Święty Świr Boży

Przyjrzyjmy się świrom ... bo Bóg zwyczajnie ich potrzebuje

Byłam na operze poznańskiej pt. „Dzień świra”. Myślałam sobie, że Teatr Wielki to kultura wysoka, więc przeżyję zapewne coś miłego, wspaniałego i może wzniosłego. Niestety - pisząc krótko — bardzo mi się nie podobało. I fakt, że pewnie niektórym nie będzie to odpowiadało, ale mnie przede wszystkim nie podoba się ilość przekleństw w operze wykorzystanych. One w niej aż kłują w oczy, miast rozśmieszać tak, jak robiły to w filmie o tym samym tytule, z Markiem Konradem w roli głównej. Twórcy opery, aby uniknąć konfrontacji z komediodramatem, potraktowali temat bardziej metaforycznie i mniej komediowo (to dlatego przekleństwa — nazwijmy je — operowe nie są tak samo śmieszne, jak te filmowe). Jednak zostawmy teraz kulturę z boku, bo nie zamierzam opery recenzować. Proponuję po prostu przyjrzeć się świrom, bo nie oszukujmy się, Bóg zwyczajnie ich potrzebuje.

Któregoś dnia, krótko po mojej wizycie w Teatrze Wielkim, wzięło mnie na myślenie na tematy nie do końca z operą związane, tylko ze świrowaniem. Doszłam do wniosku, że zgodnie z tym, co napisałam wyżej, Bóg potrzebuje świrów, ludzi nieobliczalnych, albo wariatów — jak zwał tak zwał — w każdym razie ludzi, którzy nie zachowują się w sposób całkowicie normalny. Dlaczego? Ano, dlatego chociażby, że większość świętych — i tych mniej i tych bardziej znanych - nazywano bożymi szaleńcami. Druga strona medalu jest taka, że oni niejednokrotnie stanowczo przeginali, jak chociażby Święty Szymon Słupnik. Po co im to było?

Szymon Świr Słupnik

Zobaczyć wariata, który całe swoje życie postanowił spędzić na słupie — Szymon pochodził z w miarę sytuowanej rodziny, ale cały swój majątek, po śmierci rodziców i brata, rozdał ubogim - na pewno było nie lada gratką. Szczególnie dla ludzi Średniowiecza — Szymon żył na przełomie IV i V wieku. Jego dziwactwo przyciągało prawdziwe tłumy, ale jednocześnie było wspaniałą okazją do ich nawrócenia. Szymon, bowiem wcale nie stał na słupie w deszczu i upale zupełnie bezczynnie, bo dwa razy dziennie, zawsze o ustalonych porach, głosił kazania - oczywiście tym, którzy chcieli go słuchać - dokonywał uzdrowień, rozstrzygał spory i sądził. Przede wszystkim jednak w ciągu całej nocy i do 9.00 rano się modlił — o tej godzinie miał swoje pierwsze kazanie. Czy zatem znalezienie tak dobrej okazji do głoszenia nauki Boskiej nie jest warte poświęcenia? Powstaje nam tutaj jedno tylko pytanie: kiedy Szymon spał? W dzień przecież miał mnóstwo zajęć, w nocy natomiast się modlił. Skąd brał na to siły? Wszakże jego rozmiłowanie w umartwianiu się budzi we współczesnym człowieku aż odruch oburzenia. Kiedyś jednak Szymon spać musiał, bo nie jest możliwe, żeby Bóg wymagał od swoich dzieci — podkreślam SWOICH - takich wyrzeczeń. Bo przecież wykraczają one niekiedy poza piąte przykazanie — „Nie zabijaj!” - a wtedy to „na dwoje babka wróży”...

Powołanie

Każdy chrześcijanin powołany jest do dawania świadectwa o Jezusie, ale każdy w inny sposób. Nie wszyscy przeznaczeni są do praktykowania tak surowej — „Szymonowej” — ascezy. Tym bardziej, że po prostu nasze czasy temu nie sprzyjają, jest bowiem współczesność, czyli prasa, telewizja, są telefony, a świat jest jedną wielką, wielowyznaniową i multireligijną wioską. Wydaje się nawet, że trochę nas to usprawiedliwia.  Lew Tołstoj powiedział kiedyś tak: Boga nie poznajesz rozumem, nawet nie sercem, ale poprzez poczucie całkowitej zależności od Niego, podobne do tego uczucia, którego doznaje niemowlę w rekach matki. Nie wie ono, kto je trzyma, kto ogrzewa, kto karmi... ale wie, że jest ktoś, i mało tego, że wie — ono go kocha. W tym wszystkim jednak najważniejsze jest to, aby swoimi zarozumiałymi ocenami, kąśliwymi uwagami i negatywnymi komentarzami nie gasić ducha tych osób, które mają jakiś pomysł na to, jak dla Boga zrobić więcej, jak bardziej i mocniej pokazać, że Go kochają i poważają. Nawet, jeśli ten pomysł będzie najbardziej dziwaczny z możliwych. Nie należy także pchać się ze swoimi — najczęściej brudnymi — buciorami do ich życia, a z przyzwoitości nie powinno się też myśleć o nich źle. Oni będą — nawet nieświadomie - i tak walczyli o prawdę zgodnie z jedną z Mądrości Stracha ze Starego Testamentu: Aż do śmierci stawaj do zapasów o prawdę, a Pan Bóg będzie walczył o Ciebie (Syr 4,28).

Proboszcz z kierowcą na koniec

Król Dawid był królem wielkim, a przecież tańczył przed Arką Przymierza jak najzwyklejszy na świecie człowiek, mający chyba nie po kolei w głowie. Święty Franciszek zaś głosił kazania zwierzętom. Sam Syn Boży urodził się gdzieś w stajni dla bydła, a potem umarł jak przestępca. Widać wyraźnie, że Bóg potrzebuje takich osób, o których ludzie tkwiący w konwenansach, tacy kompletnie pozbawieni szerokich horyzontów myślowych, powiedzą „świr”. Najlepszym tego dowodem jest pewien - możliwe, że dobrze państwu znany - dowcip: Do nieba przychodzą proboszcz i kierowca, jego parafianin. Pierwszy zostaje przyjęty po prostu, drugi natomiast witany jest z wielkimi honorami. Widząc to proboszcz jest oburzony, że nim się nikt nie zajmuje tak samo - on przecież ma wielkie zasługi, a o kierowcy wszyscy mówili źle. Św. Piotr odpowiada mu: widzisz, kiedy ty głosiłeś kazania, wszyscy ziewali, a kiedy on prowadził autobus, wszyscy się modlili.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama