna niż na znanych nam dziś obrazach... Niewykluczone, że na wielu zdjęciach, które zachowały się z minionychczasów, nie widnieje Faustyna, tylko inne zakonnice - ważniejsze, stojące wyżej w hierarchii. Kto wtedy prostej siostrze robiłby zdjęcia?

W parze z ubóstwem

Bieda od zawsze była jej towarzyszką. Helenka przyszła na świat 25 sierpnia 1905 r. w okolicach Łodzi, w małej wiosce Głogowiec, w której nie było ani szkoły, ani kościoła. Była trzecim z dziesięciorga dzieci. Ojciec pracował dodatkowo jako stolarz, ale starczało to jedynie na zaspokojenie podstawowych potrzeb. Dziewczynki chodziły do kościoła wtedy, gdy przypadała na nie kolej używania „świątecznych” sukienek. Kiedy Helena zostawała w niedzielę w domu, zaszywała się w kąt sadu i odmawiała modlitwy z książeczki do nabożeństwa. Z krótkiego okresu szkolnego wyniosła m.in. bolesne wspomnienie dzieci naigrawających się z jej nędznych ubrań.

Od 14 roku życia zaczęła pracę jako służąca. Napisała później, że już w wieku siedmiu lat usłyszała „głos Boga w duszy, czyli zaproszenie do życia doskonalszego”, ale chociaż stale o tym pamiętała, nie potrafiła go wcielić w konkretną decyzję. Przełomem była... zabawa taneczna w łódzkim parku. Ukazał jej się wtedy umęczony Jezus i zapytał: „Dokąd cierpiał i dokąd Mnie zwodzić będziesz?” (Dz. 9). W tym jednym momencie rozwiały się wszelkie wątpliwości. Spakowała się i wyruszyła do Warszawy. Tutaj jednak napotkała na spore trudności. Dziewczyna bez posagu, bez wykształcenia, z doświadczeniem pracy tylko służącej, nie była zbyt chętnie widziana w murach klasztornych. W końcu zadzwoniła do furty Zgromadzenia Sióstr Matki

Bożej Miłosierdzia przy ul. Żytniej 3/9. Została. Po rocznej pracy (zarabiała na posag) przyszły kolejne etapy formacji zakonnej, zakończone ślubami wieczystymi, złożonymi w Krakowie 1 maja 1933 r. Skierowano ją do Wilna, gdzie spędziła trzy lata. Tam zaczął powstawać „Dzienniczek”.

Oszustka czy mistyczka?

W lutym 1938 r. św. Faustyna zanotowała: „Wysyłam ciebie - mówił do niej Jezus - do całej ludzkości z Moim miłosierdziem. Nie chcę karać zbolałej ludzkości, ale pragnę ją uleczyć, przytulając (...) do swego miłosiernego Serca (Dz. 1588). Jesteś sekretarką Mojego miłosierdzia; wybrałem cię na ten urząd w tym i przyszłym życiu (Dz. 1605), abyś dawała duszom poznać Moje wielkie miłosierdzie, jakie mam dla nich, i zachęcała je do ufności w przepaść Mojego miłosierdzia (Dz. 1567). Tak chcę, pomimo wszystkich przeciwności, jakie ci stawiać będą.” Co czuła Faustyna, gdy słyszała takie i inne, podobne słowa? Co myślała, gdy Jezus porównywał jej misję do zadań, jakie otrzymywali starotestamentalni prorocy? (Dz.588) Siostry, gdy próbowała im mówić o objawieniach, pukały się palcem w czoło. Ks. Michał Sopoćko wysłał ją na badania psychiatryczne. Pamiętała objawienie, jakie otrzymała podczas ceremonii nałożenia habitu - tak je potem opisała w „Dzienniczku”: „W chwili obłóczyn Bóg dał mi poznać, jak wiele cierpieć będę. Widziałam jasno, do czego się zobowiązuję. Była to jedna minuta cierpienia. Bóg znowu zalał moją duszę pociechami wielkimi” (Dz 22). Słowa Jezusa miała w pamięci, ale, traktowana niezbyt poważnie, bardzo cierpiała.

Bolało niezrozumienie, z jakim się spotykała, sposób patrzenia na nią jak nieszkodliwą wariatkę. Potem zaczęło się wszystko zmieniać. Przetrwała, ponieważ zaufała do końca. Czas zweryfikował szczerość jej intencji, pokorę i świętość.

Nie bój się, ja idę z Tobą...

Zaskoczył mnie wpis na jednym z blogów. Autor zatytułował go: „Faustyna Kowalska, wysłanniczka Pana Piekieł”. „Dlaczego wysłanniczka piekieł?” - napisał. „Może i nasz język w tym tytule jest ostry, ale taka jest prawda. Skąd to wiemy? Czy mamy na to dowody? Owszem jest wiele dowodów, że rzekome proroctwa Faustyny są sprzeczne ze słowem Boga. Bóg nie objawia czegoś, bo niby zapomniał napisać o tym w Biblii. Jeśliby te proroctwa miały Boże przesłanie, byłyby udokumentowane słowem Bożym. A tak niestety nie jest. Jej proroctwa wręcz zaprzeczają Biblii. Może i o tym sama Faustyna nie wiedziała, ale szatan objawiał jej się w postaci Jezusa. Bóg w proroctwach Faustyny Kowalskiej zaprzecza swemu słowu! Bóg nigdy by nie zaprzeczył swemu słowu, więc komu mamy ufać: Kowalskiej, dzienniczkowi, czy Biblii?” Autor próbuje dalej uzasadniać swoją tezę dość wątłymi argumentami, które dowodzą jedynie jego ignorancji i skąpej wiedzy teologicznej.

Obecność Ducha Świętego w Kościele zakłada rozwój, pogłębienie prawdy, jaka została w nim złożona przez Chrystusa (por. J 16, 12-13). Orędzie miłosierdzia, które św. Faustyna otrzymała od Jezusa, nie zawiera niczego, co nie zostałoby objawione w Biblii, nie miałoby zakorzeniania w nieskończonej miłości Boga do człowieka, której najpełniejszym obrazem stał się krzyż. Mówił o tym Jan Paweł II w homilii podczas Mszy św. kanonizacyjnej. Najkrócej rzecz ujmując, należałoby powiedzieć, że treść Ewangelii została - poprzez orędzie miłosierdzia przekazane s. Faustynie Kowalskiej - przetłumaczona na współczesny język, w pełni zrozumiały dla świata, który w XX w., jak w żadnym innym, doświadczył „czasu niemiłosierdzia”... Tu nie ma żadnego zgrzytu. Nie zawsze jednak tak było. Faktem jest, że kontrowersje wokół postaci, którą dziś powszechnie uznaje się za jedną z największych mistyczek, jak też niejasności nagromadzone wokół jej dzieła, sprawiły, że - o czym się dziś mało pamięta - w 1959 r. Święte Oficjum wydało dekret zakazujący szerzenia kultu Jezusa Miłosiernego w takiej formie, jak to zostało przypisane Faustynie. Również księdzu Sopoćce, spowiednikowi i duchowemu powiernikowi siostry Faustyny, zabroniono propagowania informacji o przesłaniu, jakie otrzymała od Jezusa. Zakaz odwołał w 1978 r. dopiero Jan Paweł II. Może to dziś szokować. Dlaczego tak się stało? Odpowiedź jest prosta: wysiłek teologów i duszpasterzy zmierzał do oczyszczenia kultu z niewłaściwych naleciałości, jakie dodano do niego w trakcie pierwszej fazy jego żywiołowego rozpowszechniania. Temu ostatniemu zadaniu służyło między innymi wydawanie serii publikacji teologicznych w Rzymie, Paryżu oraz Londynie. Istniało niebezpieczeństwo subiektywnego tłumaczenia słów Jezusa, zapisanych przez św. Faustynę, oderwania ich od całości orędzia zbawienia czy nawet prób zastępowania nimi Ewangelii. Bardzo zagadkowo brzmi fragment opinii, jaką swojej wileńskiej podopiecznej wystawił ks. Michał Sopoćko.

W dokumencie powstałym w 1952 r. na potrzeby procesu informacyjnego w sprawie opinii o świętości życia, cnót, cudów Służebnicy Bożej Marii Faustyny Kowalskiej napisał: „W 1934 r., w lecie, przez kilka tygodni byłem nieobecny, a siostra Faustyna nie zwierzała się innym spowiednikom ze swoich przeżyć. Po powrocie dowiedziałem się, że spaliła swój dzienniczek w następujących okolicznościach: ponoć zjawił się anioł i kazał wrzucić go do pieca, mówiąc: „Głupstwa piszesz i narażasz tylko siebie i innych na wielkie przykrości. Cóż ty masz z tego miłosierdzia. Po co czas tracisz na pisanie jakichś urojeń! Spal to wszystko, a będziesz spokojniejsza i szczęśliwsza!” Jak wielkim zagrożeniem już wtedy była dla złego ducha treść objawień, skoro postanowił posłużyć się na właściwy dla siebie sposób intrygą, by przeszkodzić Jezusowi? Nie pierwsza to i nie ostatnia próba. Wiele trudnych chwil przed nami. Boże miłosierdzie to sól w szatańskim oku. Co zrobić, by nie zwątpić, aby nie dać się zwieść owej diabelskiej „dobrej nowinie”? W zeszycie szóstym s. Faustyna opisuje swoje spotkanie z osobą, ze strony której doświadczała wielu przykrości. Gdy któregoś dnia wychodziła z kościoła z nabożeństwa majowego, ten ktoś, wraz z innymi, już czekał na nią. Chciała zawrócić. Wtem usłyszała słowa Jezusa: „Nie bój się, ja jestem z tobą”. „Uczułam w duszy taką siłę - napisała potem w „Dzienniczku” - że nie umiem tego nawet wypowiedzieć, a będąc już parę kroków od nich, powiedziałam głośno i śmiało: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! A oni, ustępując z drogi, odpowiedzieli: Na wieki wieków. Amen. Jakby piorunem rażeni spuścili głowy, nie śmiejąc ani spojrzeć na mnie” (Dz. 1704). Oto odpowiedź.

MIŁOSIERDZIE - DRUGIE IMIĘ MIŁOŚCI

Doznaję dziś naprawdę wielkiej radości, ukazując całemu Kościołowi jako dar Boży dla naszych czasów życie i świadectwo Siostry Faustyny Kowalskiej. Zrządzeniem Bożej Opatrzności życie tej pokornej córy polskiej ziemi było całkowicie związane z historią XX w., który niedawno dobiegł końca. [...] Jezus powiedział do Siostry Faustyny: „Nie znajdzie ludzkość uspokojenia, dopokąd się nie zwróci z ufnością do miłosierdzia mojego” (Dz., 300). Za sprawą polskiej zakonnicy to orędzie związało się na zawsze z XX wiekiem, który zamyka drugie tysiąclecie i jest pomostem do trzeciego. Nie jest to orędzie nowe, ale można je uznać za dar szczególnego oświecenia, które pozwala nam głębiej przeżywać Ewangelię Paschy, aby nieść ją niczym promień światła ludziom naszych czasów. [...] Kanonizacja Siostry Faustyny ma szczególną wymowę. Poprzez tę kanonizację pragnę dziś przekazać orędzie miłosierdzia nowemu tysiącleciu. Przekazuję je wszystkim ludziom, aby uczyli się coraz pełniej poznawać prawdziwe oblicze Boga i prawdziwe oblicze człowieka. Miłość Boga i miłość człowieka są bowiem nierozłączne, jak przypomina Pierwszy List św. Jana: „Po tym poznajemy, że miłujemy dzieci Boże, gdy miłujemy Boga i wypełniamy Jego przykazania” (5, 2). W takich słowach Apostoł wyraża prawdę o miłości, wskazując, że jej miarą i kryterium jest wypełnianie przykazań. Nie jest łatwo miłować miłością głęboką, która polega na autentycznym składaniu daru z siebie. Tej miłości można nauczyć się jedynie wnikając w tajemnicę miłości Boga. Wpatrując się w Niego, jednocząc się z Jego ojcowskim Sercem, stajemy się zdolni patrzeć na braci nowymi oczyma, w postawie bezinteresowności i solidarności, hojności i przebaczenia. Tym wszystkim jest właśnie miłosierdzie! [...] Siostra Faustyna Kowalska napisała w swoim Dzienniczku: „Odczuwam tak straszny ból, kiedy patrzę na cierpienia bliźnich; odbijają się w sercu moim wszystkie cierpienia bliźnich, ich udręczenia noszę w sercu swoim, tak, że mnie to nawet fizycznie wyniszcza. Pragnęłabym, aby wszystkie bóle na mnie spadały, by ulżyć bliźnim” (Dz., 1039). Oto do jakiego stopnia współodczuwania prowadzi miłość, kiedy mierzona jest miarą miłości Boga! Ta miłość powinna inspirować współczesnego człowieka, współczesną ludzkość, aby mogła stawić czoło kryzysowi sensu życia, podjąć wyzwania związane z różnorakimi potrzebami, a przede wszystkim, by mogła wypełnić obowiązek obrony godności każdej ludzkiej osoby. W ten sposób orędzie o Miłosierdziu Bożym stanie się pośrednio również orędziem o niepowtarzalnej godności, wartości każdego człowieka. W oczach Bożych każda osoba jest cenna, za każdego Chrystus oddał swoje życie, każdemu Ojciec daje swego Ducha i czyni go bliskim sobie.

Jan Paweł II, fragm. homilii Mszy św. kanonizacyjnej św. s. Faustyny. Rzym, 30 kwietnia 2000 r.

opr. aw/aw



Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama