Diabli z nim?

Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (16/2007)

Tuż po Świętach Wielkanocnych telewizja pokazała po raz kolejny - tym razem w cyklu „Kocham kino" - film Romana Polańskiego „Dziecko Rosemary". Nakręcony w 1968 r., na podstawie powieści Iry Levina, bywa uznawany za pierwszy film z nurtu kina satanistycznego. Swego czasu krążyło wokół tej ekranizacji wiele plotek, np. że w rolę diabła wcielił się sam La Vey, twórca tzw. Kościoła Szatana. Niedługo po premierze banda Mansona dokonała okrutnego mordu w willi Polańskiego, co jeszcze bardziej wzmogło rozmaite domysły.

A wspominam ten kontrowersyjny film, bo niedawno w godzinach nocnych miałem okazję obejrzeć powtórkowy „tok szoł" - sprzed dwóch lat -z udziałem „ojca polskich satanistów". Tak właśnie bywa nazywany Roman Kostrzewski, wokalista grupy „Kat", kreujący się scenicznie od dawna na postać diaboliczną. Swego czasu nagrał on dźwiękową wersję tzw. biblii satanistycznej, autorstwa wspomnianego La Veya.

Teraz wyznał przed kamerami, że nie lubi Kościoła ze względu na historię i za współczesność. A na dodatek jako satanista płaci podatki na Kościół (?). Jego wywody były mętne i sprawiał wrażenie faceta miałkiego oraz mocno zakompleksionego. Odniosłem wrażenie, że ów sztandarowy satanista jest tak samo autentyczny, jak opary siarki unoszące się w studiu telewizyjnym. Żaden z niego satanista czy okultysta, tylko zwyczajny ateista! Oświadczył np., że czasem nawet chadza po kościołach, bo lubi je zwiedzać, a w końcu przyznał się, że nie czci szatana. Najbardziej przekonujące w jego infantylnych dywagacjach było przeświadczenie, że w SLD znalazłby na pewno wielu kolegów. Ale o tym przecież wiadomo i bez deklaracji samozwańczych „ojców" czy „matek" rodzimego satanizmu.

Ech, imć Kostrzewski! Gdybyście byli młodsi, rzekłbym z troską w głosie, jak ta żaba z bajki Krasickiego: „Chłopcy, przestańcie, bo się źle bawicie! Dla was to jest igraszką, nam idzie o życie". Ale że z waćpana, nie przymierzając, również stary koń jak ja, więc przestrzegam, że w obliczu śmierci nie tacy ateiści trzęśli już portkami i gromkim głosem księdza wołali. Czego i Waszmości - poważnie zatroskany o los Twojej duszyczki - szczerze życzę. Obyś Pan tylko zdążył na czas, aby Cię diabli nie wzięli!

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama