Święto odzyskanej miłości

Rozmowa o sakramencie pokuty

- Księże Marku, w wielu krajach Europy Zachodniej zanika świadomość znaczenia sakramentu spowiedzi...

Problem jest chyba dużo głębszy. Otóż zanika przede wszystkim realistyczne spojrzenie człowieka na samego siebie. Coraz więcej ludzi ulega naiwnej ideologii ponowoczesności, według której każdy z nas jest niemal kimś doskonałym i bezgrzesznym, a w konsekwencji może - a nawet powinien - czynić to, co sam uważa za stosowne. Tego typu naiwne przekonanie to powtarzanie dramatu grzechu pierworodnego, który polegał na tym, że pierwsi ludzie wmówili sobie to, iż własną mocą odróżnią dobro od zła i że sami będą jak Bóg. W rzeczywistości okazało się, że własną mocą, bez Boga, potrafią jedynie mieszać dobro ze złem i czynić zło. Najbardziej radykalne zagrożenie dla sumienia pojawia się wtedy, gdy wszystkie sposoby postępowania zaczynamy uznawać za równie dobrą alternatywę. Jest to przejaw tchórzostwa wobec prawdy o człowieku i wobec prawdy o skutkach zła, które on wyrządza.

Współczesny człowiek jest z reguły mniej wrażliwy na swoje grzechy niż ludzie w poprzednim pokoleniu nie tylko ze względu na dominującą, niską kulturę, która boi się prawdy, ale też dlatego, że staliśmy się bardziej powierzchowni zarówno w naszych więziach, jak też w wartościach, jakie stawiamy na straży tychże więzi. Gdy nasze więzi i wartości okazują się coraz bardziej powierzchowne, wtedy my sami stajemy się coraz mniej wrażliwi na krzywdę, którą komuś wyrządzamy, a nawet na krzywdę, którą wyrządzamy samym sobie. W konsekwencji dostrzegamy coraz mniej grzechów w naszym sposobie postępowania i albo w ogóle się nie spowiadamy, albo spowiadamy się z „bezgrzeszności” na zasadzie: skoro nikogo nie zabiłem i nie podpaliłem, to znaczy, że jestem w porządku. Czyniąc rachunek sumienia, coraz mniej ludzi stawia sobie to pytanie, które Bóg nam postawi przy końcu życia doczesnego: czy kochałeś? Tymczasem współczesny człowiek coraz częściej stawia sobie jedynie pytanie o to, czy nie krzywdził. Bywa i tak, że ktoś nawet krzywdy zaczyna interpretować w sposób tak przewrotny, by „zasługiwały” na tolerancję, a nawet na akceptację.

Na szczęście również w naszych czasach jest wiele osób, które kształtują w sobie prawe sumienia i które mówią sobie prawdę o własnym postępowaniu zarówno wtedy, gdy prawda ta jest radosna, jak też wtedy, gdy jest ona bolesna i gdy stanowi wezwanie do nawrócenia. W sierpniu przebywałem w jednej z niemieckich parafii koło Baden — Baden. W ciągu kilku dni kilkanaście osób poprosiło mnie o dłuższe rozmowy, połączone ze spowiedzią. Poczucie grzechu mają jedynie ludzie mądrzy i szlachetni. Mądrość potrzebna jest do tego, by odróżniać to, co nas rozwija od tych zachowań, poprzez które krzywdzimy samych siebie i innych ludzi. Z kolei szlachetność potrzebna jest po to, by czynić to, co wartościowsze a nie to, co łatwiejsze. Im mniej w nas mądrości i szlachetności, tym więcej w nas chorej tolerancji i akceptacji wobec tego, co nie jest godne człowieka i jego dziecięctwa Bożego. I tym więcej krzywd wyrządzamy nie tylko naszym bliźnim, ale także samym sobie.

- W nauczaniu Ojca Świętego charakterystyczne jest to, że przypomina oni kapłanom nie tylko o tym, iż mają spowiadać innych ludzi, ale także o tym, iż oni sami powinni się spowiadać...

- To przypominanie ze strony Jana Pawła II może dziwić wyłącznie tych księży, którzy przeżywają poważny kryzys. Wszyscy inni księża zdają sobie sprawę z tego, że dla ludzi świeckich są oni duszpasterzami, ale że wraz ze świeckimi są uczniami Chrystusa, powołanymi do przezwyciężania swoich słabości i do ciągłego nawracania się. Pomagając innym ludziom, kapłan nie pomaga jeszcze samemu sobie. To dwa różne zadania, z których to drugie — pomaganie samemu sobie w dorastaniu do świętości — jest jeszcze trudniejsze niż to pierwsze, czyli towarzyszenie innym ludziom w dorastaniu do miłości. Kapłan to ktoś, kto - jeszcze bardziej niż świeccy — powinien mieć zarówno poczucie osobistej słabości i grzeszności, jak też świadomość, że spowiedź to spotkanie, umocnienie, święto, szczególnie ważne miejsce formowania sumienia i dorastania do świętości. Sługa Boży Jan Paweł II spowiadał się co tydzień... „My, kapłani” — mówi Jan Paweł II — „możemy z własnego doświadczenia śmiało powiedzieć, że im pilniej korzystamy z sakramentu pokuty, przystępując doń często i dobrze przygotowani, tym lepiej sami wypełniamy posługę spowiedników i jej dobrodziejstwo zapewniamy penitentom. W dużej mierze natomiast posługa ta traci swą skuteczność, jeśli w jakikolwiek sposób przestajemy być dobrymi penitentami (...). Kapłani powinni czynić wszystko, aby penitenci cenili sobie spowiedź i chętnie do niej przystępowali. To spotkanie bowiem oczyszcza i odnawia na drodze do doskonałości chrześcijańskiej i w pielgrzymowaniu do niebieskiej ojczyzny” (Przemówienie do spowiedników, Watykan, 27 III 2004).

- Co to znaczy apostolstwo spowiedzi?

Najpierw powiedzmy o apostolstwie w ogóle. Otóż apostolat to nie tylko ewangelizacja, czyli świadczenie w swoim środowisku o Chrystusie i Jego miłości do człowieka, ale to także formacja, czyli dorastanie do miary bogatego, świętego człowieczeństwa, do jakiego możemy dorastać dzięki przyjaźni z Chrystusem i więzi z Jego Kościołem. Sakrament pokuty i nawrócenia to szczególnie ważne miejsce formacji. Ważne jest to, by księża ukazywali ten sakrament w sposób pogłębiony, a zatem bez moralizowania („musisz się spowiadać, bo to obowiązek”) oraz bez popadania w myślenie magiczne, które polega na traktowaniu spowiedzi jako rodzaju pralni automatycznej, do której człowiek wchodzi i bez własnego wysiłku zostaje oczyszczony.

Najlepsza metoda apostolatu spowiedzi to fascynowanie współczesnych ludzi tym sakramentem poprzez ukazanie jego piękna i głębi. Sakrament pokuty i pojednania to dar niezwykłego spotkania z Bogiem, który współcierpi z grzesznikiem, którego kocha i marzy o tym, by wyprawić mu ucztę odzyskanej miłości. Spowiedź to zatem nie tylko żal za grzechy i wyznanie grzechów. To także zadośćuczynienie za wyrządzone krzywdy i zmartwychwstanie w nas Bożych marzeń, pragnień i ideałów. To święto odzyskanej godności i miłości. To upewnienie się o tym, że Bóg pragnie, bym żył w wolności i godności Jego dziecka. To także upewnienie się o tym, że najgorszą nawet przeszłość można zamknąć w jednej chwili, jeśli tylko zaczyna ktoś tu i teraz bardzo kochać. Jak owa niewiasta z Ewangelii, której Jezus wiele przebaczył, gdyż bardzo ukochała...

- A apostolstwo spowiedzi w odniesieniu do świeckich?

To również przede wszystkim świadectwo z ich strony. To świadectwo ludzi świeckich o tym, że korzystanie z sakramentu pokuty i pojednania przynosi w ich życiu błogosławione owoce. Najbardziej skuteczny apostolat spowiedzi podejmują ci penitenci — świeccy i duchowni - którzy żyją w tak szlachetny sposób, że ludzie z ich otoczenia pytają zafascynowani i zdumieni: skąd czerpiesz mądrość i siły, by tak właśnie postępować? To święci a nie grzesznicy najczęściej i najowocniej korzystają z tego sakramentu. Każdy, kto potwierdza to własnym życiem, skutecznie włącza się w apostolat spowiedzi.

- Dlaczego Kościół zachęca do stałego spowiednictwa, czyli do przystępowania do sakramentu pokuty u tego samego kapłana?

Wynika to z poczucia realizmu, czyli ze świadomości, że im lepiej spowiednik zna penitenta, tym większą ma szansę pomóc mu w owocnym przeżywaniu sakramentu pokuty. Stosunkowo łatwo jest określić to, co stanowi naruszenie przykazań i norm moralnych. Innymi słowy stosunkowo łatwo jest określić to, co jest krzywdą w postawie człowieka do samego siebie czy do kogoś innego. Znacznie trudniej natomiast jest ocenić stopień winy moralnej kogoś, kto krzywdzi siebie czy innych. W tym przypadku trzeba bowiem wziąć pod uwagę stopień świadomości i wolności tego, kto krzywdzi oraz sposób uformowania jego sumienia. Jeszcze trudniej ocenić wyrządzoną krzywdę w kategoriach grzechu. W sensie ścisłym grzech popełnia ten człowiek, który ma świadomość, że wtedy, gdy krzywdzi samego siebie czy kogoś innego, to największe cierpienie zadaje Bogu, który kocha nas nieskończenie bardziej niż my jesteśmy w stanie pokochać samych siebie. Dobra znajomość penitenta i jego historii jest szczególnie ważna wtedy, gdy ktoś spowiada się z dłuższego okresu. Moralny osąd dawnych czynów powinien być bowiem dokonany według stanu sumienia i świadomości tego człowieka z okresu, w którym popełniał on owe złe czyny.

- Ojciec Święty w "Misericordia Dei" bardzo wyraźnie podkreśla potrzebę konfesjonału. Mówi nawet o kratkach, które ułatwiają zachowanie anonimowości. Jednak współczesna młodzież odchodzi od tego w zamian za rozmowę oko w oko...

Zjawisko to dotyczy nie tylko młodzieży. Coraz więcej starszych osób wybiera tę właśnie formę spowiedzi. Istotne jest to, by ta zewnętrzna forma nie prowadziła do wypaczenia tego, co dzieje się w spotkaniu penitenta ze spowiednikiem. Spowiadanie się twarzą w twarz oznacza zwykle to, że penitent łączy sakrament pokuty i pojednania z kierownictwem duchowym. Chce wtedy coś więcej opowiedzieć o sobie i o swojej dotychczasowej historii. Liczy też na bardziej szczegółową poradę ze strony spowiadającego. Źle natomiast dzieje się wtedy, gdy spowiedź twarzą w twarz staje się rodzajem ogólnej rozmowy, a nawet towarzyskiej pogawędki o życiu. Wtedy nie jest to już spowiedź. Czasem jest to już raczej próba imitowania tego, co dzieje się w gabinetach psychologów czy w punktach poradnictwa. Coraz częściej zdarzają mi się sytuacje, w których ktoś przychodzi do mnie jako do psychologa, gdyż sądzi, że potrzebuje porady psychologicznej. Tymczasem w trakcie rozmowy odkrywa, że najbardziej potrzebuje spowiedzi...

- Jan Paweł II zachęcał do częstej spowiedzi... Czy w takiej sytuacji nie grozi rutyna?

Istnieje oczywiście takie niebezpieczeństwo. Cotygodniowa spowiedź jest najbardziej wskazana dla dzieci i młodzieży, gdyż wiek rozwojowy to zwykle ten okres życia, w którym najbardziej kształtuje się wrażliwość sumienia i hierarchia wartości młodego człowieka. To także okres, w którym najłatwiej się zagubić i pomieszać dobro ze złem. Ludziom dorosłym, którzy czuwają nad sobą, stawiają sobie szlachetne wymagania, włączają się w grupy formacyjne i mają zwyczaj codziennego rachunku sumienia, zwykle wystarczy spowiedź comiesięczna. Przed rutyną najbardziej chroni wrażliwość sumienia i stanowczość w pragnieniu świętości, a nie częstotliwość korzystania z sakramentu pokuty.

Czym różni się kierownictwo duchowe od stałego spowiednictwa? Czy kierownictwo oznacza, że ktoś inny kieruje moim życiem?

Te dwie formy pomocy w rozwoju są ze sobą ściśle powiązane. Stały spowiednik wypełnia ważną funkcję w rozwoju duchowym swego penitenta. Dobrze jest, gdy są to jednak dwie różne osoby między innymi dlatego, by penitent wiedział, że ostateczne decyzje co do swojego życia i postępowania musi podejmować on sam. Kierownictwo duchowe pomaga wypływać na głębię... Ta formacja ku świętości była w pierwszych wiekach Kościoła „zarezerwowana” niemal wyłącznie dla kapłanów, osób zakonnych. Na szczęście Sobór Watykański II przypomniał nam o powszechnym powołaniu do świętości i stąd obecnie obserwujemy zdecydowanie większe zainteresowanie kierownictwem duchowym ze strony osób świeckich.

Towarzyszenie duchowe to cierpliwe a zarazem stanowcze pomaganie człowiekowi w naśladowaniu Chrystusa. To troska o harmonijny rozwój całego człowieka. Kierownictwo nie oznacza, że ktoś kieruje za mnie moim życiem. To nazwa jest zatem nieco myląca. Właśnie dlatego lepiej jest mówić o towarzyszeniu duchowym, chociaż i ten termin nie jest do końca precyzyjny, gdyż towarzyszenie duchowe nie dotyczy jedynie duchowości ale wiąże się z pomaganiem danemu człowiekowi w osiąganiu dojrzałości we wszystkich wymiarach życia. Towarzyszenie duchowe to pomaganie człowiekowi w wypływaniu na ewangeliczną głębie więzi i wartości po to, by formował w sobie bogate człowieczeństwo oraz dorastał do radosnej świętości, do jakiej każdego człowieka powołuje Ten, który nas rozumie i kocha.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama