Porzuceni

Cotygodniowy komentarz z Gościa Niedzielnego (32/2000)

 

Z Ambonu na indonezyjskich Molukach otrzymaliśmy pocztą elektroniczną wstrząsający list od o. Józefa Glinki. Polski werbista pracujący tam na misjach opisuje prześladowania, jakimi ze strony muzułmanów zostali dotknięci w Indonezji chrześcijanie. Przed paroma dniami watykański biuletyn misyjny "Fides" poinformował o systematycznej akcji wypędzania z Moluków mniejszości chrześcijańskiej. Po walkach, jakie wybuchły w maju w mieście Poso, nie ma już ani jednego chrześcijanina. Kościół nie może prowadzić żadnej działalności, a wszelka jego własność (również świątynie) została zniszczona.

W Indonezji wciąż nie słabną niepokoje związane z odejściem prezydenta Suharto, oskarżanego teraz o nadużycia, nepotyzm i korupcję. Ataki ekstremistów islamskich trwają już od ponad 20 miesięcy. Tymczasem rząd w Dżakarcie dopiero niedawno wprowadził na Molukach stan wyjątkowy i wciąż nie potrafi, albo nie chce, zapobiec masakrze. Niektórzy obserwatorzy mówią nawet o "czystce etnicznej" zorganizowanej przez wojskowych wiernych Suharto. Wcześniej fanatycy w podobny sposób wyładowywali swoją złość po niepomyślnym dla Indonezji referendum na Timorze Wschodnim.

W sprawie położenia kresu walkom na Molukach zabrał głos arcybiskup Bostonu, kard. Bernard Law, stojący na czele Komisji ds. Polityki Zagranicznej Krajowej Konferencji Biskupów Katolickich USA. W liście wystosowanym 21 lipca br. do amerykańskiej sekretarz stanu Madeleine Albright wezwał on rząd Stanów Zjednoczonych do nacisku na władze Indonezji, by te doprowadziły do zakończenia walk na Molukach. Zaapelował także do władz USA o zrobienie wszystkiego, co tylko możliwe, by organizacje humanitarne mogły dotrzeć z pomocą do ofiar walk.

Krwawe zajścia na Molukach są klasycznym przykładem wykorzystywania religii dla uzasadnienia terroru. W zdominowanej przez muzułmanów Indonezji dochodzą do głosu grupy sfrustrowane kryzysem państwa, odpowiedzialność zrzucając na chrześcijańską mniejszość - "element obcy". Schemat jest zawsze ten sam, niezależnie od długości geograficznej; różne są tylko kostiumy: Żydzi, masoni, chrześcijanie... Trzeba o tym pamiętać z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że tzw. konflikty na tle religijnym kompromitują wyznawców, a po wtóre, ponieważ wiadomość o nich spotyka się z obojętnością bądź zniecierpliwieniem. A przecież tam, gdzie giną ludzie, trzeba reagować natychmiast.

opr. ab/ab



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama