Zapamiętaj imię swoje

Artykuł z tygodnika Echo katolickie 08 (712)


Ks. Jacek Wł. Świątek

Zapamiętaj imię swoje

Kilka tygodni temu jako sensacyjną wiadomość podano w prasie, że proboszcz jednej z parafii w Chorwacji postanowił płacić swoim parafianom 1000 kun (około 140 euro) za nadawanie tradycyjnych imion dzieciom.

Zgłębiając podaną informację, można było dowiedzieć się, że duchowny wypłacał rodzicom dzieci w formie prezentu na chrzciny ową kwotę, jeśli nadane imię było imieniem któregoś z dziadków dziecka, imieniem świętego, którego wspomnienie obchodzono w bliskości dnia urodzin dziecka, ewentualnie, gdy było to tradycyjne chorwackie imię. Oczywiście społeczność internetowa zareagowała momentalnie, wyrażając szczerą dezaprobatę dla działania duchownego. Wydaje mi się ta reakcja lekko dziwna, wszak internauci powinni pochwalić księdza, gdyż, sądząc z różnych wpisów w sieci, jest on pierwszym zanotowanym duchownym, który za posługę sakramentalną nie bierze ofiary, ale jeszcze daje pieniądze od siebie. Warto jednak głębiej zastanowić się nad tą wiadomością, bo wbrew pozorom nie chodzi tutaj tylko o zabieg marketingowy, ale dokonujące się zmiany kulturowe.

Po co imię, PESEL nie wystarczy?

Kiedy człowiek zaczyna zastanawiać się nad etymologią własnego imienia, wówczas dostrzega, że każde imię posiada swoje znaczenie. Powstając jako zbitek kilku wyrazów lub po prostu jako zastosowanie jakiegoś przymiotnika lub rzeczownika, wyraża którąś z cech osoby je noszącej. Andrzej oznacza człowieka mężnego, Dorota oznacza dar od Boga, zaś Sebastian oznacza kogoś dostojnego. Przykłady można mnożyć. Takie rozumienie imion znajdujemy w Piśmie św. Szczególnie, gdy Bóg dokonuje zmiany imienia człowieka, aby w ten sposób podkreślić misję, jaką ma on do wykonania. Dzisiejsza kultura zdaje się zapominać o takiej funkcji imienia. Wydaje się, że dokonujące się zmiany kulturowe uznają imię za czynnik odróżniający jednego człowieka od drugiego. W tym kontekście nie jest ważne, jakie imię nadajemy dziecku, ważne jest, by ono je odróżniało od innych. Dlaczego więc nie nazwiemy dziecka np. „numer 7” albo też nie zastosujemy najprostszej metody określania ludzi poprzez nadawany przez urząd numer identyfikacji osobowej? Zapewne natychmiastową odpowiedzią będą słowa: „Ale jak to będzie brzmiało?”. Wynika więc z tego, że tym, co dzisiaj decyduje o nadawaniu imion dzieciom, są tylko czynniki czysto estetyczne sprawiające, że dziecko, a może rodzic, będzie się lepiej czuć, słysząc lub używając swojego imienia. Nie przeczę, że poczucie estetyczne ma swoje znaczenie przy używaniu imienia. Ale czy jest ono najważniejsze? Nawet nasze zachowania kulturowe wskazują, że imię jest czymś bardzo osobistym. Przynajmniej do niedawana nie każdy mógł zwracać się do nas po imieniu. Dopuszczalne było to dla osób pozostających z nami w pewnej zażyłości, cieszących się mianem naszych przyjaciół, a więc ludzi, którzy nas dobrze znają. Zwracanie się do siebie po imieniu oznacza takie poznanie drugiej osoby, które wiąże nas głębszą relacją. Znać więc i używać czyjegoś imienia oznacza w kodzie kulturowym znajomość tej właśnie osoby i to nie znajomość powierzchowną, ale opartą na przyjaźni. Znać imię, to po prostu znać osobę. W tym kontekście imię jest zamiennikiem danej osoby. Ono ją oznacza, ono ją wyraża. Nie może więc być dziełem przypadku bądź tylko czynników estetycznych czy też panującej mody.

Wejście we wspólnotę

Zdarza się jednak, że niektórzy rodzice pod wpływem pewnej mody czy też dążąc za wszelką siłę do oryginalności, nadają swoim dzieciom imiona rzadko spotykane w naszym społeczeństwie. Każdy przyzna, że zaciekawienie budzą takie, jak Brian (Bryan) lub Isaura. Można oczywiście powiedzieć, że świadczy to o przenikaniu się kultur we współczesnym świecie. Jednakże owo zadziwienie jest nie tylko wyrazem zaskoczenia nowością. Fakt istnienia imion zakorzenionych w tradycji, a przez to nie budzących pewnych emocji, wskazuje na pewną wspólnotę kulturową, w której rodzi się i wzrasta dziecko. Zastanawiające jest, dlaczego w wielu rodach królewskich nadawano dzieciom imiona dziadków, powodując dzisiaj wiele komplikacji numerycznych (np. August Mocny w Polsce jest Augustem II, bo panował po Zygmuncie Auguście, ale już w Saksonii jest on Augustem I, bo wcześniej nie było tam władcy o tym imieniu). To wpisywanie się w ciąg imion dynastycznych pokazuje związanie nowego dziecka z całą tradycją, która tworzyła się w społeczności przed jego narodzeniem. Nie jest on kimś przypadkowym, ale wyrasta z konkretnej rodziny świadomej swoich korzeni, swojego pochodzenia. Daje to asumpt młodemu człowiekowi do urzeczywistniania w sobie cech przodków i rozwijania tradycji związanej z ich postaciami. Podobnie rzecz ma się z imionami naszych dziadków i pradziadków. Związanie człowieka ze wspólnotą powoduje, że zachowuje on swoją tożsamość już przez sam fakt imienia. Owa tożsamość wskazuje człowiekowi, kim jest i co w swoim życiu powinien uważać za najważniejsze. Już w ten sposób może budować w człowieku hierarchię wartości.

Ale jest jeszcze jeden aspekt, tym razem religijny. Nadawanie imienia osoby świętej sprawia, że młody człowiek wchodzi od razu w rzeczywistość wspólnoty wiary, mając swojego patrona. Nie tylko oręduje on za nim, ale stanowi również dla młodego człowieka wzorzec do naśladowania, oczywiście, jeśli rodzice potrafią wpleść to w całość procesu wychowawczego. Odniesienie do świętego patrona sprawia, że człowiek może swoją wiarę przeżywać nie w anonimowości czy nieustannym poszukiwaniu skały oparcia, ale odnosić ją do osoby, która przed nim żyła i to żyła swoją wiarą w ten sposób, że znalazła wspólnotę z Bogiem po swojej śmierci. Patron stanowi dla człowieka żywą postać świadectwa życia wiarą w swojej codzienności.

Może jednak nie tylko zaradny, ale i mądry jest ten chorwacki proboszcz?

Każdy ma swoje sposoby, aby wskazać ludziom drogę postępowania. Osobiście nie jestem za tym, aby poprzez zachętę finansową promować imiona świętych czy też zakorzenione w tradycji. Raczej stawiałbym na rozbudzenie myślenia i mądrość ludzką, która potrafi czasem obudzić się z letargu. Ale jeśli inicjatywa chorwackiego proboszcza ma być ową ewangeliczną „niegodziwą mamoną”, to może potraktować ją ciut poważnie? Nie tyle jako zachętę do płacenia za imię, ale raczej jako otworzenie nam oczu na głębszą rzeczywistość, o której czasem zapominamy. Nawet jeśli tylko zainteresujemy się naszymi imionami i patronami, już to będzie znaczącym plusem w tej sprawie.

opr. aw/aw



Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama