Oto trwają te trzy

Idę z Nim w drogę. Zaczynam Go naśladować. Żyję tak jak On. Widzę tak jak On. Słucham tak jak On. Postępuję tak jak On.

Idę z Nim w drogę. Zaczynam Go naśladować. Żyję tak jak On. Widzę tak jak On. Słucham tak jak On. Postępuję tak jak On.

Wiara

Jakiś niewidomy siedział przy drodze i żebrał (Łk 18,35)

To jest człowiek podwójnie nieszczęśliwy: po pierwsze jest niewidomy i po drugie dlatego że jest niewidomy, siedzi przy drodze. Te dwa wymiary odnoszą się do wiary. Pierwszym jest wzrok – wiara jest wzrokiem, wiara jest sposobem widzenia rzeczywistości, drugim jest droga – wiara jest wspólnym pójściem w drogę. Ten człowiek nie widzi i siedzi przy drodze, którą wszyscy inni mogą chodzić. On nie może chodzić, bo jest niewidzący. A jednak na sam koniec tej Ewangelii Jezus mówi: „Twoja wiara cię uzdrowiła”. To znaczy, że on zachował w sobie wiarę, będąc niewidomym i siedząc w miejscu. Ma w sobie wiarę, która każe krzyczeć do Jezusa, wyznawać go Zbawicielem. Wiarą tego człowieka była pamięć. Kiedy Jezus się pyta: „Co chcesz, abym ci uczynił?”, to on mówi: „Panie, żebym znów widział”. W tekście greckim jest dosłownie: „żebym znów widział”. On ma w sobie pamięć, on pamięta, bo kiedyś widział. Pamięta, jak to było, kiedy mógł chodzić. Pamięta to, że Bóg dał mu taką możliwość. Pamięta Boże działanie w swoim życiu. I dlatego, jak przychodzi Jezus, o którym on wie, wyczuwa sercem, że to jest Zbawiciel. Dlatego krzyczy: „Żebym znów widział!”. Jest w nim pamięć o tym, co to znaczy być widzącym, co to znaczy być chodzącym. Jego wiara jest tak naprawdę pamięcią o działaniu Boga w jego życiu.

«Bóg dochowuje wiary na wieki, uciśnionym wymierza sprawiedliwość, wypuszcza na wolność uwięzionych, Pan dźwiga poniżonych, Pan niszczy wszechwładzę bezbożnych, (…) Pan jest królem na wieki, Syjonie, twój Bóg włada» (Ps 146,6,7,8,10)

Wychwalamy Boga, który jest wierny i który jest dawcą wolności, który otwiera więzienia, który pozwala wyprostować się ludziom przez lata upokarzanym, który obejmuje władzę, znosząc w ten sposób władzę bezbożnych. Tam, gdzie człowiek odnajdzie Pana w Bogu, tam się kończy nad nim wszechwładza ludzi bezbożnych.

Czemu zwątpiłeś, człowiecze małej wiary? (Mt 14,31)

W tekście Mateusza na określenie zwątpienia jest słowo, które znaczy podwoić. Zwątpienie jest pokazane jako moment, kiedy jesteś podwojony. Jeden Piotr to jest ten, który wyszedł z łodzi i zaczął kroczyć po wodzie zapatrzony w Jezusa. Jest też drugi Piotr, który przestał patrzeć na Jezusa, a widzi wiatr, widzi fale. Nie jest już skupiony wyłącznie na Jezusie – jest w sobie rozdwojony. Zbawić Piotra znaczy przywrócić mu wewnętrzną jedność, scalić go na nowo. „Jezu, zbaw mnie, scal mnie, nie chcę być rozdwojony, nie mam upodobania w tym drugim ja. Nie chcę już chodzić za innymi bogami. Chcę się skupić na Tobie, chcę do Ciebie należeć w całości”. Zbawienie znaczy to, że Jezus chce mnie chwycić i sprawić, że znowu będę skoncentrowany na Nim, że będę do Niego należał, że nie będę odwracał wzroku, szukał może czegoś ciekawszego.

Wiara jest doświadczeniem spotkania z osobą Jezusa Chrystusa. Nie jest najpierw decyzją etyczną, nie jest najpierw światopoglądem – jest spotkaniem Jezusa Chrystusa. Franciszek pisze, że jest spotkaniem z „Bogiem żywym, który nas wzywa miłością uprzedzającą”. To znaczy podstawowe pytanie jest: czy przyjmuję miłość Boga żywego do mnie? Wiara jest doświadczeniem Boga, który mnie kocha i jest moją odpowiedzią, która jest też odpowiedzią miłości. Franciszek przypomina przykład wiary kobiety, która się dotknęła Jezusa, kiedy sama cierpiała na upływ krwi – dotknęła się sercem, wszyscy inni dotykali Jezusa rękoma.

Wiara jest wzrokiem. Wiara jest sposobem widzenia rzeczywistości, ale takim, jaki ma Jezus. Jestem wierzący o tyle, o ile patrzę na Boga, na siebie, na innych wzrokiem Jezusa.

Wiara jest odpowiedzią na słowo. W tym słowie istotne są dwa wymiary: obietnica i wezwanie. Co ci Bóg obiecuje? To z tej obietnicy rodzi się też wezwanie, powołanie, odpowiedź na Słowo. Tą odpowiedzią jest pójście w drogę, wejście w tą przestrzeń, którą przed nami otwiera słowo Boga: „Wiara widzi w takiej mierze, w jakiej się posuwa naprzód”. Staję się wierzącym wtedy, kiedy się poruszam w tej przestrzeni, którą otwarło mi słowo. Jeśli mnie słowo nie uruchomiło, nie jestem wierzącym człowiekiem.

Wiara jest przeciwieństwem bałwochwalstwa. Niewierzący to nie jest tylko ktoś, kto mówi: „Nie ma Boga”. Niewierzący to także ktoś, kto nie przyznaje Bogu w swoim życiu pierwszego miejsca. Niewiara jest bałwochwalstwem. Wiara jest przeciwieństwem bałwochwalstwa.

Wiara jest doświadczeniem eklezjalnym, to znaczy mam ją przeżywać we wspólnocie.

Wiara jest poznaniem Prawdy. Wiara jest uczeniem się i jeśli się nie uczę, to wtedy, mówi papież, wiara może być „projekcją naszych pragnień szczęścia” albo „sprowadzać się do pięknego uczucia”. Franciszek mówi, że żyjemy w świecie, w którym istnieje kryzys prawdy – dzisiaj prawda nikogo nie obchodzi, dzisiaj wszystkich obchodzą opinie.

Wiara jest widzeniem i słuchaniem – to się dzieje tylko wtedy, jak spotykasz osobę – bo to doświadczenie, że widzisz i słuchasz, jest w spotkaniu z osobą. Tą osobą jest Jezus Chrystus. I w tym spotkaniu dokonuje się poznanie, które polega na naśladowaniu. Idę z Nim w drogę. Zaczynam Go naśladować.

Żyję tak jak On. Widzę tak jak On. Słucham tak jak On. Postępuję tak jak On.

Co to znaczy być dojrzałym w wierze? Duch chce nas uczynić dziećmi, które można posłać w całej ich słabości do świata, żeby się zmagać z kształtem tego świata.

Dziecko wydaje się bezsilne, gdy się je wysyła do walki. Właśnie tak, bo wtedy natychmiast włącza się Ojciec, gdy widzi swoje dziecko wystawione na przeciwności, na zmaganie. I jest słabe, jest bezsilne. To uruchamia Ojca – Ojciec natychmiast staje w obronie dziecka. My idziemy się zmagać ze światem, ale w postawie dzieci, żeby Bóg walczył w naszym imieniu. Dojrzałość w wierze to bycie dzieckiem przed Bogiem i to jest to, co Duch Święty z nami robi. Chcecie tego?

Jedynym sposobem, żeby chrześcijanie nie stracili wiary, jest modlitwa nieustanna. Rzecz jasna nie chodzi tu o wygłaszanie zaklęć, tylko o spotkanie z Jezusem, które pozwala człowiekowi przejmować Jego sposób widzenia rzeczywistości.

Nadzieja

A była tam kobieta, która od osiemnastu lat miała ducha niemocy: była pochylona i w żaden sposób nie mogła się wyprostować (Łk 13,11)

Na tym polega jej związanie, że ma wzrok wbity w ziemię. Nie wychwala Boga, bo nie jest w stanie podnieść oczu. Natomiast wtedy, kiedy zostanie wyzwolona, patrzy w górę i uwielbia Pana. Jej zniewolenie polega na tym, że nie może oderwać oczu od ziemi. Znacie to? Że cię szatan trzyma tak przy ziemi, że zapomniałeś o tym, że niebo istnieje? Że nie patrzysz w górę? Że zapomniałeś, że nad tobą jest Bóg? Bez przerwy gapisz się pod nogi.

Jezus włożył na nią ręce, a natychmiast wyprostowała się i chwaliła Boga (Łk 13,13)

Jezus widzi w niej córkę Abrahama, pokazuje jej, kim jest, i pokazuje jej to tym gestem, który przeżyjemy w spowiedzi – włożeniem na nią rąk. To jest gest przekazywania Ducha Świętego, to jest gest Boga, który jest Ojcem i kładzie ci na głowie swoją rękę, którą jest Duch Święty. I pod tą dłonią Boga, którą jest Duch Święty, odnajdujesz na nowo swoją godność córki Bożej, syna Bożego. To jest moment, w którym się prostujesz – w Duchu Świętym się prostujesz. W Duchu Świętym patrzysz w niebo – jesteś wolnym człowiekiem.

Objawienie jest działaniem Boga w dziejach. Bóg, którego znamy z objawienia, jest Bogiem Wyzwolicielem, jest Bogiem, który daje człowiekowi wolność. Właśnie takiego Boga uwielbiamy. Takiego Boga spotykamy w każdą Paschę. Jezus Chrystus dokonał nowej Paschy – celebrujemy to w każdą Wielkanoc i w każdą niedzielę. Niedziela to jest cotygodniowa Pascha – obchodzimy wyzwolenie, dziękujemy Bogu za swoją wolność, dziękujemy Bogu za doświadczenie wyzwolenia. Bóg jest wyzwolicielem, a my wszyscy uczestniczymy w tym wyzwoleniu, którego On dokonuje.

Gdy mocarz uzbrojony strzeże swego dworu, bezpieczne jest jego mienie. Lecz gdy mocniejszy od niego nadejdzie i pokona go, zabierze całą broń jego, na której polegał, i łupy jego rozda (Łk 11,21–22)

Mocarz nazbierał wiele łupów. Ale Jezus jest mocniejszy od niego i kiedy do niego wchodzi, to po to, żeby go pokonać. A potem jego łupy rozdaje. To jest obrazowy opis dzieła zbawienia, które jest dziełem wyzwolenia. Chrystus jest mocniejszy niż szatan, którego słusznie ten fragment Ewangelii nazywa mocarzem. Zło nie jest czymś śmiesznym, banalnym. Szatan traktuje nas jak swój łup, jak swoją własność – jesteś mój. W takim doświadczeniu zniewolenia, w które wchodzimy przez grzech, przychodzi Chrystus i mówi: „Jesteś wolny”. Kiedy Chrystus pokonuje szatana, to jego łupy rozdaje. Chrystus nikogo nie traktuje jako swój łup, Chrystus nikogo nie zniewala.

Miłość

Pewien człowiek wyprawił wielką ucztę i zaprosił wielu. Kiedy nadeszła pora uczty, posłał swego sługę, aby powiedział zaproszonym: „Przyjdźcie, bo już wszystko jest gotowe”. Wtedy zaczęli się wszyscy jednomyślnie wymawiać (Łk 14,16–18)

Ta przypowieść pokazuje, że kiedy w człowieku uwalniają się różne miłości, nie zawsze są one łatwe do scalenia. Ci zaproszeni, którzy nie przyszli na ucztę, nie dlatego nie przyszli, że poszli robić coś złego. Nie ma nic złego w tym, że masz pole. Nie ma nic złego w tym, że właśnie zawarłeś małżeństwo i chcesz się nim ucieszyć. Nie ma nic złego w tym, że nabyłeś pięć par wołów. Co w tym złego? Nic w tym złego. Ale jest tak, że nie zawsze jest prosto pojednać te wszystkie pasje, które w człowieku się pojawią. Jest ta pierwsza, która jest miłością do Chrystusa, ukrzyżowanego Pana, potem są te następne. Jak je w sobie przeżyć? Jak je w sobie scalić, żeby nie było naraz tak, że to, co dla mnie jest ważne, co pokochałem, staje między mną a tą ucztą i nie przychodzę na nią?

Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne (J 12,25)

W ewangelizacji nie liczy się, ile robicie, tylko dlaczego. Jaki jest motyw? Dlaczego? Kto szuka siebie, straci siebie. Można nieraz wielkie rzeczy robić w skupieniu na sobie, dla własnej chwały, szukając siebie. Można inaczej, można nieraz robić niewielkie rzeczy. Pan Jezus mówi: „Podaj kubek wody drugiemu. Tylko zrób to z miłości, dlatego że jesteś uczniem”. Można robić małe rzeczy z wielkiej miłości. Zrób tych kilka małych rzeczy, ale z miłości.

Św. Maksymilian Maria Kolbe jest dla każdego wzorem człowieczeństwa przez to, że szukał spełnienia siebie w darze z siebie samego. Nikt go nie zabił, on oddał życie. Ale Maksymilian uczy nie tylko miłości, on uczy miłości w czasie nienawiści. To nie chodzi o oto, że Maksymilian potrafił w ogóle kochać, tylko chodzi o to, że potrafił kochać w miejscu radykalnej nienawiści. Nie chodzi też o to, że w tym świecie pełnym nienawiści znalazł się człowiek, który nie nienawidzi, tylko znalazł się człowiek, który kocha, a zło zwycięża dobrem. Jak długo jeszcze będą w naszym świecie, w Polsce, w naszych środowiskach wet za wet, cios za cios, zło za zło? Gdzie jest pokolenie uczniów Jezusa, którzy są granicą, zło nie jest w stanie ich przekroczyć? Nie dlatego że są obojętni i odporni, tylko dlatego że złu sprzeciwiają się dobrem. Kiedy panuje nienawiść i odwet, oni są tymi, którzy potrafią kochać. Kto może być takim człowiekiem? Jezus dzisiaj odpowiada: „Takim człowiekiem jest tylko ten, kto mnie poznał”. Chcesz wiedzieć, co to jest miłość, musisz popatrzeć na krzyż, musisz znać Jego. Kluczem, by wiedzieć, co znaczy kochać, jest poznanie Jezusa. Co to znaczy poznać Boga? Poznać Boga znaczy być Jego przyjacielem. Jak jesteś z Nim w przyjaźni, zaczynasz Go rozumieć, znasz motywy Jego działania. Przyjaźń jest też źródłem siły – masz przy sobie przyjaciela, przejdziesz przez wszystko, przejdziesz przez zło, które jest dookoła ciebie. Ale przejdziesz dlatego, że jesteś przyjacielem Jezusa. Czym mierzyć to poznanie Boga objawionego w Jezusie Chrystusie? Tym, że my też możemy oddać życie za braci. To poznanie cię zmienia i możesz kochać w świecie, który został zredukowany do nienawiści, i świadczyć dobro tam, gdzie jest dookoła wcielone zło. Chcecie tak? To powiedzcie: „Amen”!

Jeżeli będziecie trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli (J 8,31–32)

Czy każda prawda wyzwala? Czy to się dzieje automatycznie? Nie. Wyzwala tylko ta prawda, w której się trwa. Wyzwala tylko ta prawda, w której zamieszkam, w której się zadomowię. Jak to się dzieje, że człowiek trwa w słowie Pana, że człowiek trwa w prawdzie?

Barnaba zachęcał wszystkich, aby całym sercem wytrwali przy Panu (Dz 11,23)

Tu widać, że trwać, zamieszkać znaczy tyle, co trwać sercem, intencją serca. Trwa w prawdzie ten, kto przyjął ją sercem. Miłość nie jest doświadczeniem chwilowym, jednorazowym. Miłość zna dyscyplinę wierności. Miłość nigdy się nie kończy. Miłość jest wytrwała. Kto nie kocha prawdy, jeszcze jej nie poznał. Mieszkamy tylko w tej prawdzie, którą pokochaliśmy, którą przyjęliśmy sercem. I tylko wtedy też ona nas wyzwala. Ostatecznie nasza miłość, wytrwała miłość do Słowa Bożego, jest miłością do osoby, do osoby Jezusa Chrystusa.

Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać (J 14,23)

Jezus mówi, że jeśli ktoś Go miłuje, to właśnie zachowuje Jego naukę. Ale co wtedy też się dzieje? Wtedy Jezus i Ojciec przychodzą do niego i dom u niego czynią. To spotkanie, które się dzieje przez słowo, jest momentem zadomowienia się Boga Ojca i Syna w Duchu Świętym – zadomowienia się w człowieku. Wtedy, kiedy wiem, że to jest spotkanie z osobą, że to jest trwanie w osobie, mogę też trwać w takim słowie, którego nie rozumiem. Nie każde słowo Biblii od razu rozumiem, nie każde słowo jest dla mnie łatwe do zaakceptowania. Czasem jest słowo, z którym się muszę „pozmagać”. W imię czego? W imię zaufania do osoby. Trwanie w słowie jest trwaniem w zaufaniu do tej osoby, którą jest Jezus Chrystus. Co znaczy jeszcze trwać w słowie? Pięknie pisze św. Jakub w swoim liście: „Zadamawia się w słowie tylko ten, kto chce wprowadzić je w czyn – pokochał je, ale chce działać”. Nie zadomowi się w słowie ten, kto traktuje Je tylko jako projekt domu, nawet najpiękniejszy, ale tylko projekt. Mogę brać słowo i czytać, i myśleć ciągle, że to jest projekt mojego życia, i nigdy nie zacząć budować domu. Wtedy nie mam się jak zadomowić. Sam wykład prawdy jeszcze nie wyzwala. Można by powiedzieć w języku akademickim, że to, co zaczyna nas wyzwalać, to są dopiero ćwiczenia – wykład nie, dopiero ćwiczenia, dopiero odwaga, żeby zacząć budować.

Ktoś by mógł zapytać: „Co Pan Bóg ma wspólnego z parlamentaryzmem?”. A nie tak nas Pan Bóg stworzył, byśmy byli sobie zadani? A nie tak nas Pan Bóg stworzył, byśmy mogli spełnić się nie inaczej, jak tylko jako dar dla innych? A nie tak nas Pan Bóg stworzył, że jesteśmy na Jego obraz i podobieństwo, a On jest jeden, ale w trzech osobach? To nam pokazuje, że można osiągać jedność, będąc Trójcą – czy nie to jest nam zadane od momentu, kiedy się pojawiamy na świecie i kiedy chcemy wzrastać? Czy nie to jest nam zadane, by się odnosić do innych, by się rozwijać w spotkaniu z drugim, by dochodzić do jedności, do wspólnoty i wtedy każdy z nas wzrasta?

Tego Bóg uczy, to jest zadane człowiekowi. Bóg nas stworzył do życia wspólnego. Bóg nas stworzył do miłości. Bóg nas stworzył do miłości, która jest miłosierna. Bóg nas stworzył do miłości, która potrafi siebie nawzajem słuchać. Bóg nas stworzył do miłości, która potrafi sobie nawzajem wybaczać. Bóg nas stworzył do takiej miłości, która z wielu osób potrafi tworzyć jedno. Jesteśmy na Jego obraz i podobieństwo.

Nawróćcie się do Mnie całym swym sercem (Jl 2,12)

Wiara jest sprawą serca. Wiara jest sprawą miłości. Uczniowie płyną z Jezusem przez Jezioro Galilejskie i niepokoją się, bo nie mają chleba. Jezus chce im coś bardzo ważnego powiedzieć, ale oni Go nawet nie słyszą, bo mają tylko jedno w głowie: „Nie wzięliśmy chleba, będziemy głodni”. Dwunastu mężczyzn i tylko jeden bochenek. Jezus im mówi ważne rzeczy, oni w ogóle nie słyszą. Jedno, co wiedzą: „Nie mamy chleba”. On do nich mówi: „Macie ślepe serca”. Konsekwentnie, dlatego że mają ślepe serca, dodaje: „Macie oczy, które nie widzą, macie uszy, które nie słyszą, macie głowę, ale nie rozumiecie. Bo nie ma w was miłości”. Jak nie kochasz, to nie widzisz; jak nie kochasz, to nie słyszysz; jak nie kochasz, to nie rozumiesz. Ale jak kochasz, to wszystko wraca na swoje miejsce, zaczynasz widzieć. Inaczej widzisz człowieka, którego kochasz; inaczej widzisz Boga, którego kochasz; inaczej widzisz siebie, kiedy się kochasz. Inaczej się słyszysz, inaczej słuchasz drugiego, w ogóle inaczej słuchasz Boga, jeśli między tobą a Nim jest jakaś relacja, jest miłość. Inaczej ich słuchasz i inaczej rozumiesz, jeśli kochasz.

Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują, abyście się stali synami Ojca waszego (Mt 5,44–45)

Ktoś by się mógł zapytać: „A nie jesteśmy dziećmi Boga?”. Jesteśmy, każdy z nas jest dzieckiem Boga, jesteśmy Jego córkami, jesteśmy Jego synami. Ale Jezus mówi: „To pokaż, że jesteś dzieckiem Boga, doświadcz w sobie tego życia, które przychodzi od Ojca, pokaż, że jest w tobie taka miłość, która tylko od Boga pochodzi”. Po czym widać to, że jesteś dzieckiem Boga? Po tym, że potrafisz kochać nieprzyjaciół.

Biegli do grobu, bo gnała ich miłość. Nie wiara – bo ją stracili. Nie wiedza i nie znajomość wszystkich proroctw na pamięć – bo nic z tego, co wiedzieli, także z lektury Pisma, nie przeniknęło za zasłonę krzyża. Biegli jednak, bo doświadczyli od Ciebie miłości. Bo ciągle jeszcze mieli w sobie to doświadczenie, że ich wybrałeś, że mówiłeś do nich po imieniu, że czyniłeś ich świadkami swoich cudów, powiernikami tajemnic. Bo pamiętali jeszcze słowa usłyszane trzy dni wcześniej: „Już was nie nazywam sługami, ale przyjaciółmi. Powiedziałem wam wszystko”. Więc biegli z przekonaniem, że taka miłość – taka przyjaźń – nie może się skończyć, nie może się naraz okazać tylko przeszłością i wspomnieniem, jak było. Taka miłość nie umiera! Bo ona jest już tutaj doświadczeniem tego, kim jest Bóg. A On jest wieczny!

Abp Grzegorz Ryś to ceniony rekolekcjonista zakochany w Słowie Bożym, które głosi z mocą. Z wykształcenia i zamiłowania historyk Kościoła. Umiejętnie łączy działalność publicystyczną i naukową z byciem duszpasterzem. Od 2011 r. przewodniczący Zespołu ds. Nowej Ewangelizacji, od 2017 r. arcybiskup metropolita łódzki. Wielorakie apostolskie zaangażowania łączy w świadectwie, że Kościół może być dla każdego.

Jest to fragment książki abp. Grzegorza Rysia, "Znać lub nie znać Jezusa", Wydawnictwo M.

W swojej najnowszej książce Abp Grzegorz Ryś ukazuje, że istotą bycia chrześcijaninem jest osobista relacja z Jezusem. Mądre słowa, błyskotliwe, a jednocześnie głębokie myśli czerpiące wprost z bogactwa Ewangelii nie pozwalają pozostać obojętnym wobec zaproszenia do spotkania z Jezusem.

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama