Ksiądz w retuszu

Była moda na detektywów, policjantów, lekarzy i pielęgniarki - teraz serialowe pięć minut mają księża


Ks. Paweł Siedlanowski

Ksiądz w retuszu

Niedawno w „Gazecie Wyborczej” ukazał się tekst, w którym autorka wyraziła zaniepokojenie faktem, że katoliccy księża i zakonnice coraz częściej pojawiają się w serialach TVP - w „Siostrach”, „Ojcu Mateuszu”, „Plebanii”, „Złotopolskich”, „Klanie” czy „Ranczu”. Jak się okazało, problem jest tylko z pozoru błahy.

 

Była moda na detektywów, policjantów, lekarzy i pielęgniarki - teraz serialowe pięć minut mają księża. Takie są zasady rynku. To się obecnie sprzedaje, moda i gusta odbiorców wytyczają aktualne trendy. Prezentowane w telenowelach postacie są przerysowane, jednowymiarowe, nierzeczywiste. To ogólna przypadłość wszystkich tego rodzaju produkcji. Nie są to arcydzieła kinematografii. Życie jest o wiele bardziej złożone i tylko w niewielkim stopniu przystające do sztucznie wygenerowanej filmowej przestrzeni.

Zgrzyt popkultury?

Pewnie wspomniany tekst nie zwróciłby mojej uwagi, gdyby nie stwierdzenia autorki (i jej rozmówców), którzy nie mogą sobie darować, że „wszystkie te telenowele łączy jedno: pokazują duchownych w dobrym świetle. To już mocna przesada! Przecież współczesna popkultura widzi te postacie inaczej - tłumaczy prof. Wiesław Godzic ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. - Pełno jest tu przedstawień erotycznych czy quasi-erotycznych osób duchownych - przypomnijmy sobie reklamy Benettona. We współczesnej ikonografii nierzadko można spotkać księdza, który jest pazerny i zawistny, a zakonnica rodem z Natalii Rolleczek i jej „Drewnianego różańca”, czyli kojarząca się z drastycznymi sposobami edukacyjnymi. Te seriale nawet nie próbują się z tym mierzyć”.

Cóż, najlepiej, gdyby kręcono filmy tylko o złych księżach i zdziwaczałych siostrach. Czy tak nas widzi współczesna popkultura, czy raczej tak chcą postrzegać kapłana ci, którzy mają w tym wymierny interes?

Czasem poczciwi, a czasem głupi

W wielu mediach od jakiegoś czasu obraz kapłana jest jednowymiarowy: bohater skandali, nierozumiejący rzeczywistości egzekutor prawa zapisanego w Dekalogu, mający problemy ze swoją tożsamością. Przytoczone wyżej filmy ten stereotyp jawnie i bezczelnie łamią. Nie chodzi o lukrowaną treść, wymyśloną konwencję. To nie jest świat prawdziwy. Problem staje się o wiele poważniejszy: chodzi o lansowane a priori założenie, że ktoś, pod kogo adresem na różnego rodzaju forach internetowych można bezkarnie słać wszelkiego rodzaju obelgi, oskarżać o najgorsze rzeczy, licząc na łaskawą przychylność moderatorów dyskusji, nie może być dobry!

Niezawodna w takich sytuacja pani Magdalena Środa we wspomnianym wyżej tekście odkrywa koniunkturalizm (zastraszonej?) telewizji i kolejny przejaw (a jakże) czarnej dyktatury. „Ci, którzy takie seriale zamawiają - komentuje - widocznie chcą, żeby ten naród był prosty, szukający pomocy u duchownego, w modlitwie, na pielgrzymkach, w cudach, a nie silił się na rozwój, indywidualizm, oświecenie, samodzielność, racjonalność”. Ciemny naród, opierający się (pod wpływem wstecznego Kościoła) zdobyczom cywilizacji, słuchający swoich duchowych przewodników (według pani profesor „księża to w większości ludzie niewykształceni, prości - czasem poczciwi, a czasem głupi”) trzeba w końcu popchnąć na tory postępu!

Jak nie znajdą się rzeczowe argumenty, najlepiej wykpić, ubrać w ironię, wmówić, że nowoczesność nijak nie da się pogodzić z konserwatywnym światopoglądem. Najlepiej zbudować mur, który skutecznie odgrodzi znienawidzonych pasterzy od ich owieczek. Nie będą już więcej słuchać głosu Pasterza. Wybiorą sobie innych przewodników. Oni poprowadzą je ku nowej, świetlanej (w czerwonawym odcieniu) przyszłości. Już bez krzyży na ścianie szkoły i urzędu, za to z dynią wręczoną dziecku na Halloween. Brzmi znajomo?

Wybiórcza tolerancja

W uzasadnieniu wyroku wytoczonego przez panią Tysiąc „Gościowi Niedzielnemu” sędzia kilkakrotnie podkreśliła, że czytelnicy tygodnika to ludzie mający problemy z „analizą logiczną tekstów”, rozumujący w kategoriach emocjonalnych - czyli, innymi słowy, głupsi od elit. Po raz kolejny pojawił się sztuczny i krzywdzący podział: MY-WY, bazujący na marksistowskim stereotypie wiary jako opium dla ludu. Świat się zmienił, ale jak się okazuje, metody pozostały. Może jedynie poddano je pijarowskiemu liftingowi i nieco podretuszowano ideologicznie. Co więcej - wolterowska zasada: „Kłamcie, kłamcie, zawsze coś zostanie; plujcie, plujcie, zawsze coś przyschnie” ma się znakomicie.

Szkoda, że jako pierwsi odpadają młodzi. Młodemu człowiekowi bardzo łatwo wmówić, że „katabasy” w czarnych sukienkach (to jedno z łagodniejszych określeń księdza na forum Onetu) to degeneraci, szpiedzy Watykanu i wrogowie wolności. Jacyś bliżej nieokreśleni „oni”, o których wiadomo tylko tyle, że trzeba ich nienawidzić. Wszystkie środki są dozwolone. Normą stało się, że każdy przypadek nadużycia w Kościele jest nieproporcjonalnie mocno nagłaśniany i komentowany. Praktycznie nie ma tygodnia, by jakaś „pikantna” historia nie zdominowała medialnej dyskusji. Zdarza się, że dopiero po czasie wychodzi na jaw, iż było to kłamstwo. Nikomu jednak nie przyjdzie do głowy, by je odwołać. Brud przysechł, słowa narobiły zamieszania (tudzież przykryły kolejną aferę, przekierowując sprytnie uwagę na inne tory). I o to chodzi.

Krytyka, ale nie krytykanctwo

Nie generalizuję i nie bronię się przed prawdą. Sutanna, habit - jak każdy inny strój - nie chronią przed głupotą, bezmyślnością, słabością. Księża to nie supermani, którym obce są wszelkie przypadłości ludzkiej natury. Czują się czasem za bardzo wyjątkowi i zbyt pewni siebie, bezpieczni w swojej samowystarczalności. Ulegają pokusom konsumpcjonizmu i gromadzenia dóbr, jak większość ich braci i sióstr „w świecie”, ale im się nie wybacza. Atakowani, nie mając innej możliwości obrony, kontratakują. Samotni w tłumie, gubią drogę. Niezrozumiani - próbują sięgać po wzorce ze świata i stają się menadżerami, aktywistami, tracąc ducha Ewangelii. Jak wszyscy potrzebują oczyszczenia, pokory i tym bardziej - wprost proporcjonalnie do wagi zadań, jakie na nich spoczywają - mają wchodzić w głębię słowa Bożego, nawracać się, swoim życiem świadczyć o Tym, w imieniu którego przepowiadają Prawdę Objawioną. To oczywiste.

Konstruktywna krytyka, której cel to dobro, jest zawsze uzasadniona i mile widziana, choćby jej słowa były ciężkie jak ołów. Buntuję się jednak przeciwko medialnym nagonkom, stronniczości i niesprawiedliwości w ocenie ludzi Kościoła. Przeciwko nienawiści strojącej się w szaty postępu i tolerancji, wobec wszystkich, z wyjątkiem chrześcijan, a szczególnie ich duchowych przewodników. Nie spotkałem tekstu, w którym ktokolwiek by w tak brutalny i cyniczny sposób, jak to się dzieje w odniesieniu do Kościoła katolickiego, Benedykta XVI, kapłanów katolickich, pisał o rabinie, duchownym islamskim, buddyjskim, bezkarnie kpił z zasad Koranu czy Tory, pozwoliłby sobie na lekceważenie głosu Dalajlamy czy na bluźnierstwo wypowiedziane przeciwko Mahometowi. Dlaczego? Pytanie jest retoryczne.

Sługa nie jest większy od swego pana

„Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził - mówił Chrystus. - Gdybyście byli ze świata, świat by was kochał jako swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi. Pamiętajcie na słowo, które do was powiedziałem: „Sługa nie jest większy od swego pana”. Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować. Jeżeli Moje słowo zachowali, to i wasze będą zachowywać” (J 15, 18-20).

Kościół jest mocny zawsze wtedy, gdy traci ludzką pewność. Prześladowany - odnajduje w sobie potencjał dawania świadectwa. Wygrywa pokorą, cierpliwością, łagodnością i miłosierdziem. Tego nieustannie uczy się od swojego Założyciela.

Każdy głos krytyczny warto wziąć pod uwagę, przeanalizować, przyznać się do błędu, jeśli takowy się pojawił. Nie warto poddawać się pokusie wchodzenia w bezsensowne wojenki - raczej być świadomym mechanizmów działania zła, demaskować półprawdy i fałsz, głosić Prawdę. Kreślona przez piewców nowego porządku wizja świata nie obroni się: u jej podstaw nie ma na tyle silnych wartości, by udźwignęły wznoszoną na tak skonstruowanych zrębach budowlę. To lotne piaski. Zło zostało raz na zawsze pokonane - dokonało się to na krzyżu. Nikt i nic nie jest w stanie tego zmienić. Ważne, abyśmy w to mocno wierzyli - nie w rzeczywistość wykreowaną sztucznie w przestrzeni kolorowych telenowel, nawet jeśli ich bohaterami są Jan Paweł II, księża czy siostry. To tylko złudzenie prawdziwego świata, refleks światła. Prawda ma tę właściwość, że jest w stanie sama się obronić, wszystko zaś, co nią nie jest, przeminie tak, jak się to już działo wielokroć. Żadne „autorytety”, wygłaszane opinie, nacechowane stronniczością oceny, nagłaśniane sensacje i skandale nie są w stanie odwrócić jej znaczenia. Bo nie my jesteśmy jej właścicielami.

opr. aw/aw



Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama