Pocieszycielko strapionych, módl się za nami

Co to znaczy, że Maryja jest Pocieszycielką Strapionych i jak działa jej pocieszająca opieka?

Serce matki bije przy dzieciach... Pani Zosia zrozumiała sens tych słów, kiedy małżeństwo starszej córki wkroczyło na niebezpieczny zakręt. Nie poddała się, pomna księżowskiej nauki, że Ta, która wyprosiła cud w Kanie, dopomoże w dochowaniu ślubowanej miłości i wierności.

Zofia Czerska jest wdzięczną Bogu za łaski, jakimi ją obdarza, żoną, matką i babcią. A gdyby niebo pozostało głuche na prośby zrozpaczonej kobiety, nadal wierzyłaby w pomoc Opatrzności?

Chwalcie łąki

- Moje dziecko, a czy modlitwa komuś zaszkodziła? - pyta z przekąsem. Czasu mało, a pani Zosia o swoim życiu pod płaszczem Maryi mogłaby opowiadać godzinami. Wspomina rodzinny dom i babcię, pierwszą nauczycielkę na drodze do Boga. - Dawniej „majówki” odbywały się po domach. Schodziła się cała wieś, a dzień, w którym miała być śpiewana litania, stawał się świętem! Gospodarz śpiewał: „Dozwól nam chwalić Cię, Panno Święta”, na co pozostali odpowiadali: „I daj nam moc przeciwko nieprzyjaciołom Twoim”. Później „Chwalcie łąki” albo „Królowej Anielskiej śpiewajmy”. I kolejne wezwania do Maryi, a każde z nich wyzwalało w sercu pragnienie, by być jak Ona: najczystsza, najmilsza, wierna, łaskawa... W człowieka wstępowała chęć do życia, a wieczorna „majówka” była najbardziej wyczekiwanym momentem dnia - opowiada.

Byle w zgodzie

Życie weryfikuje młodzieńcze marzenia. Jednak pani Zosia nie narzeka. Mąż był trudnym człowiekiem. Jak się zaciął, i tygodniami nie miała do kogo ust otworzyć. Nie poddawała się jednak, wierząc, że skoro Bóg postawił go na jej drodze, musiał mieć cel. - A potem to już się nie mógł beze mnie obejść. Co kazałam, robił. Do kieliszka nie zaglądał. No a na budowanie więzi to i czasu było mało. Wiadomo: wieś, praca, rodziły się dzieci. Ale ojcem był dobrym i do wspólnej modlitwy zawsze klękał - podkreśla. Kobieta wspomina, jak wpajała córkom, że tylko modlitwa pozwoli im znaleźć w przyszłości dobrego męża oraz że życie z Bogiem jest gwarantem małżeńskiej trwałości i tego, że człowiek pozostanie człowiekiem. - Byle nie popłynąć ze światem. A wspólny pacierz najtwardszą pięść wyprostuje i największy żal pozwoli wypłukać. Lepiej skromniej, ale w zgodzie. No a gdzie miłość i zgoda, tam wiadomo... - kwituje.

Pocieszycielko strapionych, módl się za nami

 źródło: photogenica.pl

Majowa noc

Kiedy córki rozpierzchły się po świecie, w rodzinnym domu została najstarsza z mężem. - Potrzebowaliśmy pomocy, mój już niedomagał. No i była nadzieja, że praca nie pójdzie na zmarnowanie, że ktoś to dzieło będzie kontynuował. Wtedy zdarzył się ten straszny wypadek - zdradza. Milczy dłuższą chwilę. Następnie, jakby na usprawiedliwienie, podkreśla, że przecież każdy dzień rozpoczynała modlitwą do Anioła Stróża, by miał w opiece jej rodzinę, by żadne zło nie stawało w poprzek domownikom. - Widać potrzebne było nam to oczyszczenie - kwituje. I w kilku słowach relacjonuje przebieg majowej nocy, która stabilny świat Czerskich wywróciła do góry nogami. - Zięć wracał traktorem z pola. Prosta droga od lasu, ani żywego ducha. Zaklinał się, że nie widział tego motoru. A jaka była prawda? Zginął młody człowiek z naszej miejscowości. Może i nie wina Zbyszka, ale jak ludzie wezmą na języki, to już nie ma życia.

Tylko cud

Rodzina zabitego nie mogła darować winowajcy, a on nie mógł przebaczyć sobie. Na nic zdały się tłumaczenia, że nieszczęścia chodzą po ludziach, że widać świeca zmarłego miała krótki płomień. - Nasz nie poszedł siedzieć, ale co z tego? Zapadł się w sobie, zaczął pić. Mąż nie mógł znieść chodzenia opłotkami i wkrótce zmarł na zawał. Ale ja się nie poddałam - pani Zosia wspomina, jak spowiednik powiedział jej, że ból matki zrozumie tylko Ta, której serce miecz przeniknął. - Zaczęłam uciekać się pod Jej obronę i obiecałam sobie, że nie odpuszczę, dopóki nie zrozumiem. Nie umiałam pomóc dzieciom, ale wierzyłam, że Pan Bóg znajdzie rozwiązanie każdej trudnej sprawy. Wierzyłam, że Maryja jest moją orędowniczką, a Syn nie odmówi Jej prośbie. „Kana” to nie wydarzenie z przeszłości, tylko cud, który odnawia się każdego dnia. Wystarczy zaufać i prosić.

Póki życia

Cud stał się przed Wigilią. - Zięć podpisał na Adwent i wytrwał w trzeźwości. Szykowaliśmy się na kolację, kiedy nagle ktoś zapukał do drzwi - pani Zosia wzrusza się na wspomnienie zimowej nocy sprzed niemal 20 lat. Spóźnionym gościem okazał się ojciec zabitego chłopaka. - „Ja wam wybaczam i wy nam wybaczcie” - powiedział. Czy to nie był cud? - entuzjazmuje się. - Powiem ci, dziecko, coś jeszcze - kontynuuje. - Zabity chłopak był jedynakiem, a pracy w obejściu dużo. Zbyszek zaczął pomagać w ich gospodarstwie. Z czasem traktowali go jak swojego. A dla mnie to całe przeżycie jest potwierdzeniem prawdy, że Pan Bóg z każdego zła potrafi wyprowadzić dobro. Mój zięć jest dziś i naszą podporą - podkreśla, dodając: - Ile razy wspominam przeszłość, przypomina mi się fragment z Ewangelii o synu marnotrawnym, który zaginął, a odnalazł się. Dziś nie martwię się już o rodzinę. Wierzę, że Matka Boża ma ją w swojej przemożnej opiece, a każde wezwanie Litanii Loretańskiej, którą odmawiam codziennie, jest moim podziękowaniem. I dopóty życia, będę Ją wielbić za tę wielką łaskę, jakiej pozwoliła być mi świadkiem. Póki życia...

AGNIESZKA WARECKA
Echo Katolickie 21/2012

Niezbędne do życia światło i pokój

Zapytanie o wpływ „majówek” na nabożeństwo do Matki Bożej Helena Sosnowska kwituje wyznaniem, które stało się jej życiowym mottem: „Maryja jest drogą do Boga!”.

To za Jej pośrednictwem pani Helena wnosi prośby o codzienną pomoc i błogosławieństwo. Zaznacza przy tym, że z bólem słyszy opinie: „Oby Maryja nie przesłoniła wam Jezusa”. - Ona nie tylko nie przesłania Syna, ale prowadzi do Niego. Jest najdroższą pośredniczką łask i orędowniczką przed Bożym tronem. A przede wszystkim wzorem miłości, jakiej nam wszystkim dziś brakuje - tłumaczy.

Zasiany plon

Moja rozmówczyni nie ukrywa, że w czci i miłości do Matki Bożej wzrastała od dziecięcych lat. - Mieszkałam na wsi. W moim rodzinnym domu odprawiały się „majówki”. To były lata 40-50. Ojciec przewodniczył nabożeństwu, na które schodziła się cała wieś. Rodzice byli zelatorami kółek różańcowych - wyjaśnia. - Nawet po latach, planując odwiedziny, musieliśmy mieć na względzie, że pierwsza niedziela miesiąca jest w naszym domu dniem modlitewnego spotkania - wspomina. A kończy zapewnieniem, że dawne „majówki” na tyle zakorzeniły się w jej sercu, iż litanię zna na pamięć, zaś każde jej kolejne wyzwanie staje się uwielbieniem miłości, jaką Matka Boża obdarza każdego z nas.

Wierna wezwaniu

- Z Maryją zaczęło się moje życie. Całe moje życie było z Maryją - o wierności tym słowom świadczy wspomnienie okoliczności zamążpójścia. Pani Helenka przyznaje, że modliła się o dobrego męża. A kiedy pojawił się kandydat, na jej propozycję, by pójść na spacer, powiedział: „Chodźmy lepiej na różaniec”. - Był październik. I tym jednym zdaniem mnie przekonał - opowiada po latach. - Wiedziałam, że jeśli on ufa Maryi, to jest dobrym człowiekiem i będzie dobrym mężem. Nie zawiodłam się - zdradza. - Razem modlimy się, uczęszczamy na nabożeństwa maryjne, w duchu zawierzenia wychowywaliśmy też nasze dzieci.

Sens modlitwy różańcowej pani Helena odkryła podczas pieszej pielgrzymki na Jasną Górę. Od tego czasu podjęła się również codziennego uczestnictwa we Mszy św. Pielgrzymka do Medjugorie zaowocowała zaś głębią umiłowania modlitwy różańcowej. Kult do Maryi wzbudził ponadto w sercu H. Sosnowskiej pragnienie wyjechania do Ziemi Świętej z posługą wolontariacką. A kiedy problemy postawiły wyjazd pod znakiem zapytania, usłyszała w sercu podpowiedź, by z wiarą i zaufaniem oddać je Matce Bożej. Wierna wezwaniu stanęła na uświęconej ziemi, zaś czas spędzony w samarytańskiej służbie stał się lekcją prawdziwej miłości.

Pani Helena podkreśla, że wiara w orędownictwo Matki Bożej pozwoliła przetrwać jej rodzinie wiele życiowych zawirowań. - Różaniec w połączeniu z rozważaniem Ewangelii i uwielbieniem Maryi daje niezbędne do życia światło i pokój w sercu - tłumaczy. Wyznaje też, że szczególnie bliskie jest jej zawołanie, jakim rozpoczyna modlitwę: „Niepokalana Matko zawierzenia, oddajemy się Tobie bez zastrzeżeń”.

W postawie służby

H. Sosnowska skupia się na jeszcze jednej kwestii: - Modlić się w intencjach Matki Bożej, to modlić się razem z Nią. Przez pośrednictwo Maryi Bóg wysłuchuje naszych próśb. Ona modli się ze mną za tych, za których i ja proszę... A taka modlitwa musi przynieść owoce - tłumaczy. I kończy zapewnieniem, że życie w postawie służby - na wzór Służebnicy Pańskiej - skutkuje pozyskiwaniem przyjaciół i powszechnym szacunkiem.

WA

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama