Chłopiec

O rozwoju młodego człowieka w warunkach "komfortu psychicznego"

 

Jestem zaprzyjaźniona z rodzicami chłopca. Chłopiec ma 23 lata. Jest ładny i wesoły. Urodził się w Polsce, ale miał zaledwie parę miesięcy, kiedy rodzice przywieźli go do Danii. Studiuje filozofię i historię sztuki. Do studiów się nie przykłada. Chłopca - na razie - interesuje wszystko.

Chłopiec mówi po duńsku jak rodzony Duńczyk. Mówi także po francusku i po angielsku. W domu chłopca mówi się wyłącznie po polsku, ale język rodziców sprawia chłopcu trudności: mówi płynnie, ale niegramatycznie. Kiedy chłopcu brakuje słów, sam je wymyśla. Wymyślił na przykład słowo "staroczesny" przez analogię do słowa "nowoczesny". Mniej udanym przykładem są "przetwory" zamiast "utworów". Chłopcu nie brakuje inwencji, brakuje mu cierpliwości; nie jest przyzwyczajony do życia z przeszkodami.

Chłopiec lubi muzykę popularną, której ja nie znoszę, ale lubi także jazz i - pod wpływem matki - stara się polubić muzykę klasyczną. W przeciwieństwie do mnie chłopiec jest na wszystko otwarty, pozbawiony przesądów. Daje szansę każdej dziedzinie sztuki. Próbuje, czy mu zasmakuje, podobny w tym szlachcicowi z Dziennika Gombrowicza, który przechadza się po sadzie, nadgryzając to jedną, to drugą śliwkę.

Poglądy polityczne chłopca są dalekie od moich. Chłopiec jest postępowy; nigdy na przykład nie wybaczył Amerykanom ich polityki wobec Indian. Ale nie jest zacietrzewiony: umie patrzeć i umie słuchać. Nie przypomina w tym ani mnie, ani swoich rodziców. My wiemy swoje. To znaczy, każde z nas wie co innego. Chłopiec - wytrawny kibic - przysłuchuje się naszym sporom. Czasami łapie nas na nielogicznościach i wtrąca swoje trzy grosze. Nigdy nie ma nam za złe.

Chłopiec sprawia nam wszystkim dużo radości. Jest wrażliwy, rozumie komplikacje dorosłych, choć ich nie podziela, ma poczucie humoru. Przypomina w tym swoich rodziców. Ale tutaj podobieństwa się kończą. W przeciwieństwie do nich - i do mnie - chłopiec jest człowiekiem wolnym: wolnym od naszych emigranckich napięć psychicznych, naszych nerwów na wierzchu, naszej niepewności, przechodzącej często w histeryczne zadufanie. Chłopiec jest tolerancyjny, ale inaczej niż my. Tolerancja chłopca jest naturalna, nie wysilona, nie - ideologiczna. Chłopiec woli zaciskać własne zęby niż cudze. Ma zasady, ale nie ukręca z nich bicza na innych.

Jest uczuciowy - w tym również przypomina rodziców - ale potrafi okazać powściągliwość. Powściągliwość chłopca nie ma w sobie nic z dość typowego dla Duńczyków lęku przed wyrażaniem uczuć, ale pozbawiona jest polskiej teatralności. Chłopiec mówi, że czuje, kiedy czuje - nie na wyrost. Ma w sobie łagodną stanowczość, która wzbudza respekt. Umie powiedzieć "nie" w sposób, który nikomu nie uwłacza. I umie powiedzieć "przepraszam".

Chłopca nikt nie pyta, czy czuje się bardziej Polakiem, Duńczykiem czy Żydem. Kim jest? Mutantem: skrzyżowaniem tego, co najlepsze w polskości, duńskości i żydostwie. Niekompletnym Duńczykiem. Ale to właśnie szpary, w które wcisnęła się polskość i żydostwo, uczyniły go tym, kim jest: marzeniem każdej matki. Matka chłopca powiada: "On jest z różnych glin. Ale każda w najlepszym gatunku."

Parę lat temu chłopiec zobaczył w telewizji film o pogromie w Kielcach. Był wstrząśnięty. Oświadczył, że nigdy więcej nie będzie Polakiem. Zareagowaliśmy ostro, najpewniej dlatego, że chłopiec uświadomił nam, że my nie mamy wyboru; do końca życia będziemy tym, kim byliśmy przed wyjazdem z Polski: kłębkiem polsko-żydowskich urazów i poczucia winy. W przeciwieństwie do nas chłopiec mógł się obrazić na Polaka w sobie i wyrzucić go z siebie. My przypominamy garbusa z wiersza Leśmiana: zabierzemy nasz garb do grobu i w zaświaty.

Dziś chłopiec ma do swojej polskości stosunek równie pogodny jak do swojego żydostwa. Jeździ do Polski i do Izraela, ale jako turysta. Dla obydwu tych krajów - i ze szkodą dla obu - jest stracony jako obywatel. Dania otrzymała chłopca w prezencie, ale dała mu także hojny prezent z siebie.

Gdyby jednak przyjechał tu jako nastolatek, byłby prawdopodobnie mniej harmonijny. Chłopiec nie zachłysnął się wolnością - aż do udławienia - jak to miało miejsce w przypadku młodzieży, której zmieniono kraj w wieku pokwitania. W niektórych wypadkach skończyło się tragicznie: narkomanią, obłędem, społecznym pasożytnictwem. I w każdym z tych wypadków - tragedią rodziców.

Chłopiec miał szczęście: wolności i życia w dobrobycie uczył się tak jak chodzenia. Z domu wyniósł - nie zawsze w Danii typowe - poczucie rodzinnej, ludzkiej solidarności i wiedzę, że życie może być gorzkie a los człowieka okrutny, choć niezawiniony. W domu nauczono go także hojności: zasady, że ten, kto ma więcej, winien więcej dawać. Chłopiec nie ma kompleksów, bo nigdy nikogo nie zranił. Nie musi mozolnie "wychodzić na ludzi". Odkąd pamiętam, zawsze był człowiekiem.

 

JANINA KATZ-HEWETSON, ur. 1939, absolwentka polonistyki i socjologii UJ, tłumaczka, publicystka, pisarka (duńska). Od 1969 mieszka w Danii.



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama