3 razy B - Bernardone, Bergoglio, Blachnicki

To, jak będzie wyglądał Kościół, zależy od tych, którzy go tworzą. To, czy 'Miłość będzie kochana', zależy od każdego ochrzczonego na tyle, na ile będzie odpowiadał Miłości

Trochę się „pobawię” pewną słowną grą. Ta „słowna gra” będzie dotyczyła trzech osób: św. Franciszka z Asyżu, Sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego oraz obecnego Papieża – Franciszka. Spróbuję przejść pewne „życiowe plansze”: od ogólnego zachwytu nad „słowem”, do etapu wymagań i trudniejszych praktyk…

Od zauroczenia do miłości prawdziwej

Od 13 marca 2013 roku ogromna rzesza ludzi przechodzi etap zauroczenia osobą Papieża. Franciszek ujął uśmiechem, słowem, gestem… Wielu poczuło „to coś”. Jednak zakochanie nie trwa wiecznie. To etap, który mija. I jest to naturalne. A potem przychodzi weryfikacja: czy jest ono w stanie przerodzić się w prawdziwą miłość (a więc taką, która nigdy nie ustaje i wymaga wspólnego pokonywania wielu trudności), czy raczej pozostaje zwyczajna sympatia, bo odkrywa się, że jednak „to nie to”. I właśnie porównując to niejako do fascynacji Papieżem, myślę, że czas zaczyna powoli pokazywać, ile osób naprawdę jest w stanie go pokochać – ze wszystkim, co głosi, z jego wymaganiami, z tym, o co będzie dalej prosił w imieniu Chrystusa – a ilu, po zdjęciu „różowych okularów”, przerazi się, bądź nawet już przeraża, tymi wymaganiami, nie zrozumie ich i powie: „Papież się zmienił, był przecież taki fajny na początku…”. To jednak nie Papież się zmieni, bo Franciszek już jako kard. Bergoglio był człowiekiem broniącym życia, przeciwstawiającym się aborcji i eutanazji, stawiającym wymagania i proszącym o szczególną pomoc dla ubogich. Po prostu zostaną przy nim ci, którzy kochają Chrystusa tak, jak on. Ci, którzy rozumieją, bądź dopiero zrozumieją, jego nauczanie, które jest przekazywaniem nauczania Chrystusa Sługi. Ci, którzy nie będą się bać wymagań i realizacji zadań, o które Papież prosi i będzie prosił cały Kościół (a więc każdego z ochrzczonych) w imieniu Chrystusa. Ci, którzy naprawdę zechcą iść dalej tą samą drogą i budować na solidnym Fundamencie. Fundamencie niezmiennym od wieków – Jezusie Chrystusie. Ci, którzy poznają go takim, jakim był już wcześniej, bo zaczną po prostu przechodzić od zachwytu nad jego słowami do konkretnych, dobrych czynów. Oby jak najwięcej osób zaczęło już teraz wsłuchiwać się w to, co Papież mówi. Oby jak najwięcej osób już teraz uczyło się wraz z Papieżem, jak jeszcze bardziej kochać Chrystusa i Jego Kościół. Miłość stawia wymagania. Oprócz radosnych chwil, niesie także te trudniejsze, które pokonuje poprzez wytrwałość i dobre działanie. Miłość to przede wszystkim czyny… To, jak będzie wyglądał Kościół, zależy od tych, którzy go tworzą. To, czy „Miłość będzie kochana”, zależy od każdego ochrzczonego na tyle, na ile będzie odpowiadał Miłości. Papież Franciszek nie mówi niczego nowego. Głosi Ewangelię Chrystusa. Głosi Miłość i pragnie, by każdy z nas, tak po prostu, głosił i czynił to samo. Prawda jest niezmienna, czasem trudna, ale niezmienna i wciąż wyzwala. Trzeba tylko pozwolić się prowadzić Prawdzie. I najpierw samemu stanąć w Prawdzie, jak to zrobił sam Papież mówiąc: „Jestem grzesznikiem, na którego spojrzał Pan”. I odwzajemnił pełne miłości spojrzenie Pana…

3 razy B - Bernardone, Bergoglio, Blachnicki

Jan Bernardone - Franciszek z Asyżu

Hm, to „słownej gry” ciąg dalszy: Jorge Bergoglio, czyli Franciszek z Argentyny, nie głosi nic ponad to, co głosił przed wiekami Jan Bernardone – św. Franciszek z Asyżu. Od tej „gry słów” przejdźmy jednak do konkretów prawdziwego życia i przesłania.

Jan Bernardone jako młodzieniec miał z pozoru niemal wszystko: bogactwo, wystawne uczty, modne ubrania, sukcesy w rycerskich bitwach. Jednak to nie dało mu prawdziwego szczęścia. Pewnego dnia odkrył w swym życiu działanie Boga, rozdał, co miał ubogim, zrzucił swoje bogate szaty i przybrał żebracze. To bardzo mocny i wyraźny gest nawrócenia św. Franciszka z Asyżu, który od tej pory oddaje się modlitwie i pokucie. Zapragnął głosić Ewangelię całemu światu. Wielu poszło za nim. Oni również nie głosili niczego nowego – po prostu – pociągnęło ich Słowo Chrystusa. Prawda jedyna. Miłość. I właśnie ta Miłość, działając przez Biedaczynę z Asyżu, mogła „odbudowywać Kościół”, czyli nawracać tych, którzy pobłądzili, oddając się grzechowi i rozpuście. I wielu się nawróciło! Z czasem nawet towarzysze dawnych zabaw, poszli za św. Franciszkiem. Najpierw „odbudowali siebie”, jako część Kościoła, a potem z miłością, mogli pomagać w „podbudowywaniu innych”. Franciszek zakłada zakon braci mniejszych, którego reguła zostaje zatwierdzona przez papieża Innocentego III. Franciszek udał się do papieża, bo nie wyobrażał sobie głosić Ewangelii bez błogosławieństwa głowy Kościoła. Nie chciał czynić tak, ja wielu zagubionych wówczas heretyków. On pragnął nawracać w Kościele, bo zrozumiał, że Jezus ten Kościół założył i pragnie w nim działać mocą sakramentów i mocą Słowa. Widząc postawę św. Franciszka z Asyżu, wielu heretyków nawróciło się i weszło na drogę „odbudowy Kościoła”, zaczynając, z radością, od siebie: Franciszek z Asyżu aprobował świat i stworzenie, obdarzony był niewiarygodnym osobistym wdziękiem. Dzięki niemu świat ujrzał ludzi z kart Ewangelii: prostych, odważnych i pogodnych. Nie wszyscy od razu musieli tak wymownie zrzucać z siebie szaty jak św. Franciszek. On sam pragnął wskazywać przede wszystkim na wewnętrzne ubóstwo, pokorę, miłość, pokój i dobro, czyli na bycie „u Boga” pod Sercem. Jego zakon przybrał skromne szaty po to, by jeszcze bardziej obrazowo światu pokazać, co tak naprawdę się liczy w życiu człowieka – jego wnętrze, jego serce, relacja z Bogiem.

Czyż jednak wszystkich udało mu się zachwycić światem z kart Ewangelii? Franciszkiem z Asyżu początkowo zachwycało się bardzo wielu ludzi, ale jak zaczął mówić o wymaganiach, często był nierozumiany i odrzucany. On również po prostu głosił Prawdę. Głosił wymagania płynące z 8 błogosławieństw, czy przypowieści Jezusa… Nic nowego. A jednak: wielu nie potrafiło przejść od „zakochania” do „prawdziwej miłości”. Kiedy „zauroczenie” po jakimś czasie minęło, niektórzy poszli „swoją drogą”. Wolna wola człowieka. Na szczęście pozostało bardzo wiele osób, pragnących żyć dalej tym, co głosił Franciszek w imię Jezusa. Świadectwem tego są chociażby wciąż bardzo liczne powołania w zakonach franciszkańskich. Za wstawiennictwem św. Franciszka z Asyżu modli się bardzo dużo wiernych. Wielu świeckich wciąż pragnie naśladować jego postawę.

Jednak z drugiej strony, do dziś wielu upraszcza jego obraz tylko do kwiatków i zwierzątek... A on walczył o Żywy Kościół. Kościół z bijącym w centrum Sercem Chrystusa. I nie bał się napominać. Prawda, pokój, dobro, miłość… To nie są tylko piękne słowa. To słowa, które stawiają wiele wymagań, aby móc rozszerzać swą wartość. Za nimi muszą iść konkretne czyny.

Jak będzie w czasach dzisiejszego Franciszka? Pytanie, póki co, ciągle retoryczne. Czas pokaże... Oby został jednak zrozumiany, choć często widać, że świat nie lubi wymagań. Papież Franciszek już jako kardynał Buenos Aires wezwał księży swej archidiecezji do przeciwstawienia się aborcji i eutanazji. Zdecydowanie bronił nauczania Kościoła na temat homoseksualizmu. Uznał, że prawo do adopcji dzieci przez lesbijki lub gejów jest dyskryminacją dzieci. Był przeciwnikiem „Ustawy o małżeństwie między osobami tej samej płci” pozwalającej na ceremonię ślubną par homoseksualnych. W swoich kazaniach kładł nacisk na współczucie wobec ubogich, podkreślał jednak znaczenie świętości i duchowości, uznając że przemiana serc ludzi bogatych przyniesie więcej pozytywnych skutków dla biednych, niż same działania polityczne. Wyrażał jednak poparcie dla programów na rzecz rozwoju społecznego. Zawsze potępiał grzech, ale pokazywał, że Kościół, tak jak Bóg, nie potępia człowieka, ale czeka na jego nawrócenie. Grzech jest złem, zniewala człowieka, dlatego należy go odrzucać. Człowieka natomiast, trzeba wzywać do nawrócenia: a więc zostawienia grzesznego trybu życia. Miłosierny Jezus mówi: „I ja Cię nie potępiam, idź , a od tej chwili już nie grzesz….”. Oto nawrócenie, na które wskazują wszyscy głosiciele Ewangelii. Papież Franciszek aborcję nazwał po imieniu. Jednak pokazuje, że osoba, która aborcji dokonała, ma prawo się nawrócić i od tej chwili nie czynić już nigdy więcej tak ogromnego zła, jakim jest zabicie człowieka w łonie matki. To jest owe Chrystusowe „i ja Cię nie potępiam”, które można usłyszeć w konfesjonale, owe „i ja odpuszczam tobie grzechy, idź w pokoju” i „nie grzesz więcej w ten sposób, bo teraz widzisz, ile to wyrządziło zła i bólu”. To osobiste, prawdziwe nawrócenie zmienia świat…

3 razy B - Bernardone, Bergoglio, Blachnicki

I Blachnicki głosił to samo…

Jeszcze jeden Franciszek przychodzi mi na myśl. Sługa Boży, ks. Franciszek Blachnicki. Akurat on otrzymał te imię na Chrzcie Świętym, więc jest po prostu Franciszkiem, ale nazwisko też na B… Dobra, skupmy się na jego życiu.

Ten kandydat na ołtarze jest założycielem i duchowym ojcem Ruchu Światło-Życie. On także zapragnął „odbudować Kościół”, aby pozostał wierny niezmiennym ewangelicznym zasadom. Bł. Jan Paweł II określił ks. Blachnickiego bardzo trafnie: Swoje liczne talenty umysłu i serca, jakiś szczególny charyzmat, jakim obdarzył Go Bóg, oddał sprawie budowy Królestwa Bożego. Budował je modlitwą, apostolstwem, cierpieniem i budował z taką determinacją, że słusznie myślimy o Nim jako o ,,gwałtowniku” tego Królestwa (por. Mt 11, 12). Blachnicki pragnął, aby Kościół był „wspólnotą wspólnot”. Nie głosił niczego nowego. Głosił to, do czego wzywa każdego z nas Jezus Chrystus. Pragnął, aby Ruch Światło-Życie, obejmujący ludzi w każdym wieki i każdego stanu, wychowywał dojrzałych chrześcijan. Był człowiekiem Ewangelii, wolności i prawdy. Podkreślał, że „życie rodzi się z życia”: Tylko żywi ludzie opanowani pewną ideą, ludzie dysponujący określoną metodą i odpowiednimi środkami mogą ratować życie, mogą je szerzyć i doprowadzić do rozkwitu. Tak, nie głosił nic nowego, nawet nie miał specjalnie porywającego głosu podczas przemówień, a jednak pociągał wielu. Nie, nie on pociągał wielu – on potrafił pokazać, jak Chrystus nas pragnie. Chrystus mógł przez niego zadziałać, aby móc dalej wyzwalać, zniewolonych na różne sposoby przez ten świat, ludzi. Blachnicki także rozumiał i podkreślał to mocno, że wszyscy jesteśmy Żywym Kościołem. A, że „pewny rodzaj złych duchów można wyrzucać tylko modlitwą i postem”, powołał Krucjatę Wyzwolenia Człowieka, która także prężnie działa do dziś, tak jak cały Ruch Światło-Życie. Ewangelia, ta sama Ewangelia, wciąż niesie Miłość, Prawdę, Wyzwolenie… Trzeba tylko otwartości na nią od strony człowieka. Blachnicki mocno akcentował także obraz Chrystusa Sługi, który uniżył się dla człowieka z miłości. Jest wzorem służby pokornej dla każdego z nas – wierzących w Chrystusa. Zresztą, to jest to samo, o czym teraz mówi papież Franciszek, czy też to, co pokazywał swym życiem Święty z Asyżu. Przecież papież na początku pontyfikatu powiedział: Nigdy nie zapominajmy, że prawdziwą władzą jest służba i że także papież, by wypełniać władzę musi coraz bardziej wchodzić w tę posługę, która ma swój świetlisty szczyt na krzyżu, musi spoglądać na pokorną, konkretną, pełną wiary posługę św. Józefa i tak jak on otwierać ramiona, aby strzec całego Ludu Bożego i przyjąć z miłością i czułością całą ludzkość, zwłaszcza najuboższych, najsłabszych, najmniejszych, tych których św. Mateusz opisuje w sądzie ostatecznym z miłości: głodnych, spragnionych, przybyszów, nagich, chorych, w więzieniu (por. Mt 25,31-46). Tylko ten, kto służy z miłością potrafi strzec!.

Trzech Franciszków. Trzech „budowniczych” Kościoła Żywego! 3 razy B: Bernardone, Bergoglio, Blachnicki. Można by rzec: Budujący Bożą Budowlę… Wielu fascynowało się na początku św. Franciszkiem z Asyżu. Dziś prawdziwie idą za nim ci, którzy naprawdę rozumieją jego całe nauczanie. Są jednak ciągle i tacy, którzy „upraszczają go” do kwiatków i zwierzątek. Wielu zostało „porwanych” charyzmatem Sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego. Dziś prawdziwie realizują jego „duchowy testament” ci, którzy żyją głoszonym przez niego charyzmatem, wraz ze wszystkimi wymaganiami i zasadami, które się za tym kryją. Jeszcze nie tak dawno wielu fascynowało się Benedyktem XVI, a ilu wypełnia to, co głosił? Wcześniej porywał nas wszystkich bł. Jan Paweł II, a ilu z nas tak naprawdę zna jego encykliki, listy, pamięta wciąż jego kazania i stawia sobie wymagania, choćby inni nie wymagali? Sami musimy dbać o swoje duchowe Westerplatte. Dodatkowe gesty ludzkiej radości są piękne: kremówki, jazda autobusem, żarty… Jednak nie możemy skupiać się przede wszystkim na nich. One są pięknym, ludzkim dodatkiem. A ta prawdziwa radość płynie z wiary i wierności temu, do czego zostaliśmy powołani. Płynie od Boga. I wtedy ta radość z bycia chrześcijaninem trwa nawet wtedy, kiedy trzeba pokonywać trudności i ćwiczyć wciąż siebie w stawaniu się lepszym człowiekiem.

Zauroczenie skupia się najpierw na tym, co „zewnętrzne”. Prawdziwą miłość weryfikuje się poprzez poznawanie przede wszystkim tego, co „wewnętrzne”… Podsumowanie tej „słownej zabawy”, która miała na celu pokazać jedność, będzie również prawdziwe i na literę B. Najważniejszym Słowem w tym wszystkim jest: BÓG. Niezmienny, prawdziwy, wieczny. SŁOWO Życia, dające prawdziwą siłę. Na tym Słowie opierali się wszyscy święci i błogosławieni. Wszyscy Słudzy Boży. Na tym Słowie mamy opierać się i my, jeśli z etapu „zauroczenia” przeszliśmy do prawdziwego kochania…

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama