Polonus sum!

O "Pamiątkach Soplicy" Henryka Rzewuskiego (1988)

Skorzystałem z usług jednej z firm na poczekaniu drukujących na koszulkach teksty wybrane przez klienta i wyruszyłem na wakacje z napisem: Polonus sum, Poloni nihil a me alienum esse puto. Wobec zaniku znajomości łaciny musiałem oczywiście często tłumaczyć, o co chodzi, ale ponieważ absolwenci szkół średnich na ogół słyszeli o haśle humanistów renesansowych Jestem człowiekiem i nic co ludzkie nie jest mi obce, mogli też docenić staropolską parafrazę Polakiem jestem i nic co polskie...

Ten cytat łaciński posłużył za motto Pamiątek Soplicy Henryka Rzewuskiego. Pytając o nie przy okazji przekonałem się, że wśród dziesiątek młodszych i starszych rozmówców prawie nikt tej książki nie czytał, ani nawet nie słyszał o niej! Z wyjątkiem... Rosjanki pochodzenia żydowskiego, którą wprawdzie Pamiętniki trochę zbulwersowały, ale urodę ich docenić potrafiła. Kojarzono oczywiście nazwisko Soplica, choć nikt nie wiedział, że to właśnie Rzewuski je Mickiewiczowi podsunął, zanim jeszcze Pamiętniki JPana Seweryna Soplicy cześnika parnawskiego zostały w 1839 wydrukowane.

Niezbyt się temu dziwię. W wieku postępu i europejskości przekazany piórem hrabiego i konserwatysty punkt widzenia dworzanina Radziwiłła Panie Kochanku, z pochwałą dawnej Polski, wolności szlacheckiej, życia w czasach saskich, konfederacji barskiej nie może liczyć na należyte miejsce w programach szkolnych. Jedno z arcydzieł literatury polskiej schowano zatem na dno szafy. Tym gorliwiej, że Pamiątki czyta się znacznie lepiej niż większość lektur, i to zarówno dla urody języka, jak wartkiego nurtu opowiadania i mnóstwa anegdot; z książek porównywalnych ciekawsze są one wyraźnie od szkolno-programowych pamiętników Paska. W rezultacie po takiej lekturze masochizm Żeromskiego mógłby zostać źle przyjęty, nie mówiąc już o Nałkowskiej, Kruczkowskim itp., których wspomnienie nawet ponad dwadzieścia lat po szkole budzi we mnie mdłości. A przecież nadal każą to czytać!

W dodatku niektóre historie z Pamiątek mogą dziś niektórych razić. Gdy w Kaniowie zgodnie z prawem magdeburskim sąd posłał na szubienicę Żyda-szulera, do kaniowskiego starosty Bazylego Potockiego pretensję miał inny Potocki, z którego dóbr ów Żyd pochodził. Na to starosta załadować kazał na bryki Żydów ze swoich włości i wysłał ich do zamku drugiego w Morafie, powiadając, że za jednego Żyda stu mu oddaje. Starosta Potocki znanym był zresztą awanturnikiem, ale się przy okazji dowiadujemy, że za pobicie i szkody sądy skazywały wielkiego pana na dotkliwe odszkodowania, a on płacił.

W innej tonacji wspomina cześnik Soplica pana Rysia, który po figlu spłatanym przez młodzika wyzwał go na pojedynek i odciął mu rękę. Zawstydziwszy się, oddał mu potem córkę za żonę.

Najbardziej jednak wbiła mi się w pamięć legenda o krucyfiksie na sali trybunału lubelskiego, na którym twarz Jezus była zwrócona ku tyłowi. Na skutek przekupstwa trybunał wydał kiedyś niesprawiedliwy wyrok przeciw wdowie gnębionej przez magnata. Gdy sesja się skończyła, niespodziewanie przybyli nieznani panowie i zajęli miejsca na sali sądowej. Po rogach i ogonach wystających spod kontuszów i rokiet poznali pisarze, że to byli diabli. Proces wznowiono i po wysłuchaniu diabelskich adwokatów obu stron sąd przyznał słuszność wdowie. Zaś Jezus ukrzyżowany odwrócił głowę ze zgrozy, że diabli byli sprawiedliwsi, niż trybunał krwią jego odkupiony.

Gawędy pana cześnika przetkane są też mnóstwem powiedzeń i obserwacji życiowych, z których wiele brzmi nadspodziewanie aktualnie. I to ma być wielki postęp, ażeby coraz więcej zacierać cech narodowości, a utworzyć jakiś naród ogólny. — Co Bóg zabrania, z tego król rozgrzeszyć nie może. — Jaka może być udzielność sejmowa w tworzeniu praw, skoro jest magistratura tłumacząca te same prawa? — Teraz w sądach żadna sprawa ani tak dobra, by jej nie przegrać, ani tak zła, by jej nie wygrać. — Po co tłusty połeć smarować? — Wojsko moskiewskie na dwie części się dzieli: połowa oficerów, żołnierze — a połowa szpiegi.

Materiał do Pamiątek Rzewuski zebrał od żywych jeszcze świadków dawniejszych czasów; utrwalił i uchronił od zapomnienia szlacheckie gawędy. Dzięki nim możemy spojrzeć od środka na owe czasy, na ich blaski i cienie, bez wątpliwego pośrednictwa oświeceniowych krytyków. Możemy też spojrzeć na świat, na którym wychowali się Mickiewicz i Słowacki (a potem Sienkiewicz) — bo romantyzm polski, choć sięgał po wzory zagraniczne, był też przecież w znacznej mierze powrotem do świata dworków i konfederatów. W końcu pomagają Pamiątki zrozumieć, czym jest polskość. W dziewiętnastowiecznej przedmowie do nich, po krytyce sztuczności i programowości właściwej renesansowi i klasycyzmowi czytamy: Skoro się zjawi dzieło w całej świeżości (...) pokazujące ludziom co czuli, co myśleli, czem są, okrzyk powszechny zdumienia i radości je przyjmie, okrzyk dzikiego, któregoś raz pierwszy przed zwierciadłem postawił. Takeśmy witali Pana Tadeusza ( Niezbyt daleko stoją Pamiątki pana Seweryna Soplicy. (1994)

Polonus sum! Najwyższy Czas! 1994 nr 37, ss. 14

Zbiór artykułów i felietonów M. Wojciechowskiego: Wiara — cywilizacja — polityka. Dextra — As, Rzeszów — Rybnik 2001

opr. mg/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama