Za trzy lata koniec świata?

Co jakiś czas pojawiają się nowe zapowiedzi, proroctwa i teorie na temat zbliżającego się końca świata - jak mają się one do chrześcijańskiego rozumienia Apokalipsy i czasów ostatecznych?

Wiele lat temu, na murze przy jednej z siedleckich ulic dało się odczytać napis: „Za trzy lata koniec świata”. Trudno powiedzieć, czy więcej w nim było optymizmu czy pesymizmu. Zawsze to trochę czasu... „Proroctwa” na murach już dawno nie ma, ale za to internet, sale kinowe, prasa bulwarowa zapełniły się ostatnio po brzegi innymi przepowiedniami. Według nich nasza przyszłość wcale nie wygląda różowo.

Miejsce w arce za skromne sto tysięcy dolarów? Proszę bardzo! Ale trzeba się spieszyć, ponieważ chętnych jest dużo, zaś miejscówek - jak to w arce - niewiele. A może porada psychologa dla tych, którym Armagedon śni się po nocach? Nie ma sprawy! Trzysta dolców za godzinę to niewielki wydatek w porównaniu ze spokojem, jaki można uzyskać. To obrazki zza oceanu. U nas rodzimy biznes jeszcze nie wpadł na podobny pomysł (choć taki pewny bym nie był), ale popularność wróżek, astrologów, tarocistów wskazuje, że przyszłość dla wielu jawi się jako budzący lęk koszmar. Zrobią wiele, aby się go pozbyć - najlepiej odkrywając przyszłość, niezależnie od tego, jakie będzie miała barwy.

Pseudomistyczny kogel-mogel

Furorę w minionym roku zrobiła przepowiednia Majów, wedle której końca świata można się spodziewać... 21 grudnia 2012 r. Właśnie wtedy zmienią się bieguny magnetyczne Ziemi, zmiana spowoduje trzęsienia ziemi o niespotykanej sile i ogromne fale, które zniszczą naszą cywilizację - uważa Patrick Geryl, belgijski astrofizyk. Wprawdzie koledzy fizycy i kosmolodzy zgodnie twierdzą, że teoria nie ma sensu, ale przecież my wiemy swoje...

Jak bardzo zajmujący jest to temat, pokazuje internet - wystarczy w popularną wyszukiwarkę wpisać kilka kluczowych słów, by otrzymać prawie 370 tysięcy wyników! Niemało zamieszania narobił niedawno wyświetlany w kinach film pt. „2012”. Jeśli dołożymy do tego Nostradamusa, trzecią tajemnicę fatimską, fałszywkę Malachiasza, anonimowe manuskrypty znaczone podobizną czarnego pająka, proroctwa Sybilli - powstanie w głowie niezły kogel-mogel...

Problem tkwi w szczegółach

Trudno jest polemizować z przepowiedniami Nastradamusa, bardzo wieloznacznymi, stojącymi nader często na bakier z logiką, pisanymi trudnym starofrancuskim językiem. Poszukujących sensacji nie zraża fakt, że przepowiednie Malachiasza to konfabulacje, rewelacje Merlina o rzekomym końcu Kościoła w 2000 r. nie spełniły się, zaś kalendarz Majów to zawiła konstrukcja, zawierająca w sobie nie tylko rachubę czasu, lecz także filozofię i widzenie świata. Powszechnie wierzono, że człowiek w białej szacie z III tajemnicy fatimskiej to Jan Paweł II. Kiedy jednak przeżył zamach, po latach zaczęto interpretować ją w odniesieniu do brata Rogera z Taize. Podczas przełomu milenijnego „przeoczono” tak drobny szczegół, iż rok 2000 był szczególny tylko dla chrześcijańskiej części świata - już np. żydzi, muzułmanie czy Chińczycy mają swoje kalendarze, w których daty wcale nie były tak okrągłe i nic nie wskazywało, by były przełomowe. To tylko przykłady. Jak się okazuje, sposobów na wywołanie dreszczyku przerażenia jest wiele. Problem leży gdzie indziej: zazwyczaj są one odległe od prawdy.

Niepokojąca tajemnica

Ciekawość była od zawsze jedną z głównych sił sprawczych postępu ludzkości. W istnym wysypie pomysłów na scenariusz końca świata, mnogości (całkiem poważnych) analiz apokaliptycznych przepowiedni jest jednak coś więcej niż tylko zwyczajna ludzka dociekliwość. Człowiekowi XXI w. wydaje się, że ma władzę nad wszystkim: techniką, kosmosem, przyrodą. Nad wszystkim, z wyjątkiem jednego: spod panowania wymyka mu się czas. Porażkę próbuje wstydliwie ukrywać, maskować niepokój. Nie zawsze to się jednak udaje. Ponieważ nie jest stanie ujarzmić przemijania, tworzy złudzenie, że ma nad nim władzę. Kryje się w tym intelektualna pycha, niedopuszczająca możliwości poddania jakiegokolwiek aspektu rzeczywistości Bogu. Wszystko nazwać, odkryć, opisać, zaplanować! Tajemnica niepokoi. Generuje wyrzuty sumienia. Każe zajrzeć w głąb, poszukać sensu życia poza sobą, odnaleźć klucz do poznania świata nie tylko przy pomocy naukowych dywagacji, lecz także orędzia fałszywych proroków. I wreszcie: każe przyznać prymat Komuś, kto jest Panem czasu. Dla wielu ludzi jest to równoznaczne z porażką i przyznaniem się do błędu. Zdecydowanie odrzucają taką możliwość. Wydaje się im, że w ten sposób staną się wolni. Tymczasem dzieje się dokładnie odwrotnie.

„Kiedy człowiek przestaje wierzyć w Boga, może uwierzyć we wszystko” napisał G.K. Chesterton. Współczesny wysyp przepowiedni wieszczących koniec świata jest tego najlepszym przykładem.

Bóg i ciekawscy

Gdy zapytano Jezusa, kiedy nastąpi koniec, odpowiedział: „O dniu owym i godzinie nikt nie wie, nawet aniołowie niebiescy, tylko sam Ojciec (Mt 24,36). Kiedyś na pewno nastąpi. Pamiętający okrucieństwo wojen czy Hiroszimę nawet nie mają większych trudności, aby to sobie wyobrazić.

Żyjemy w czasach ostatecznych. Rozpoczęły się z chwilą przyjścia na świat Mesjasza. W wyznaniu wiary uświadamiamy sobie prawdę, że Zmartwychwstały Pan zakończy dzieje ludzkości, gdy „powtórnie przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych”. Tyle wiemy... A kiedy to nastąpi? Wszystkim ciekawskim Chrystus odpowiada krótko: „Nie wasza to rzecz znać czas i chwile, które Ojciec ustalił swoją władzą” (Dz 1,7). Co więcej, Jezus ostrzega przed działaniem ludzi będących pod wpływem złego ducha: „Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: «Ja jestem» oraz «Nadszedł czas». Nie chodźcie za nimi” (Łk 21,8).

„W sprawie przyjścia Pana naszego Jezusa Chrystusa - pisze św. Paweł - prosimy was, bracia, abyście się nie dali zbyt łatwo zachwiać w waszym rozumieniu ani zastraszyć bądź przez ducha, bądź przez mowę, bądź przez list rzekomo od nas pochodzący, jakoby już nastawał dzień Pański. Niech was w żaden sposób nikt nie zwodzi” (2 Tes 2,1-3). Potrzebna jest czujność. „Dzień Pański przyjdzie tak, jak złodziej w nocy. Kiedy bowiem będą mówić: «pokój i bezpieczeństwo» - tak niespodziewanie przyjdzie na nich zagłada, jak bóle na brzemienną, i nie ujdą. Ale wy, bracia, nie jesteście w ciemnościach, aby ów dzień miał was zaskoczyć jak złodziej. (...) Czuwajmy i bądźmy trzeźwi (...) Odziani w pancerz wiary i miłości oraz hełm nadziei zbawienia (...). Uważajcie, aby nikt nie odpłacał złem za złe, zawsze usiłujcie czynić dobrze sobie nawzajem i wobec wszystkich. Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie. W każdym położeniu dziękujcie... Ducha nie gaście... Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła (Tes 5,2-4.6.15-19.22).

Nowe niebo i nowa ziemia

Pismo Święte mówi nie tyle o końcu, co raczej przemianie świata. Dokona się metamorfoza, której finałem stanie się „nowa ziemia i nowe niebo” (por. 2P 3,13). Przebieg owego procesu próbuje przybliżyć Katechizm Kościoła Katolickiego (punkty 1042-1050). Będzie to ostateczna realizacja zamysłu Bożego, „aby wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako Głowie: to, co w niebiosach, i to, co na ziemi” (Ef 1,10). Nie będzie cierpienia, śmierci, bólu spowodowanego przez grzech. „Otrze z oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już odtąd nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły” (Ap 21, 4). Katechizm cytuje konstytucję soborową „Gaudium et spes”: „Nie znamy czasu, kiedy ma zakończyć się ziemia i ludzkość, ani nie wiemy, w jaki sposób wszechświat ma zostać zmieniony. Przemija wprawdzie postać tego świata zniekształcona grzechem, ale pouczeni jesteśmy, że Bóg gotuje nowe mieszkanie i nową ziemię, gdzie mieszka sprawiedliwość, a szczęśliwość zaspokoi i przewyższy wszelkie pragnienia pokoju, jakie żywią serca ludzkie”.

Co z kredytem?

Skoro koniec jest nieunikniony, w jakimś (bliżej nieznanym) kształcie stanie się naszym udziałem, co mamy robić? Czy w takim razie życie ma sens? Czy warto spłacać kredyty, uprawiać ziemię, planować cokolwiek, skoro i tak w którymś momencie przestanie to mieć znaczenie?

„Oczekiwanie jednak nowej ziemi nie powinno osłabiać, lecz ma raczej pobudzać zapobiegliwość - podpowiada katechizm - aby uprawiać tę ziemię, na której wzrasta ciało nowej rodziny ludzkiej, mogące dać pewne wyobrażenie nowego świata. Przeto, choć należy starannie odróżniać postęp ziemski od wzrostu Królestwa Chrystusowego, to przecież dla Królestwa Bożego nie jest obojętne, jak dalece postęp ten może przyczynić się do lepszego urządzenia społeczności ludzkiej. (...) Jeśli krzewić będziemy na ziemi w Duchu Pana i według Jego zlecenia wszystkie dobra natury oraz owoce naszej zapobiegliwości, to odnajdziemy je potem na nowo, ale oczyszczone ze wszystkiego brudu, rozświetlone i przemienione, gdy Chrystus odda Ojcu wieczne i powszechne Królestwo. Bóg w życiu wiecznym będzie wtedy «wszystkim we wszystkich» (1 Kor 15, 28).”

Ks. Paweł Siedlanowski

Echo Katolickie 2/2011

 

opr. mg/mg

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

(2/2011)
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama