Czas "nie-zwykły"

O modlitwie, ożywiającej codzienność chrześcijańską

Gdy po okresie wielkich świąt przechodzimy w liturgii Kościoła do tak zwanego okresu zwykłego, pytamy, co powinniśmy w tym okresie robić, na co zwracać uwagę, w jakim kierunku skierować nasz chrześcijański wysiłek. Można dać wiele odpowiedzi na te pytania, ale nie możemy zapomnieć, jak bardzo ważne jest, abyśmy kontynuowali duchowo przeżyte święta. Chodzi o to, by okres zwykły posłużył nam do utrwalania tego, co naprawdę ważne, a na co zwróciły nam uwagę przeżywane święta.

Proponuję, abyśmy zatrzymali się przy Wieczerniku Pięćdziesiątnicy - Zielonych Świąt, gdzie objawia się Duch Święty i gdzie dokonuje On objawienia Kościoła jako miejsca, w którym nieustannie będzie żył i działał. Można by powiedzieć wiele o tym wydarzeniu, ale myślę, że na naszą uwagę, ze względu na kontynuowanie tego święta w życiu chrześcijańskim, zasługuje klimat ludzki, w którym dokonuje się to opisane w Dziejach Apostolskich wydarzenie. Jest to klimat wspólnej i wytrwałej modlitwy - klimat przeżywany i budowany przez uczniów Jezusa, tworzących pierwotny Kościół.

Atmosfera modlitewnego oczekiwania otworzyła ich serca na przyjęcie obiecanego Daru - Ducha Parakleta. Ten nastrój jest konieczny także dzisiaj i będzie konieczny zawsze, by Duch Święty mógł kontynuować swoje zstępowanie i życie w Kościele - by Kościół był Jego żywym "miejscem". Kontynuować Pięćdziesiątnicę w życiu chrześcijańskim w okresie zwykłym - znaczy modlić się. Nigdy nie będzie przesady w przypominaniu tego zadania podstawowego i wielkiego zadania wierzących w Kościele.

Poddać się modlitwie

oznacza zapanować nad światem. Modlitwa przechodząca przez ogień miłości sprawia, że wszystko - ogień i woda, wilk, ryby i ptaki - staje się posłuszne św. Franciszkowi z Asyżu. Modlitwa, otwierając człowieka na blask piękna Bożego, sprawia, że materia staje się słowem - zaczyna mówić. Prowadząc go przez światło prawdy sprawia, że nad duszą ludzką wschodzi słońce. Gdy otwieramy się na modlitwę, nasz duch zyskuje nowe formy, które pozwalają mu zrozumieć siebie i świat.

Modlitwa jest wzywaniem pokoju i pełni. Chrystus nauczył nas, że jest ona wpisywaniem tego, co Boskie w to, co ludzkie. Modlitwa jest rytmem tego, co Boże w biegu czasu; jest wzywaniem pomocy Bożej, aby próba życia nie zakończyła się klęską, gdy ocieramy się o nią, i by nie zostało nam odmówione miłosierdzie. Nie jest ona jeszcze pokojem i pełnią - jest tylko drogą do otrzymania tych darów. Dlatego jest przylgnięciem bezwarunkowym. Modlitwa, w której stawia się warunki, jest zdradą miłości, zadowalaniem się tym, co częściowe.

Modlitwa jest akceptacją,

przeciwieństwem ślepej uległości, ponieważ powierzyć się woli Miłości oznacza okazać Jej zaufanie. Amen, wypowiadane na końcu każdej naszej modlitwy, opartej na ufnym powierzeniu się, wyraża jej istotę. W czynieniu woli Ojca wyraża się cała niepokonalna wolność naszej woli. Amen umierającego Sokratesa było akceptacją przeznaczenia - pewnością mędrca, który - bardziej niż wypełniając wolę Boga - wierzył, że jego wola jako sprawiedliwego była zgodna z wolą bogów, którym nie pozostawało nic innego, jak ją usankcjonować i przyjąć mędrca do siebie. Amen Sokratesa jest nieskończenie dalekie od tego Amen, które wypowiadają święci chrześcijańscy, którzy im bardziej pełnią wolę Ojca, tym czują się bardziej dalecy od jej wypełnienia.

Wzywanie pokoju nie oznacza dążenia do "zatrzymania" biegu życia, a więc wyboru śmierci, ale opieranie go na niezachwianej nadziei pełni życia. Dlatego jest przeciwieństwem śmierci i bierności. Nadziei pełni nie można zastąpić inną nadzieją. Nadzieja buduje się na modlitwie, która jest przylgnięciem do Boga, pokarmem życia duchowego, sterem do kierowania wędrówką, pomocą do osiągnięcia zbawienia. Ten, który obiecał nam życie wieczne, wskazał także drogę do jego osiągnięcia. Modlimy się więc: "Przyjdź królestwo Twoje" - w każdym z nas i w każdym stworzeniu. To królestwo jest już zapoczątkowane w Kościele chrześcijan, do którego wszyscy wchodzą i tworzą jedno Ciało, ale każdy osobno. Zjednoczeni w imię Chrystusa, ale jako nienaruszalne jednostki. Modlitwa jest odpowiedzią na nauczanie Chrystusa, by w tym królestwie żyć według rytmu tego, co Boże, by taka próba mogła być podjęta i wypełniona aż do głębi. Nie jest ucieczką od świata, ale życiem w nim, żyjąc dla Boga.

Modlitwa jest pokorą

- wolną akceptacją, przyjęciem, zgodą; jest wyzwoleniem wolności w Bogu, by wolność rozwijała się w świecie. Jest wyborem Krzyża - "drzewa zdrowia", jak mówi św. Bonawentura, by zasadzić je w sercu każdego człowieka. Chrześcijanin nie modli się o kawałek ziemi, ale o łaskę płynącą z ran Chrystusa, by móc złączyć życie z Jego męką i Jego zmartwychwstaniem. Modli się, by krew Sprawiedliwego zmywała z jego rąk wodę, którą - naśladując Piłata - je obmywa, zuchwale deklarując, iż nie jest winny Jego śmierci. Modlitwa, która wzywa miłosierdzia z wysoka, jest skuteczna także na ziemi.

Modlitwa nie rodzi się z lęku

i obawy przed potępieniem. Anonimowy chrześcijanin hiszpański z XVII w. modlił się: "Nie skłania mnie, Panie, do kochania Ciebie niebo, które mi obiecałeś. Piekło, którego tak bardzo trzeba się lękać, nie skłania mnie do tego, bym przestał Cię kochać. Skłaniasz mnie Ty, mój Boże; skłania mnie spojrzenie na Ciebie, przybitego do krzyża; skłania mnie spojrzenie na Twoje poranione ciało; skłaniają mnie Twoje upokorzenia i Twoja śmierć. Skłania mnie w końcu do tego Twoja miłość, tak że nawet gdyby nie było nieba, kochałbym Ciebie. Nie masz niczego, co mógłbyś mi dać, bym Cię kochał, ponieważ - jeśli czegoś oczekuję, obym tego nie oczekiwał - w taki sam sposób, jak Cię kocham, tak kochałbym Ciebie". Św. Teresa z Awila dochodzi do stwierdzenia, że nawet jeśli wiedziałaby, że jest potępiona, to kochałaby Boga jeszcze bardziej, jakby chciała powiedzieć, że w takim przypadku kontemplowałaby w sobie sprawiedliwość Bożą.

Modlitwa jest ogniem oczekiwania

żywą obecnością nieobecności. Modlić się to rozmawiać wewnętrznie z Bogiem, nawet nic nie mówiąc. Jest ona wprawdzie mówieniem, które zakłada słowo, ale niekoniecznie. "Ojcem modlitwy jest milczenie, a matką samotność" (Rudelbach). Modlitwa myślna jest trudniejsza niż ustna - mówi św. Teresa z Avila. Nie tylko dlatego, że wymaga większej uwagi i odporności wobec roztargnień, ale dlatego, że wchodzi w głąb, domagając się radykalnego i bolesnego zdystansowania w stosunku do rzeczy tego świata. Św. Jan z Avila twierdzi, że słowo wznosi się do Boga łatwiej i mocniej, gdy wyrasta z milczącej modlitwy. Za pośrednictwem milczącej modlitwy oczyszczony duch zyskuje nową żywotność, która rodzi się w łonie Miłości.

W Wieczerniku Pięćdziesiątnicy objawiło się nowe stworzenie, zaczęła się nowa historia, człowiek został podniesiony na nowy poziom życia i działania. Wchodząc w klimat tamtego wydarzenia, klimat modlitwy, staje się uczestnikiem tej nowości i przyczynia się do tego, że to, co ludzkie, poddając się rytmowi tego, co Boskie, otrzymuje udział w przemianie duchowej. Człowiek i świat mogą się wznieść od tego, co negatywne i skończone, do sensu i głębi Nieskończoności, ale potrzebują do tego wichru Ducha i kanału łaski, przychodzących przez bramę modlitwy.

opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama