Kiedy w życiu szczęścia brak

Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (49/2005)

Czy pamiętacie, zacni utracjusze raju, pechowego bohatera „Zezowatego szczęścia"? Ilekroć Piszczyk wychylaj się ponad przeciętność, tylekroć dostawał od życia po uszach. Kiedy chciał przeprowadzić w przedsiębiorstwie badania nad poziomem i źródłami szczęścia pracowników, znowu dostał za swoje, bo - jak mu wyjaśniono - akurat to nikogo nie obchodzi.

I oto pewna włoska firma ogłosiła niedawno utworzenie w swoich strukturach specjalnej komórki: Działu Szczęścia Pracowników. Ciekawe, w jaki sposób pracodawca z Italii zechce zadbać o szczęście podwładnych? Chyba nie będzie to kolejna forma robienia ludziom dobrze, według widzimisię kierownika Działu Szczęścia? Trochę mi to pachnie Orwellem, bo może zakończyć się uszczęśliwianiem pracowników na siłę.

Bo cóż to właściwie jest szczęście? Wybitny polski uczony, profesor Władysław Tatarkiewicz, autor dobrze znanej „Historii filozofii", napisał także słynny traktat „O szczęściu". I to w latach drugiej wojny światowej, gdy - jak nam podpowiada chłopski rozum - wszechobecne okrucieństwo nie usposabia do refleksji nad taką ulotną kategorią, jaką jest szczęście. Sam Tatarkiewicz uważał jednak, że „w nieszczęściu więcej się o szczęściu myśli, niż w szczęściu. I łatwiej znosi się złą rzeczywistość, gdy się od niej myślą do lepszej odbiega".

Wynika z tego, że chłopskie rozumowanie nie zawsze jest dobrą intuicją, co potwierdza anegdota o pewnym kleryku, który zdawał egzamin z filozofii. Nie wiedział o czym mówić, więc zagaił: - Tak na chłopski rozum, księże profesorze, cały ten spór o uniwersalia wydaje się... Nobliwy wykładowca błyskawicznie mu przerwał: - Czy nie zapominasz, synu, że to filozofia? Na chłopski rozum to ty powinieneś wybrać raczej naukę w technikum rolniczym...

Powróćmy jednak do naszych rozważań nad szczęściem. Tak ulotny to i niejednoznaczny stan, że niejeden gotów jest już sam brak nieszczęścia uznać za szczęście. A po latach profesor Tatarkiewicz, w dziele „Dzieje sześciu pojęć", snuł kolejną refleksję, m.in. nad tymi pojęciami, które łącznie miałyby wyznaczać stan szczęścia, czyli nad prawdą, dobrem i pięknem.

Przy okazji warto przypomnieć, że traktat „O szczęściu" przepadłby, gdyby nie odrobina - nomen omen - szczęścia, a także osobistej odwagi profesora. Podczas powstania warszawskiego zdołał wprawdzie uratować rękopis z podpalonego domu, ale potem - w drodze do obozu w Pruszkowie - oficer niemiecki zrewidował mu bagaż, odebrał dzieło i wyrzucił, krzycząc: „Praca naukowa? To już niepotrzebne, nie ma już polskiej kultury!". Autor jednak zaryzykował i, na szczęście, wyciągnął rękopis z rynsztoka.

Wydaje się, że w życiu nie można za wiele liczyć na szczęście. Skoro go jednak tak wszyscy pragniemy, to chyba powinniśmy pamiętać, że szczęściu trzeba dopomóc. Warto przynajmniej próbować.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama