Kultura na rynku

Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (49/2000)

Pielgrzymi i turyści przybywający do Rzymu zwiedzają m.in. słynne fora - Forum Romanum, Forum Traiani... Były to place, na których dokonywano wymiany towarowej, a przy okazji rozsądzano spory. Gdy nazwa "forum" przeszła do słownika prawników, przyjął się angielski "market", a po nim niemiecki "Markt" i nasz "rynek". Na rynku oferuje, sprzedaje i kupuje się towar. Ale już w starożytności wiedziano, że ludzie kupują nie tylko chleb, lecz także igrzyska. Z tym, że w Rzymie (i nie tylko) igrzyska dawano gratis, by przez odwrócenie uwagi uspokoić nastroje społeczne. Dziś igrzyska to potężna branża przemysłowa, już junior nie wyobraża sobie, by mu nie płacono za kopanie piłki. Kluby sportowe to rzadko już zespół amatorów, lecz przedsiębiorstwa obracające dużymi pieniędzmi, kupujące zawodników za dziesiątki milionów i zawierające z nimi milionowe kontrakty. Podobnie śpiewacy, różne grupy estradowe, soliści i zespoły - wszyscy oni świadczą usługi rozrywkowe. Powstał rynek rozrywki. Obok tradycyjnego teatru i filmu rozmaite wesołe miasteczka, festiwale i konkursy, Disneyland, salony gier, a ostatnio zabawa w przestrzeni cybernetycznej. Rozwinął się przemysł rozrywkowy: rozrywka, a właściwie dostęp do niej, stał się towarem. Kto potrafi rozerwać ludzi, bawić ich, pobudzać do śmiechu, zainteresować ich swymi przeżyciami, ten może to wszystko ("się") sprzedać. Powodzenie kolorowych pism kobiecych pokazuje, jak atrakcyjnym towarem może być własny - prawdziwy lub zmyślony - życiorys. Zabierając się do transformacji ustrojowej i gospodarczej, położono akcent na usługach. Notujemy w tej dziedzinie dużą poprawę, ale bardziej spontaniczny jest rozwój "usług" w sferze szeroko pojętej kultury. Tu łatwiej nieraz zaspokoić popyt niż zapotrzebowanie na usługę rzemieślniczą. Zresztą nie tylko w przemyśle, lecz także w zakładach rzemieślniczych coraz więcej pracy, zarówno fizycznej, jak i umysłowej, wykonują maszyny, dzięki czemu produkty są tańsze, bo mniej potrzeba pracy ludzkiej. Ta przesuwa się w inną sferę, właśnie kulturowo-rozrywkową. Coraz więcej młodych ludzi zarabia nie w biurze czy w fabryce, lecz śpiewając, tańcząc, kopiąc piłkę czy w inny pomysłowy sposób. W obrocie gospodarczym coraz więcej miejsca zajmuje sprzedaż i kupno przeżyć. Mówi się o "kapitalizmie kulturowym", w którym cała, szeroko pojęta kultura zostaje skomercjalizowana. Kierunek rozwojowy ilustruje turystyka i agroturystyka. W tej drugiej nie chodzi przecież tylko o "siedzenie pod gruszą", lecz o żywy kontakt z życiem rodziny wiejskiej, odpowiednio przygotowanym "na sprzedaż". Zaś turyści, zwłaszcza zagraniczni, przyjeżdżają i płacą za oglądanie nie tylko zabytków, lecz żywej tradycji, folkloru, tańców, biesiadowania. Miejscowi przeliczają każdy gest na pieniądze - zarabiają kulturą. Na przykładzie gastronomii widać, że oferta musi iść w dwóch kierunkach: z jednej strony potrawy "uniwersalne", które można dostać wszędzie, jak sznycel wiedeński, pizza czy angielskie śniadanie, z drugiej specjały miejscowe, smakowane "tylko tu", o długiej nieraz tradycji. Bo turysta ma się wszędzie czuć jak w domu, a zarazem winien mieć świadomość nowych doznań i poznania odmiennych kultur. Siłą napędzającą rozwój kulturowy jest styk kultur. Z jednej strony uniwersalne standardy, do których usiłuje się zrównać, z drugiej zaś mocne zakorzenienie kulturowe, pielęgnacja własnych tradycji. Potwierdza się, że to nie gospodarka - jak pisał Marks - wyznacza kulturę, lecz kultura gospodarkę. Kto nie wierzy, niech odpowie sobie na pytanie, dlaczego na czele największych - wedle wartości giełdowej - firm na świecie znajdują się General Electric, Intel i Microsoft, a w Europie Nokia, która z producenta butów zimowych przebranżowiła się na telefony komórkowe.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama