Dom pełen miłości i sztuki

Połączyła ich wzajemna miłość i fasynacja sztuką. Po czterech dekadach żadna z nich nie wygasła.

W minionym roku Zofia i Marek Leszczyńscy obchodzili 40-lecie małżeństwa. Połączyła ich wzajemna miłość i fasynacja sztuką. Po czterech dekadach żadna z nich nie wygasła.

Dom pełen miłości i sztuki

Tata miał wiele szczęścia, że spotkał mamę - mówi o rodzicach najstarsza córka, Dominika. - To ja miałam szczęście, że spotkałam Marka - wpada jej w słowa pani Zofia. - Staram się go nie tłamsić, ale wspierać - dodaje. - Zazdroszczę jej delikatności pędzla, swobody, precyzji, spontaniczności - mówi z uznaniem o jej malarstwie mąż.

Czy trzeba lepszej recepty na rodzinne szczęście?

W centrum zawsze były sztalugi

Pochodzą z Podlasia - Marek z Międzyrzeca, Zofia z Woli Chomejowej. Studiowali malarstwo, pracowali jako nauczyciele plastyki i oboje tworzą. - Była taka piękna, że dech zapierało, i nieważne było, w jakim stylu maluje - pan Marek wspomina swe młodzieńcze zauroczenie. W salonie na głównej ścianie wiszą dwa kobiece portrety - pani Zofii, jedne z wielu, które zadedykował żonie.

Pobrali się w 1973 r., mają troje dzieci. Dwoje młodszych - Kamila i Łukasz - poszli w ślady rodziców i też zajmują się sztukami plastycznymi. Najstarsza, Dominika, jest historykiem sztuki, muzealnikiem. „Niedaleko pada jabłko od jabłoni”. Choć w tym przypadku należałoby raczej powiedzieć - od sztalugi. Bo od początku sztalugi były w centrum życia rodzinnego.

Dzieci w sposób zupełnie naturalny naśladowały rodziców i rwały się do malowania. - Teraz podobnie jest w domu Łukasza. Twórczość stała się stylem życia, rodzinną tradycją. Wnuczek Ignac, gdy przyjeżdża w odwiedziny do dziadków, bierze się za „poprawianie” ich obrazów. - Łukasz w dzieciństwie był znakomitym realistą - pani Zofia pokazuje Madonnę namalowaną przez sześciolatka na szkle, krucyfiks z namalowaną postacią Chrystusa.

Rodzinne malowanie to jednak nie tylko sztalugi w centrum domowego ogniska i rozmowy o sztuce. W latach 90 pan Marek zaszczepił pomysł na plenery rodzinne. Rok w rok, razem z zaprzyjaźnionymi familiami, wyjeżdżali na twórcze wakacje na Lubelszczyznę - do Holi, Brusa, Wierzchowisk. - Pamiętam, trochę się wtedy zżymałam, że polowe warunki, że zaszywamy się w jakiejś głuszy, że nie odpoczywamy jak inni. Niemniej po latach wspominam tamte wyprawy z nostalgią i rozrzewnieniem - zwierza się Dominika. Przy każdej nadarzającej się okazji urządzali też wspólne wyprawy do muzeów, galerii albo na wycieczki krajoznawcze - zawsze z aparatem czy notatnikiem w ręku. Efektem zarówno plenerów, jak i rodzinnego malowania były wspólne prezentacje, wystawy. Konsekwencją rodzinnej fascynacji sztuką, wypełnienia domu jej atmosferą był też wybór drogi życiowej - dość niepraktycznej. Kamila i Łukasz, śladami ojca, uczęszczali do nałęczowskiego Liceum Sztuk Plastycznych, potem ukończyli wydział artystyczny UMCS w Lublinie i ASP w Łodzi. W przypadku Dominiki najpierw była historia sztuki na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, potem Paryż i muzealnictwo w Ecole du Louvre. Jest autorką wielu opracowań z dziedziny historii i sztuki.

Chodziłem na klęczkach po tej ziemi

„Kluczem do zrozumienia malarstwa Marka Leszczyńskiego jest świadomość korzeni, z jakich wyrasta. Jest człowiekiem Podlasia. Choć chętnie podróżuje, jeszcze chętniej wraca w strony rodzinne. Nie zwodzą go uroki wielkomiejskich ośrodków” - napisała Dominika we wstępie do albumu „Marek Leszczyński. Malarstwo”. - Jest to kraina niezwykle ciekawa, spotykałem tu rzeczy, jakich nie ma gdzie indziej. Moje odkrywanie jest głębokie, bliskie, chodziłem po tej ziemi na klęczkach - mówi artysta. Dlatego woleli rodzinne piesze wyprawy. Można w ten sposób odkrywać ciekawe miejsca, przedmioty, obiekty. - Fascynuje mnie szczegół, detal zawierający w sobie jakąś historię, takie jak kapliczka z zegarem słonecznym, anioły o sylwetkach dzieci i twarzach starców.

Dlaczego ziemia podlaska? - Właśnie tu spotkały się dwie wielkie kultury: Wschodu ze swym mistycyzmem oraz Zachodu z jasną, racjonalną myślą filozoficzną. Nie zrodziła się tu wielka cywilizacja, gdyż ziemia była niespokojna. To, co powstało tu wielkiego i pięknego, powstało w sercach ludzi tu mieszkających - mówi M. Leszczyński. Przykładem jest sztuka unicka - niezwykle oryginalna, powstała poza kanonem prawosławnym. Tworzyli ją artyści niewykształceni, ale dzięki temu wkładali w obrazy wiele własnych emocji, czyniąc ją inną - szczerą. - Wolę domorosłe malarstwo unickie niż wytwory Sykstyny czy Luwru - komentuje artysta.

Nie da się Podlasia oderwać od ikony

Szczególne miejsce w malarstwie Marka, a także Zofii zajmują motywy sakralne - tematy wyrastające z inspiracji Biblią, apokryfami, kultem maryjnym i świętych, ludową pobożnością mającą swój wyraz w krzyżach i przydrożnych kapliczkach, wotach, a także z prawosławia i ikon.  Trudno wymienić wszystkie cykle obrazów artysty związanych z tą tematyką. W albumie przygotowanym na jubileusz twórczości zajmuje ona więcej niż połowę objętości. Znajdziemy tam cykle obrazów: „Prorocy”, „Cuda ewangeliczne”, „Trędowaci”, „Przypowieści”, „Obrazy pasyjne”, „Święci i doktorowie Kościoła”, „Apokalipsa”, „Ucieczka” (o ucieczce Świętej Rodziny do Egiptu). Są też cykle inspirowane dziedzictwem religijnym Podlasia. To Madonny - jeden z tematów najwcześniej podejmowanych przez pana Marka. Podczas wędrówek po Podlasiu wielkie wrażenie robiły na artyście obrazy z sanktuariów maryjnych. Początkowo tworzył wizerunki wierne konkretnym typom ikonograficznym (Kodeńska, Leśniańska, Dzikowska, Ostrobramska, Częstochowska), potem zmieniły się we własne wizje „Bożego Macierzyństwa”. Po roku 2000, pod wpływem wizerunku kolembrodzkiego, powstał cykl „Sukienek wotywnych”. Artysta podejmował też temat unitów: namalował cykl obrazów „Droga krzyżowa Unitów Podlaskich”, w których tło stanowią sylwetki kościołów oraz obraz poświęcony męczennikom z Drelowa.

Spotkania z ikoną - w Międzyrzecu, następnie w Holi - wywarły wielki wpływ na kształtowanie się stylu malarskiego, co ma swój szczególny wyraz w emanującym z obrazów spokoju i dostojeństwie, hieratyzmie postaci, obramieniu sprawiającym wrażenie obrazu w obrazie czy umieszczaniu na nim tekstów - cytatów.

Anioły chodzą po polach

A malarstwo pani Zofii? Przez lata tworzyła gównie w... myślach, szczególnie przed zaśnięciem, po męczącym dniu. A pracy przy trójce dzieci miała mnóstwo. - Malarstwo Marka było mi potrzebne. Dawało mi taką satysfakcję, jak gdybym to ja malowała. Do muzeów, galerii było daleko, brakowało na to czasu. Wtedy jego sztuka była dla mnie ich namiastką, ale też własnej twórczości - wyznaje. Teraz ich mieszkanie stanowi galerię: ściany wypełnione są obrazami.

Z. Leszczyńska wróciła do malarstwa, gdy dzieci dorosły. Jej ulubionym miejscem tworzenia jest... kuchnia. - Tu mam spokój, nikt mi nie przeszkadza. Żeby powstał obraz, potrzeba czasu i skupienia, nie wystarczy 15 minut - tłumaczy. Zdarza się, że gdy zapomni się w tworzeniu, obiad się opóźni albo coś przypali. Malowaniu towarzyszy spokojna i wyciszona muzyka, najczęściej klasyczna, która przenosi w inny wymiar, tworzy odpowiedni nastrój, a niekiedy jej dźwięki wręcz prowadzą rekę.

Niedawno w radzyńskiej galerii „Oranżeria” pani Zofia zaprezentowała cykl „Ptaki” złożony z kilkudziesięciu miniatur malowanych na jedwabiu. - Ptaki są fascynujące, od dziecka się w nie wpartrywałam. Są takie delikatne, zwiewne, płochliwe. Nawet wróbel czy wrona mają niezwykłe, barwne upierzenie. A z jakim wdziękiem się poruszają - na przykład żuraw brodzący po wodzie, sikorka balansująca na gałęzi - w głosie malarki słychać niegasnące emocje. Wystawa spotkała się z niezwykle ciepłym przyjęciem przez widzów i w pełni na to zasłużyła.

Ale nie jest to jedyny temat: pani Zofia maluje też anioły i Madonny - „Boże Macierzyństwo”. Uwielbia przyrodę, spacery po łące; bukiety zasuszonych polnych kwiatów zdobią ściany domu. - Wydaje mi się, że po naszych łąkach przechadzają się anioły.

Nad wejściem do salonu wisi kilaknaście ptaków, które są wspólnym dziełem państwa Leszczyńskich - wyrzeźbione w drewnie lipowym przez pana Marka i pomalowane przez panią Zofię. W kwiaty, a jakże - takie, wśród których chowają się na łące.

Wszystko zmierza do szczęśliwego zakończenia

Oboje mają także świadomość różnic: ona maluje spontanicznie, bez szkicowania. On, zanim stworzy obraz, wykonuje od kilku do kilkudziesięciu szkiców, w których mierzy się z formą - kolorem, strukturą, kompozycją, fakturą. - Moje obrazy są wyważone, przemyślane. Żona podchodzi do płótna i z nim walczy. Zazdroszczę jej swobody, precyzji, spontaniczności - wyznaje.

Pani Zofia opowiada historię jednej wystawy. - Marek wykonał do obrazu około stu szkiców i wyrzucił je do kosza. Ja je stamtąd zabrałam. Potem pokazaliśmy na wystawie, jak powstaje obraz - od pierwszego pomysłu naszkicowanego na rachunku za gaz.

- W każdym z nas jest taka recepta. Im szczersza, tym lepsza. To intuicja - podsumowuje M. Leszczyński. Nie da się ukryć, że wspólnym mianownikiem jest zachwyt światem, poszukiwanie w nim piękna i optymizm.

ANNA WASAK
Echo Katolickie 1/2014

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama